Tomasz Bielecki
– Zwiększymy grupy bojowe na wschodzie NATO do poziomu brygady. I zwiększymy liczebność naszych sił wysokiej gotowości do ponad 300 tysięcy – zapowiedział Jens Stoltenberg, szef Sojuszu.
Szef NATO Jens Stoltenberg zapowiedział zwiększenie sił wysokiej gotowości Sojuszu do ponad 300 tys. pic.twitter.com/k6buTRL6rc
— WarNewsPL (@WarNewsPL1) June 27, 2022
Sekretarz generalny Jens Stoltenberg w przeddzień szczytu NATO w Madrycie zarysował w poniedziałek (27.06.2022) główne decyzje dotyczące wzmocnienia flanki wschodniej Sojuszu.
– Obecnie trwa proces sprawdzania, w jaki sposób możemy jeszcze mocniej zwiększyć obecność NATO w Polsce, ale cała koncepcja wzmocnienia naszych sił do poziomu brygady jest absolutnie istotna dla Polski – powiedział Jens Stoltenberg.
„Bronić każdej piędzi”
Po pierwszej inwazji Rosji na Ukrainę i aneksji Krymu z 2014 roku NATO zdecydowało o rozmieszczeniu wielonarodowych grup bojowych w Polsce, Estonii, Łotwie, Litwie. Łącznie liczą około 5 tys. żołnierzy, a ich obecność w razie ataku Rosji powinna sprowokować szerszą reakcję międzynarodową, w tym posiłki z USA.
Premier Estonii Kaja Kallas przed paru dniami jednak ostrzegała, że dotychczasowa doktryna obronna Sojuszu oznacza, że w razie ataku Rosji kraje bałtyckie najpierw zostałyby starte z mapy, nim NATO podjęłoby kontratak w celu ich wyzwolenia. Stąd postulaty rozmieszczenia przez NATO wystraczająco dużych sił na wschodzie, by „bronić każdej piędzi” terytorium Sojuszu przed inwazją.
W tym celu Estonia, Łotwa i Litwa najgłośniej domagały się, by NATO-wskie bataliony (po około tysiąc żołnierzy) rozrosły się do brygad, które zwykle liczą kilka tysięcy żołnierzy i dysponują znacznie większą siłą ognia. O nadziejach na nową NATO-wską brygadę publicznie mówił też minister Mariusz Błaszczak.
– Zwiększymy grupy bojowe we wschodniej części NATO do poziomu brygady – potwierdził dziś Stoltenberg, choć zastrzegł, że zwiększenie obecności na wschodniej flance nie musi być takie samo dla każdego kraju z NATO-wską grupą bojową. Szczegóły zostaną ustalone i ujawnione dopiero w przyszłości.
Już w tym roku Sojusz zdecydował o stworzeniu czterech kolejnych grup bojowych, w Bułgarii, Rumunii, Słowacji i Węgrzech, co jest reakcją na rosnące zagrożenie wokół granic Ukrainy i w rejonie Morza Czarnego. A w Polsce żołnierze obecnego NATO-wskiego batalionu to część z obecnie około 10 tys. Amerykanów przebywających i ćwiczących w Polsce w ramach NATO oraz umów dwustronnych z USA.
Model niemiecki
NATO jednak szykuje się do rozmieszczania brygad wedle „nowego modelu” nazywanego teraz z Brukseli „modelem niemieckim” przez odniesienie do wojskowej oferty Berlina dla Litwy. Chodzi o to, że w państwie flanki wschodniej ma być rozmieszczone dowództwo, sprzęt i broń, ale bardzo duża część żołnierzy będzie stacjonować na stałe w swym macierzystym kraju. Jednak ich „wstępne przypisanie” do obrony któregoś z państw flanki wschodniej będzie oznaczać częste ćwiczenia na wschodzie oraz logistyczne przygotowanie do błyskawicznego przerzutu w razie wojny.
– Jednym z przykładów nowego modelu jest obecność Niemiec na Litwie. Oczekuję, że inni sojusznicy w NATO poczynią podobne zobowiązania – dziś tłumaczył Jens Stoltenberg.
– Przekształcimy Siły Odpowiedzi NATO i zwiększymy liczebność naszych sił wysokiej gotowości do ponad 300 tysięcy – zapowiedział też, co oznacza – spowodowane agresją Rosji – ponad sześciokrotne zwiększenie „sił wysokiej gotowości”, które też stacjonują w swych macierzystych krajach.
Ponadto madrycki szczyt NATO ma w tym tygodniu przyjąć nową koncepcję strategiczną, czyli wytłumaczenie przyczyn, celów oraz wizji swych działań na najbliższe lata. W swym poprzednim takim dokumencie z 2010 roku Sojusz stwierdzał, że „współpraca NATO-Rosja ma znaczenie strategiczne”, a dialog z Rosją „pomaga w rozwiązywaniu różnic poprzez budowanie zaufania, przejrzystości, przewidywalności i wzajemnego zrozumienia”.
– Oczekuję, że w nowej koncepcji jasnego wskazania, że członkowie NATO uważają Rosję za najbardziej znaczące i bezpośrednie zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa – powiedział Jens Stoltenberg.
NATO przedstawi w Madrycie pakiet pomocowy dla Ukrainy. Wedle przecieków chodzi o wsparcie dla przejścia od sprzętu z czasów radzieckich do sprzętu o standardach NATO, co powinno umożliwić Zachodowi długoterminową – obliczoną na rok, dwa, trzy lata – pomoc, bo poradzieckie zasoby kończą się w krajach byłego Układu Warszawskiego i do kolejnych dostaw będzie coraz bardziej potrzeba regularnych kontraktów z przemysłem zbrojeniowym w USA i Europie.
Nowe sankcje
NATO-wski zjazd w Madrycie jest poprzedzony szczytem grupy G-7 w Elmau, na którym Amerykanie forsują narzucenie sankcyjnego pułapu cenowego dla rosyjskiej ropy. Unia Europejska do końca tego roku odejdzie od 90 proc. importu ropy z Rosji, bo sankcyjny wyjątek dotyczy tylko południowej odnogi rurociągu „Drużba”, który dostarcza ropę Węgrom, Słowacji i Czechom. Pomimo to Moskwa zyskuje dzięki mocno zwyżkującym cenom ropy poza Europą, co niweluje budżetowy efekt restrykcji UE.
– Musimy bardzo szczegółowo zająć się tą kwestią, by uzyskać pożądany efekt, czyli redukcję dochodów Rosji. Będziemy potrzebować wsparcia 27 krajów Unii – powiedział w Elmau szef Rady Europejskiej Charles Michel.
Pułap cenowy na ropę z Rosji sprzedawaną m.in. do Azji wymagałby bowiem zmian w szóstym pakiecie sankcyjnym UE przyjętym przed miesiącem.
Główny mechanizm dyskutowany od kilkunastu dni między Brukselą, Londynem oraz USA (szczyt G7 miałby dać impuls do dalszych prac) miałby polegać na udostępnianiu tankowców (w tej branży dominują kraje UE) oraz ubezpieczeń, oraz innych usług finansowych (to także domena UE oraz Brytyjczyków) wyłącznie dla transportów ropy rosyjskiej po cenie nie wyższej od pułapu ustalonego przez Zachód.
Obecnie ubezpieczenia transportów ropy z Rosji są zakazane przez UE, a z kolei tankowce – pod naciskiem głównie Greków – zostały usunięte z projektu szóstego pakietu sankcyjnego. Dlatego na potrzeby egzekwowania pułapu cenowego UE trzeba by złagodzić zakaz ubezpieczeń oraz wprowadzić częściowy zakaz w sprawie tankowców.
– To bardzo skomplikowana operacja prawna i rynkowa. Ale uważamy, że da się to zrobić – zapewniają nasi rozmówcy w instytucjach UE, zaangażowani w prace nad sankcjami.
REDAKCJA POLECA