Szukaj w serwisie

×
17 lipca 2021

Polexit? Polska i Węgry na wojennej ścieżce przeciw praworządności

Barbara Wesel

Barbara Wesel

Polska i Węgry są na wojennej ścieżce przeciwko europejskiemu porządkowi prawnemu. Jednocześnie nie chcą opuszczenia UE, ale autonomii bez ograniczeń wynikających z praworządności. UE musi zacząć się bronić. OPINIA

Jarosław Kaczyński i Viktor Orbán w Sejmie. Fot. wikipedia

Walka rządów w Polsce i na Węgrzech z europejskim porządkiem prawnym przybiera na sile i intensywności.

W środę Trybunał Konstytucyjny w Warszawie uznał, że orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości dotyczące polskich sędziów są niezgodne z Konstytucją RP. Polska jest więc na najlepszej drodze do prawnego polexitu i rzucenia rękawicy Brukseli.

W czwartek TSUE ponownie orzekł, że ustawa o Izbie Dyscyplinarnej jest niezgodna z zasadami państwa prawa według standardów UE. W tym samym czasie Komisja Europejska wszczęła nowe postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego w związku z dyskryminacją mniejszości seksualnych na Węgrzech i w Polsce, które prawdopodobnie również trafią na wokandę TSUE. Jednak jeśli wyroki z Luksemburga nie będą już zasadniczo uznawane, to jak ma wyglądać wspólny porządek prawny?

Gdy Polska wraz z przystąpieniem do UE podpisywała Traktat Lizboński, w którym zapisane są zasady demokracji, praworządności i nadrzędności prawa wspólnotowego nad prawem krajowym, obowiązywała ta sama polska konstytucja, co dzisiaj. Jeżeli teraz minister sprawiedliwości w Warszawie ogłasza, że jest to jedyny miernik stanowienia prawa w Polsce, to tym samym podważa podpis ówczesnego prezydenta pod traktatem unijnym.

Polexit nie, autonomia tak

Czy jest to droga do polexitu, jak wielu teraz podejrzewa? Chodzi raczej o zrobienie z UE jedynie maszynki do rozdawania pieniędzy, przy czym Polska i Węgry oczywiście zawsze mają być jej beneficjentami. Poza tym rządy obu tych państw chcą robić to, co im się podoba, bez uciążliwych ograniczeń demokratycznych czy prawnych.

Ideą narodowo-populistycznych autokratów w Warszawie i Budapeszcie wydaje się całkowita polityczna i prawna autonomia w ramach UE, przy jednoczesnym ciągłym dopływie pieniędzy z Brukseli. Spośród krajów Europy Wschodniej największymi beneficjentami unijnych pieniędzy są przecież Węgry i Polska.

I właśnie na to Europa nie może pozwolić. Wspólnym fundamentem wspólnoty jest bowiem praworządność, na której opierają się wszystkie zalety Europy - od otwartych granic po swobodę przedsiębiorczości. W zasadzie każda firma i każdy obywatel Europy musi mieć możliwość polegania na tym, że wszędzie w UE znajdzie niezależne sądownictwo i rządy, które przestrzegają zasad demokracji.

Gdy Viktor Orban wprowadził absurdalne słowo "demokracja nieliberalna", jasno określił swoje cele polityczne. Oczywiście, to sformułowanie jest nonsensowne, ponieważ kraj bez wolności prasy, bez społeczeństwa obywatelskiego, bez niezależnego sądownictwa po prostu nie jest demokracją. W tej sytuacji wybory stanowią już tylko fasadowy ornament autorytarnych rządów.

Jeżeli teraz, dzięki funduszowi odbudowy, UE po raz pierwszy wspólnie zaciąga długi i rozdziela dodatkowe miliardy wśród państw członkowskich, problem z praworządnością staje się krytyczny. Dlaczego i w jakim stopniu pozostali europejscy podatnicy mają być zobowiązani do finansowania dwóch antydemokratycznych krajów, które odrzucają zasady wspólnoty? Które w konsekwencji odrzucają również nadzór UE nad wykorzystaniem funduszy lub po prostu uniemożliwiają kontrolę prawną?

UE musi się bronić

Viktor Orban od lat wykorzystuje unijne pieniądze do karmienia lojalnych oligarchów, członków rodziny i politycznych kolesi. A jeśli teraz Polska fundamentalnie odrzuca jurysdykcję Trybunału Sprawiedliwości UE, to jak będzie można kontrolować, czy pieniądze z funduszu odbudowy nie są wykorzystywane na przykład na nielegalne projekty? Może to być budowa nowych elektrowni węglowych lub dalsze niszczenie rezerwatów przyrody: Bez nadrzędności prawa unijnego Bruksela nie miałaby tu możliwości interweniowania.

UE zdecydowanie zbyt długo przyglądała się rozwojowi sytuacji w niektórych krajach Europy Wschodniej, odwracając wzrok w duchu solidarności. Angela Merkel i EPL w Parlamencie Europejskim są częściowo winne, ponieważ przedkładały spokój i stabilność nad praworządność i unikały konfliktu na przykład z Viktorem Orbanem. W ten sposób pokazali PiS, jak daleko może się posunąć w swoim antyeuropejskim kursie.

Teraz inni Europejczycy muszą w końcu pociągnąć za hamulec i podjąć wyzwanie Warszawy i Budapesztu. Następnym krokiem jest odcięcie dopływu pieniędzy do obydwu państw.

UE nie ma mechanizmu, który pozwoliłby na wyrzucenie ze wspólnoty państwa członkowskiego negującego jej zasady. Może jednak, w ostateczności, odebrać prawa głosu i w ten sposób praktycznie zamrozić członkostwo.

Jeśli Europa nie podejmie teraz działań, straci swoją wiarygodność.

Lubisz nasze artykuły? Podoba Ci się to co publikujemy? Polub nas na Facebooku >>

 

REDAKCJA POLECA

 





 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję