Szukaj w serwisie

×
14 marca 2020

Marcin Zegadło. Z cyklu: Dziennik pandemiczny. 14.03.2020 r. – sobota (wieczór)

Marcin Zegadło - poeta, publicysta

Marcin Zegadło - poeta, publicysta

Zdarzyć się może, że wskutek pandemii gwałtownie wzrośnie liczba rozwodów i rozstań. Czasy są takie, że większość nie jest nauczona spędzać ze sobą więcej czasu niż długość kilku odcinków serialu lub czas trwania posiłku (o ile jeszcze powszechne jest jadanie ich razem, my staramy się jadać, może nas to nie zabije)

 

Po południu idę na zakupy. W Biedronce dziwnie ponuro (puste półki), więc wybieram bardziej kameralny, osiedlowy spożywczak.

Ktoś opowiada, że wczoraj jakiś facet, który podobno wrócił z Mediolanu z wyraźnymi objawami przeziębienia wszedł do nich do urzędu i usiłował tam załatwić jakąś sprawę. Odmawiał opuszczenia budynku. Zrobiło się nieprzyjemnie. Zawiadomiono Sanepid. Sprzedawczyni ze zrozumieniem kiwa głową. Mówi, że co one mają tutaj powiedzieć jak tu tyle ludzi przychodzi. A wcześniej przychodzili jeszcze studenci z pobliskiej uczelni. Niektórzy nawet zagraniczni.

Nie wiem, czy to złudzenie, czy faktycznie ruch na ulicy jakby mniejszy. Mieszkam w śródmieściu. O tej porze w sobotę ulicą przejeżdża zwykle dużo więcej samochodów, dużo więcej osób czeka na przystankach na tramwaj, autobus. Właściwie to dobrze, że takie pustki. Chociaż ogólne wrażenie przygnębiające.

Decyduję odpuścić z bieganiem, nawet tym outdoorowym. Zresztą od dzisiaj zamknęli mi stadion, na który przeniosłem się z siłowni, kiedy zorientowałem się jakiś czas temu, że mam tam kilku miłośników włoskiej kultury i zabytków.

Z drugiej strony to zamknięcie w domach ma swoje zalety. Całą masę czasu spędzamy ze sobą. Bawimy się z dziećmi. Oglądamy z Wi islandzki serial na Netflixie.

Nasza czteroletnia córka, widząc śnieg na ekranie pyta, co to jest to białe? Dlaczego tam jest tak biało? Czteroletnie dziecko urodzone w Europie Wschodniej nie widziało na oczy śniegu. Nie pamięta go. Ale kogo teraz interesują zmiany klimatyczne. Wieczorem czytamy.

Może ludzie będą mieli teraz trochę więcej czasu, żeby siebie nawzajem posłuchać. Banał. Chociaż znajomy mojego dziadka powtarzał, że jego małżeństwo przetrwało tylko dzięki temu, że jego żona nigdy go uważnie nie słuchała. Więc zasadniczo nie ma reguł. Może się okazać, że efektem tej popieprzonej sytuacji wcale nie musi być umocnienie „międzyludzkich relacji”.

Zdarzyć się może, że wskutek pandemii gwałtownie wzrośnie liczba rozwodów i rozstań. Czasy są takie, że większość nie jest nauczona spędzać ze sobą więcej czasu niż długość kilku odcinków serialu lub czas trwania posiłku (o ile jeszcze powszechne jest jadanie ich razem, my staramy się jadać, może nas to nie zabije).

W sklepie młody koleś przede mną rozmawia przez telefon:
- Nic, kurwa! Nic nie robię! Co mam robić. W domu siedzę. W sobotę wieczorem! Ogarniasz to? Ja w domu, kurwa! W sobotę wieczorem!

I jest w tym jego spontanicznym wyznaniu ból tego rozpędzenia, które jego rówieśnicy nieśli w sobie z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc w tych swoich dwudziestokilkuletnich głowach, aż ich ta pandemia wyhamowała. Są jak kierowca bolida, który przypieprzył w bandę. Oni już się nie poruszają, ale to, co mają w sobie – jeszcze pędzi. Trafili na ścianę bezczynności, ciszy i pustki, którą teraz od nowa, jak dzieci będą musieli nauczyć się wypełniać. Bycie z sobą samym może okazać się w tym wypadku koszmarem. Nie ma bardziej smutnego doświadczenia niż to, kiedy dowiadujemy się o sobie samych, że jesteśmy potwornymi nudziarzami.

Marcin Zegadło

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję