Szukaj w serwisie

×
14 lutego 2018

Dariusz Stokwiszewski: Żałoba — żałobie nierówna. Podobno minister Błaszczak chce rzucić haniebne „wyzwanie” przeciwnikom miesięcznic

Dariusz Stokwiszewski

Dariusz Stokwiszewski

Uważam, że zasadniczym imperatywem działań Jarosława Kaczyńskiego są te przesłanki: żądza nieograniczonej, niczym nieskrępowanej władzy i megalomania przejawiająca się w tym, że patrząc na wizerunek zmarłego, brata widzieć chciałby ten swój, własny - w glorii „wielkości i chwały”! To smutne i sztuczne

 

Wypadek lotniczy pod Smoleńskiem z 10 kwietnia 2010 roku, w wyniku którego śmierć poniosło 96 osób (w tym ważni polscy politycy, wojskowi, duchowni i osoby spoza tych kręgów), wstrząsnął Polską i światem. Bez wątpienia była to największa katastrofa, jaka wydarzyła się w polskiej komunikacji lotniczej od wielu dziesięcioleci. Naród polski, pogrążony w niewypowiedzianym żalu, wydawał się zjednoczony, jak nigdy dotąd. Nikomu jednak nie przyszłoby do głowy to, że znajdzie się ktoś, kto zechce w sposób bardzo cyniczny wykorzystać tę straszną katastrofę, do realizacji celów politycznych, nie tylko niesłużących polskiej racji stanu, ale wręcz godzących w wolności zagwarantowane nam wszystkim w Konstytucji RP z 1997 roku. Konstytucji dodam tu, wypracowanej w czasie dla Polski niełatwym, ale na podstawie narodowego konsensusu.

Znaleźli się jednak ludzie, dla których to nie konstytucja oraz prawa w niej zawarte są kluczowe dla istnienia polskiego, demokratycznego państwa prawa. Dla nich ważniejsze wydają się własne, partykularno — osobowościowe interesy oraz interesy partii, które tym pierwszym – partykularnym mają służyć do promocji własnej osoby oraz budowania legend z jednoczesnym zakłamywaniem i/lub deprecjonowaniem, obiektywnej prawdy.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tzw. miesięcznicach, do głowy mi nie przyszło, że to zjawisko – nowe nie tylko w polskiej tradycji – stanie się iskrą na prochy, która uruchomi „reakcję łańcuchową”, skutkującą trwałym podziałem społeczeństwa, jakiego świat dotąd jeszcze nie widział. I według mnie nie ma w tym stwierdzeniu zbytniej przesady, dopóki nie odnosimy się do sytuacji takich, jakie miały miejsce na Bałkanach w latach 1991-95, czy nieco wcześniej na kontynencie afrykańskim. Mam nadzieję na to, że powiedzenie „wszystko jeszcze przed nami”, nigdy nie znajdzie w naszej sytuacji zastosowania.

Medycyna i psychologia o żałobie: Żałoba spowodowana utratą kogoś bliskiego to stan, który u każdego z nas przebiega inaczej. Jej obraz oprócz czynników psychologicznych w istotny sposób zależy od wpływów kulturowych. Wśród wzorców radzenia sobie z utratą mogą się pojawić mechanizmy funkcjonalne (pozwalające zaakceptować utratę i zaadoptować się do dalszego życia), jak i dysfunkcjonalne (np. idealizowanie zmarłego czy wręcz odwrotnie – unikanie myśli i uczuć związanych z utraconą osobą).

„Prawidłowo” przebiegająca i niepowikłana żałoba mająca znaczenie przystosowawcze, pozwala pogodzić się z utratą i dostosować się do nowej rzeczywistości. Z kolei jej „powikłana” postać lub depresja rozwijająca się w przebiegu tego stanu mogą być także źródłem dodatkowego cierpienia, a z czasem, utrwalonego pogorszenia funkcjonowania osoby (w tym przypadku również narodu – D.S.).

Ciągłe powroty do bolesnych wspomnień nie tylko nie pomagają, a wręcz szkodzą, co jest doskonale widoczne w przebiegu tego, co jest przedmiotem moich wywodów. Zmuszanie społeczeństwa do oglądania ponad 90 marszów, w atmosferze nocy i zapalonych świateł, przebiegających przy tym w atmosferze żałobnych pieśni, modlitw czy egzorcyzmów, przywołuje czarny obraz średniowiecza i wręcz strach w wielu polskich sercach.

I znów odwołuję się tu do medycyny i psychologii, które definiują oraz obejmują trzy stadia żałoby:

  • o etap wstrząsu ze stanem „odrętwienia” i poczuciem niedowierzania stracie bliskiego;
  • o stan pewnego „kurczenia się w sobie”, z narastającym bolesnym poczuciem utraty i towarzyszącym poczuciem niesprawiedliwości, gniewem, nienawiścią oraz wyrzutami sumienia;
  • o etap adaptacji, w którym osoby będące w żałobie dostosowują się do nowej sytuacji, akceptując uczucia związane ze stratą bliskiego, które z czasem jednak słabną.

Stawiam tezę, że organizatorzy tych comiesięcznych obchodów zatrzymali się ostatecznie na drugim (według medycyny) stadium, przytoczonej definicji omawianego zjawiska. Nie zdają sobie przy tym sprawy (a może i odwrotnie?) z tego, że rozdrapywanie ran, (które od dawna powinny się, przynajmniej powierzchownie zasklepić) nie służy dobru państwa. Spotkania kończące się słowami: jesteśmy coraz bliżej prawdy, są najlepszym na obronę tej tezy dowodem.

Wręcz przeciwnie: sądzę, że doszło tutaj do deprecjacji żałoby, jako stanu szczególnie uroczystego, patetycznego wręcz, z pogranicza nadprzyrodzoności (transcendentności - wymykającej się zwykłemu ludzkiemu doświadczeniu), a więc wykraczającej poza zasięg ludzkiego poznania przy pomocy jego podstawowych zmysłów.

A według mnie wszystko dla celów partykularno - politycznych – do budowania na grobach ofiar trywialnej (co ją odróżnia od stanu żałoby) legendy założycielskiej nowej tysiącletniej, IV Rzeczypospolitej, pod „światłym kierownictwem wodza”, który (według powszechnej opinii) mniej myśli o dobru/spokoju ofiar oraz ich rodzin), a bardziej o własnej „wielkości”. Stąd wysyp kultowych, często „maskarycznych” rzeźb i pomników, zmiany nazw ulic, placów, skwerów, zmiany historii na tę „bardziej poprawną" – „bo pisowską, a zatem patriotyczną” (sic!)

Uważam, że zasadniczym imperatywem działań Jarosława Kaczyńskiego są te przesłanki: żądza nieograniczonej, niczym nieskrępowanej władzy i megalomania przejawiająca się w tym, że patrząc na wizerunek zmarłego, (ale uhonorowanego przez Państwo i Kościół, pochówkiem na Wawelu) brata widzieć chciałby ten swój, własny - w glorii „wielkości i chwały”! To smutne i sztuczne, a dla mnie nie wiąże się w żaden sposób z celebracją prawdziwej żałoby, którą nosi się w sercu, nie obnosząc się z nią publicznie, tym bardziej z nienawiścią tak bardzo bijącą z twarzy podczas każdego wystąpienia!

Nie chcąc, abym został źle odebrany, powiem, że nie jest moją intencją pouczać czy nie daj Boże dotknąć lub obrazić kogoś. Wręcz przeciwnie: chcę, aby nie trywializować śmierci i nie używać jej do niechlubnych celów. Chlubne byłoby dążenie do zakopania podziałów w społeczeństwie i zakończenie szkodliwych dla Polaków i Polski, sporów ze wszystkimi wokół. Sporów, które jawią się jak grzyby po deszczu, odkąd PiS administruje państwem.

Trudno nie wspomnieć przy tej okazji o ogromnych kosztach comiesięcznych marszów, do których wykorzystuje się tysiące policjantów z całej Polski, co jeszcze nie byłoby takie najgorsze, gdyby nie to, że umysły tak wykorzystywanych funkcjonariuszy poddawane są przy tej okazji swego rodzaju indoktrynacji, powodując nieodwracalne zmiany w percepcji wartości uniwersalnych przez większość z nas kultywowanych. W szczytowym okresie tj., w czasie obchodów 7 rocznicy katastrofy przemarszu pilnowało aż 3365 policjantów!

Jak informują media (to w oparciu o dane z Komendy Stołecznej Policji), w samym tylko 2017 roku, ochrona miesięcznic smoleńskich to koszt 4,5 miliona zł kosztowała - co jest wartością cztery razy wyższą, w porównaniu do tej z 2016 r. I tu coś, czego się chyba nikt nie spodziewał, coś, czego ja nie umiem nawet nazwać w sposób kulturalny. Otóż niejaki Mariusz Błaszczak – MSWiA, w jednym z wywiadów w lipcu 2017 stwierdził, cytuję:

Rozmawiałem o tym (miesięcznicach – D.S.) na prezydium klubu parlamentarnego PiS, aby zmienić ustawę o zgromadzeniach, obciążając kosztami tych, którzy deklarują jego zablokowanie. Oni są sprawcami wzrostu tych kosztów (sic!).

Jak należy taką postawę określić? Bezczelnością, chamstwem, arogancją, bezczelnością, prostactwem brakiem empatii czy też zwykłej kultury?! Nie wiem, może wszystkimi tymi pojęciami?! Nie będę tego robić, ocenę pozostawiam czytelnikom moich artykułów!

Pododdziały Policji, a także metalowe barierki nie pozwalają mieszkańcom Warszawy na spacer Krakowskim Przedmieściem, na Plac Zamkowy. Co chwilę ktoś podchodzi i pyta o to, dlaczego nie można tędy przejść. Policjanci odpowiadają, że przejścia nie będzie do godziny 22 oraz kierują mieszkańców na inne, okrężne ulice. Niedaleko funkcjonariuszy stoi kilka radiowozów wydziału prewencji. Słyszy się tu nerwowe komentarze w rodzaju: „szkoda, że armat i czołgów tu nie postawili” …, czy też jeszcze: „to absurdalne, że znów partyjne święto utrudnia życie mieszkańcom stolicy i turystom”.

Czy władza oderwała się od rzeczywistości i uleciała w kosmos beztroski?! Wszystko na to wskazuje, gdyż takie postępowanie, a zwłaszcza strach przed własnymi obywatelami to coś, co może zwiastować różne możliwości. Panie Kaczyński, chyba czas się przebudzić i przeprosić naród za całe wyrządzone mu zło, którego 500+ dane jednym, jest zabierane innym, przy czym mimo to, ja uważam, że było to dobre, choć dość machiawellistyczne posunięcie — zrobione z pełnym wyrachowaniem i politycznym egoizmem!

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję