Szukaj w serwisie

×
24 marca 2020

Radek Wiśniewski: O zdumiewających obrotach rzeczy i świata

Radek Wiśniewski

Radek Wiśniewski

Jak się czuje nasz minister edukacji, premier, minister Szumowski, cała grupa trzymająca władzę, kiedy okazuje się, że chronić dupę mają ci, którymi pogardzali. W czasie kiedy lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, nauczyciele domagali się godności dla swoich zawodów byli łaskawi sobie w najlepszym razie urządzać podśmiechujki. Ludzie bijący brawo na balkonach. Być może ci sami, którzy rok temu pisali o nierobach, obibokach, totalnej opozycji, sorosowych srebrnikach.

 

„Agencja Rezerw Materiałowych (ARM) jest wyposażona we wszystkie środki ochrony osobistej i leki na wypadek jakiejkolwiek epidemii”
(Minister Zdrowia Łukasz Szumowski w końcu lutego 2020)

„Pomóżcie nam. Nie mamy rękawiczek, maseczek, kombinezonów, płynów odkażających oraz pieniędzy, aby te środki kupić”.
(Szpital w Nowym Mieście nad Pilicą w połowie marca 2020)

"Nie bądź głupi, trzymaj odległość, nie daj się zabić"
(Droga Polskich saperów, Monte Cassino 1944)

Przepraszam, wiem, że miałem już zająć się uspakajaniem samego siebie przez snucie wspomnienia o Franku z Lipnicy, o Nietoperzu z Kurdwanowa (wiem, że z Lublina, ale taka moja licencia). Miały być ćwiczenia z pamięci epizodycznej. Ale pisanie to zen, jak napisał kiedyś psycholog-behawiorysta Friderick Skinner. Kiedy zaczynasz nie wiesz gdzie cię poprowadzi. I to napisał naukowiec o pisaniu artykułów naukowych a co dopiero ja skromny hurtownik zdarzeń.

Miałem w życiu kilka przygód intelektualnych, momentów dziejowych, które bardzo lubiłem, kiedy mózg mi parował z wysiłku i fizycznie czułem jak neurony z wielkim wysiłkiem wypuszczają do siebie nowe wpustki, łapki i chwytają się z całych sił, i potrząsają, i ściskają się, aż z tego wszystkie wyrastają im nowe wypustki i nowe.

Jedną z takich przygód były studia podyplomowe w Kanadzie. W czasach kiedy masa ludzi jako część swoich studiów dziennych ma zajęcia w obcych językach, wyjeżdża to tu, to ta, to może nie brzmi jakoś szalenie atrakcyjnie, ale tak byłem na podyplomowych z mediacji i negocjacji w Kanadzie i musiałem się ustawić na studiowanie, pisanie prac po angielsku, odpowiadania, ćwiczenie, dyskutowanie.

Na studiach byli ludzie bardzo dobrze ustawieni w swoich zawodach, ich firmy agencje rządowe. Byłem jedynym, za którego z dużym wysiłkiem płaci jego rodzina, a konkretnie ojciec.

I w jakimś momencie na jakimś kursie kobieta opowiadała o tym jak nie należy negocjować/mediować, jak się kładzie próbę rozwiązania konfliktu i jakie tego są przyczyny. Poczułem jak rzadko, że mogę moim znajomym Kanadyjczykom coś opowiedzieć. I niepewnie, ważąc słowa opowiedziałem im o powodzi 1997 roku.

Woda szła na Wrocław, mówiłem, miasto liczące kilkaset tysięcy ludzi. Nie było szansy, żeby Wrocław uratować innej jak tylko wysadzić wały powodziowe przed miastem co spowodowałoby spłaszczenie fali powodziowej. Wiadomo było nawet gdzie te wały władza chciała wysadzić, bo w nocy pojawili się saperzy, śmigłowce i to było zaraz obok domów ludzi, którym nikt, nic nie powiedział, że zostaną poświęceni w imię wyższej konieczności. Trudno się dziwić, że ludzie się wkurwili i wyszli na te wały, żeby zablokować wysadzenie. I w dupie mieli wielki Wrocław za plecami skoro chodziło o ich domy. Kto da wysadzić własny dom, żeby inni mieli dom? No dobra, zalać kontrolowaną, lub nie falą powodziową.

Kanadyjczycy cały czas na mnie patrzyli i słuchali, ale patrzyli i słuchali jakoś tak, jakby nie rozumieli co do nich mówię.

Potem, opowiadałem, wytworzyła się sytuacja patowa. Bo woda płynęła, ludzie stali na wałach, czas mijał. Napięciu w moich kanadyjskich słuchaczach i słuchaczkach też rosło. I z tego, co pamiętam, po fiasku wysadzenia wałów w nocy, zmarnowanym poranku, koło południa władza przysłała policję z pałkami, która podjęła próbę spędzenia mieszkańców z wałów przy ostrym pałowaniu, ale okazało się, że policji było za mało, czy też może ludzie walczący o własne domu, wykazali większą determinację, niż źle opłacana policja i siły porządkowe nie dały rady. I wtedy jak potajemnie się nie dało, bijąc w ryj się nie dało, wojewoda przysłał negocjatora, żeby jednak z ludźmi pogadać.

Kanadyjczycy myśleli, że opowiadam im skecz Monty Pythona. Nie mogli uwierzyć, że opowiadam im o działaniu europejskiego państwa. Inna sprawa, że od tamtej pory patrzyli na mnie inaczej, jak na faceta, który przyjechał z wojny i przeżył na niej trzydzieści niemal lat. I pozostał człowiekiem.

Ciekawe czy wiecie, dlaczego mi się to przypomniało?

Bo myślałem, natchniony myślą Janusza Radwańskiego, jak się czuje nasz minister edukacji, premier, minister Szumowski, cała grupa trzymająca władzę, kiedy okazuje się, że koronawirus jako duch święty wieje kędy chce i nawet ministra potrafi uszkodzić bez umówionej audiencji a chronić dupę mają ci, którymi pogardzali.

Może nie wysłali przeciwko nim chłopców z lalami, ale w czasie kiedy lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, nauczyciele domagali się godności dla swoich zawodów byli łaskawi sobie w najlepszym razie urządzać podśmiechujki.

I wtem okazało się, że strategiczne dla państwa nie są zestawy antyrakietowe "Patriota", nota bene wcale nie najlepsze i kupione na rympał, bez przetargu i offsetu.

Okazało się, że nie nowoczesne i trudnowykrywalne (ale nie niewidzialne, spokojnie) samoloty F-35 po dwa miliardy sztuka (tez bez przetargu i offsetu, takich rzeczy nie robi się Wielkiemu Bratu) - nie chronią przed wirusem.

I doszło do świadomości, że wojska obrony terytorialnej paradujące w nówkach hełmach z kevlaru i z nówka karabinkami, gdy profesjonalne wojsko zakłada "hełmy-orzeszki" z lat 60-tych, chwyta w garac kałachy i jeździ posowieckimi Bojowymi Wozami Piechoty o opancerzeniu grubości papieru - że ta pokazowa formacja Antosia M. - ono także psu na buty w czas epidemii.

Zastanawiam się jak oni wszyscy się czują. Ci chłopcy w opiętych przez rozbudowana muskulaturę tiszertach z logiem NSZ i napisami "śmierć wrogom ojczyzny", kiedy okazało się, że dobro ogółu wymaga specjalistycznej wiedzy medycznej, a nie biegania z giwerą po poligonie. Kiedy okazuje się , że szczytem patriotyzmu jest zostanie w domu i powstrzymanie się od zapierdzielania po supermarketach. Jakby powiedział Paul Tilich - "męstwo bycia".

Jak czuje się jeden z drugim wynajmowany przez nas władyka, gdy okazuje się, że musi się odwołać do etosu grup zawodowych, którym okazano pogardę odmawiając nawet poważnej rozmowy. Przecież nikt nauczycielom nie podniósł pensji, nie kupił im laptopów, nie przeszkolił nagle ze zdalnego nauczania. Minister o urodzie jaszczura burknął tylko, że ma być zrobione i tyle. Jak do tych ludzi na wałach pod Siechnicami.

Jak się czuje minister Szumowski wykonujący gest zawierający minimum normalności względem Owsiaka, ale także dziesiątków tysięcy ludzi zaangażowanych w WOŚP i mówiący "Panie Jurku, dogadajmy się jakoś". Po tym, jak rządowe media i usłużne trolle wyczerpały zapas szamba ze wszystkich zbiorników w kraju obrzucając go gównem.

Jak się czują lekarze, pielęgniarki, ratownicy, diagności, którzy zasuwają do utraty przytomności, w warunkach ciągłego narażenia zdrowia i życia - bo pandemia. Ale za te same pieniądze, bez podstawowego sprzętu ochrony, bez zmienników, bo nagle personelu zabrakło. Bo tak wymaga dobro ogółu. Bo Wrocław, Polska za plecami. Ludzie bijący brawo na balkonach. Być może ci sami, którzy rok temu pisali o nierobach, obibokach, totalnej opozycji, sorosowych srebrnikach. Tak samo, jak pewnie mieszkańcy Wrocławia by pisali o "siechnickich wsiurach" latem 1997, gdyby internet był wówczas tak powszechny.

Myślę, że minister Szumowski to może nawet ma jakieś minimum przyzwoitości, ale w najlepszym razie ma taką rolę jak ten negocjator od wojewody przysłany na wały pod Siechnicami po tym jak pierwsze pałowanie przerażonych ludzi się nie powiodło.

Najlepsza analogia ma jednak swoje granice. Nie jesteśmy na wałach w Siechnicach i nie jest rok 1997. Poznaję to po tym, że nauczyciele w 48 godzin ogarniają platformy zdalnego nauczania, zamawiają za swoje gówniane pensje laptopy, a lekarze i pielęgniarki nie odmawiają leczenia ministrów rządu, który nimi tak bezprzykładnie gardził. Tak poprzednie też nie miały ich w poważaniu, ale tak jak ze wszystkim innym - ten rząd był i pozostaje bardziej bardziejszy. Niczego nie odmawiają. Mimo że wiadomo,że trup będzie słał gęsto. Jak w każdej bitwie.

A jednak - wstają na dyżur, zakładają maseczkę i idą w dym, jak ten polski saper pod Monte Cassino na Drodze Polskich Saperów - świeca dymna w kieszeń i naprzód.

Mam dosyć czyste sumienie o tyle, że dosyć jawnie popierałem nauczycieli i lekarzy. Dlatego mogę zakończyć tę notatkę cytatem z piosenki Jana Krzysztofa Kelusa, który napisał kilka świetnych tekstów, które żyją i bronią się niezależnie od tego, że na ile się orientuję politycznie autor jest po stronie obecnej grupy trzymającej władzę.

"...O ludzkiej śmierci nie opowiesz pieśnią
wiersza kadzidło zmarłym
odważnym wszystkim pokłon niski
pogarda dla kanalii..."

(Jan Krzysztof Kelus, "Jesień w pasiece")

Radek Wiśniewski

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: