Szukaj w serwisie

×
8 listopada 2022

Donald Trump powraca na scenę polityczną

Michaela Küfner

Michaela Küfner

Donald Trump powraca na scenę polityczną i dominuje wybory połówkowe w USA. Nie może tego zmienić nawet jego własna Partia Republikańska.

Czy nam się to podoba, czy nie, wyborcy w USA mają wpływ na nasze życie niezależnie od tego, gdzie mieszkamy. Ponieważ są oni obywatelami światowego mocarstwa. Ich decyzje przy urnach wyborczych mają wpływ globalny, zwłaszcza kiedy w Europie szaleje wojna.

We wtorek, około 154 mln wyborców w Stanach Zjednoczonych, wybiera nowy Kongres i inne stanowiska. Przede wszystkim decydują, czy prezydent Joe Biden może jeszcze coś zmienić w polityce w kolejnych dwóch latach urzędowania, które mu pozostały.

Jeśli potrzeba jeszcze jakiegoś dowodu na to, jak globalną siłę mają ci wyborcy, wystarczy spojrzeć na strach w oczach wysokich rangą urzędników NATO w obliczu perspektywy ponownego kandydowania Donalda Trumpa na prezydenta w 2024 roku. Jego ostatnia aluzja, że jest to „bardzo, bardzo, bardzo prawdopodobne”, rozprzestrzeniła się szybciej niż którykolwiek z kampanijnych sloganów, na które kandydaci wydali łącznie 16 miliardów dolarów, czyniąc te wybory środka kadencji najdroższymi w historii USA.

W wielu stanach kandydaci idą „łeb w łeb”, ale przewiduje się „czerwoną falę”, która przywróci republikanom władzę w obu izbach Kongresu. Takie niepowodzenia urzędujących prezydentów w wyborach połówkowych są uważane za normalne w cyklu amerykańskiej polityki.

W tych wyborach jednak nic nie jest normalne. A to głównie dlatego, że Amerykanie głosują nad tym, czy utrzymać obecny kurs demokratów, czy też nienawiść i nieufność między republikanami z „Make America Great Again” Trumpa a resztą ludzi jest już tak głęboka, że nie pogodzą się oni z porażką, bez względu na to, jaki będzie wynik głosowania.

„Trump wygrał” – nadal słychać to kłamstwo

Do dziś Trump upiera się, że to on powinien pozostać w Białym Domu, a nie Biden – nie zważając na to, że nawet prawnicy republikanów stwierdzili, że wybory zostały „przegrane, a nie skradzione”. Ostrzegali, że podważanie wiarygodności wyborów zagraża amerykańskiej demokracji – bezskutecznie. Szkody zostały wyrządzone. Podczas gdy zaufanie do wyborów generalnie pozostaje wysokie, prawie jedna czwarta republikanów nie ufa systemowi wyborczemu. A nowe pokolenie republikańskich liderów lojalnych wobec Trumpa dolewa oliwy do ognia.

Wśród kandydatów republikanów jest około 300 osób negujących wynik wyborów. Trump osobiście popiera wysoko postawionych kandydatów, którzy podzielają jego kłamstwo o „wielkiej kradzieży”. Jak na przykład była prezenterka telewizji Fox, Kari Lake, która chce zostać gubernatorem w stanie Arizona i mówi, że Biden „nie powinien być w Białym Domu”. Lake jest przekonana, że została „wybrana przez Boga” i nie pozostawia wątpliwości, że za prawomocny wynik wyborów uzna tylko wygraną. Jej elastyczne usposobienie i bezwstydne ataki na byłych kolegów z mediów czynią ją możliwą kandydatką na zastępcę prezydenta Trumpa w 2024 roku.

W 2020 roku Trumpowi nie udało się skłonić urzędników wyborczych do „znalezienia” potrzebnych mu głosów. Teraz istnieje realna możliwość, że negacjoniści wyborczy przejmą publiczne biura wyborcze w wielu stanach, a wtedy mogliby zorganizować i albo zatwierdzić, albo zakwestionować wybory prezydenckie w 2024 roku. W efekcie „znalezienie” głosów wyborczych może być wkrótce wynikiem negocjacji – a nie faktycznego liczenia.

Sianie nienawiści i nieufności

Istnieje ogromna przepaść, która grozi zniszczeniem zaufania Amerykanów do samych siebie. Obywatele USA coraz częściej żyją w dwóch równoległych rzeczywistościach, w zależności od obozu politycznego. Mają wspólne obawy – na przykład o wzrost cen i rosnącą przestępczość – ale to, co mogłoby ich łączyć, dzieli ich jeszcze bardziej. Próby demokratów, by złagodzić trudną sytuację ekonomiczną biednych, republikanie tłumaczą jako „socjalizm”. Ich odpowiedzią na przestępczość jest więcej broni, podczas gdy dla demokratów przestępczość jest powodem do interwencji w prawo do jej posiadania. Za zamkniętymi drzwiami senatorowie i posłowie skarżą się, że nie ma już prawie żadnej wspólnej płaszczyzny do debaty. Tam, gdzie praca na rzecz kompromisu oznacza polityczne samobójstwo, rośnie tylko nienawiść i nieufność.

Jeśli ledwo dostrzegalna milcząca większość nie stanie w obronie swojej Ameryki przy urnach wyborczych, wkrótce może ona zobaczyć swój kraj w rękach ludzi, którzy mówiąc: „We the people” bronią tylko własnej wolności, a nie wolności innych. Dotknęłoby to również sojuszników USA takich jak Ukraina, dużą część Europy i wiele krajów poza nią.

Ostatecznie każdy krzyżyk na karcie wyborczej lub w elektronicznej urnie przyczyni się do tego, jak USA będą kształtować swoją strefę interesów i wpływów w zmieniającym się porządku świata.

 

EDAKCJA POLECA

Michaela Küfner



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: