Szukaj w serwisie

×
28 marca 2020

Kamil Durczok: Ci co nie z wodzem, dali się zaszachować wodzowi. I teraz grają na wymyśloną przez niego melodię

Kamil Durczok

Kamil Durczok

To co działo się dziś w nocy w sejmie, to brudna i nudna gra. On grał w szachy, oni w warcaby. To wszystko w chwili, kiedy Polacy zadawali sobie pytania - tak samo proste, jak przerażające. Co będzie z nami?

 

Chodź świerszczu - rzekł do owada skorpion. Mam tu wygodną jamę, usiądziemy, pogadamy, burza wokół, co tam będziesz tkwił na łące, kiedy tak paskudnie.

Mowy nie ma - rzekł świerszcz. Może bym i poszukał u ciebie schronienia, ale przecież ukąsisz mnie, kiedy tylko znajdę się w pobliżu.

Ależ skąd! - skorpion zdawał się być szczerze oburzony tymi podejrzeniami. Daję Ci skorpionie słowo honoru, że jesteś u mnie bezpieczny.

Skorpionie słowo? - upewnił się świerszcz.

Słowo - z poważną miną powtórzył skorpion, waląc się skorpionim odnóżem w swój skorpioni odwłok.

Świerszczyk niepewnie wkroczył do jamy, a ledwie przekroczywszy próg, został powalony kolcem pełnym śmiertelnego jadu.

Przecież obiecałeś - stęknął konający świerszcz.

Wiem - głosem pełnym melancholii rzekł sprawca. Ale taka moja skorpionia natura. To silniejsze ode mnie.

Ta strzelba jeszcze wystrzeli. Historia skorpioniej natury wróci w tym tekście. Cierpliwości…

W czarnym scenariuszu Amerykanie szacują, że jeszcze przed końcem lata w USA wirus zabije 2,2 miliona ludzi.

Straty gospodarki są i będą niewyobrażalne. U nas o tych kwestiach nikt nie myśli w perspektywie dłuższej, niż do jutra. No, z jednym wyjątkiem. Ten wyjątek myśli w horyzoncie kończącym się 10 maja.

Miliony przerażonych ludzi zastanawiają się, czy za tydzień będą mieli za co kupić jedzenie. Czy za miesiąc albo dwa nie przyjdzie bank i nie wyrzuci ich z mieszkania. Czy pójdą pod most. Kiedy stracą pracę. Za co utrzymają rodzinę.

To dramatyczny i bardzo niestety realny scenariusz. Walka z nim jest piekielnie trudna. Pochłania gigantyczne pieniądze. Energię. A przede wszystkim czas. Tego ostatniego jest coraz mniej.

Wszystkie ręce na pokład.
Wszystkie? Nie…

Są ręce, które w tym wirusowym zamieszaniu pracują nad czymś zupełnie innym. Ręce, które nie leczą tylko liczą. Szanse, głosy i daty. Ręce, które kalkulują. Jak tu przy tym piekielnym chaosie ugrać kilka punktów i nie stracić przyczółka, tak ważnego w boju o zawłaszczenie kolejnego kawałka Polski. Jak nie dać się tak ograć, jak przy senacie.

Na swój sposób to fenomen. Cała sobota pod znakiem wycia, płaczu i wzburzenia. Jak można, to łamanie konstytucji, kodeksu wyborczego, nierówność, nie zmienia się ordynacji później niż 6 miesięcy przed wyborami. Jak on śmiał!

A on śmiał. Się. I śmieje. I wcale mu się nie dziwię, bo w jego rozumieniu polityki znów zaliczył sukces. Bo od 5 lat ogrywa, jak chce, kolejnych przewodniczących i prezesów stojących na czele opozycji. Wywodzi ich w pole, drwi, skłóca i upokarza. Wystawia na pośmiewisko. Oni, w rewanżu, z moralnym oburzeniem i wewnętrznym wzmożeniem, nadymają się na konferencjach i briefingach. Dysząc żądzą zemsty obrażają, piętnują i prześcigają w bonmocikach, mających pokazać, jak to go przejrzeli.

Prawda jest równie brutalna, co smutna. Nie mają ułamka jego skuteczności.

Czy całą sobotę analizujemy plan pomocy, która i tak jest kroplą w morzu potrzeb? Czy zastanawiamy się, dla ilu wystarczy tej zapomogi? Czy krytykujemy biurokrację, która towarzyszy większości rządowych pomysłów? Analizujemy, dlaczego obywatel Niemiec dostaje niemal natychmiast pomoc, wypełniwszy prosty, 12-to punktowy formularz?

Nie.

Nie, bo trzeba się bić o demokrację, bronić przed łamaniem konstytucji, dłubaniem w ordynacji. Słusznie. To obowiązek każdego, komu droga jest demokracja. Więc się bijemy. I o to właśnie autorowi scenariusza chodziło.

Kilka dni temu pisałem o zaufaniu. I tym, jak bardzo jest okaleczone, jeśli jeszcze w ogóle jest. Czytam ponownie moje słowa, zestawiam z nocną zmianą w sejmi i widzę, jak abstrakcyjnie wygląda ten tekst. Ale nie żałuję ani zdania, nawet jeśli gierki w obliczu śmiertelnej pandemii kogoś niezdrowo podniecają.

To co działo się dziś w nocy w sejmie, to brudna i nudna gra. On grał w szachy, oni w warcaby. To wszystko w chwili, kiedy Polacy zadawali sobie pytania - tak samo proste, jak przerażające. Co będzie z nami? Co będzie z moimi przyjaciółmi? Co będzie ze mną? Ale na rzeczową dyskusję nie ma szans. Ci co nie z wodzem, dali się zaszachować wodzowi. I teraz grają na wymyśloną przez niego melodię.

Nie fascynuje mnie brutalna i tępa siła. Wręcz przeciwnie, bardzo martwi. Nie mam na imię Leni. Nie zachwycam się kadrami, pokazującymi wodza. Raczej frasuję skutecznością partyjnej propagandy. Sącząca się z ekranu mowa nienawiści napawa smutkiem. Przygnębia też fakt, że coraz częściej uznaję demokrację za formę straconą. I że patrzę na to z coraz większym dystansem. Beznamiętnie.

Być może o to chodzi. Może chodzi o to, by miękki elektorat tak się zniesmaczył bagnem, że o wyborach nie chce słyszeć. Że co bardziej wrażliwych zemdli na widok sejmowego MMA. Im brudniej i brutalniej, im więcej obrzydliwości, tym mniej ludzi przy urnach. Wtedy głosować pójdą najbardziej wierni i zdyscyplinowani. Kto ma ich więcej jest jasne. Jakże ułatwia to wygarnie kolejnej bitwy.

Ale moi rodacy wybrali. I wyraźnie za nic mają obracanie kraju w drugą Turcję czy Węgry. Nie oburzają ich praktyki wodza. Nawet, jeśli te służą skrajnie dyktatorskim celom. A on z tego korzysta.

I nie ma mu się co dziwić. Taka jego natura. To silniejsze od niego.

Kamil Durczok



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję