Szukaj w serwisie

×
6 kwietnia 2019

Dariusz Stokwiszewski: Żyjemy w państwie pislamskim, a jego „ajatollah – uzurpator” zohydził już ludziom wszystko!

Dariusz Stokwiszewski

Dariusz Stokwiszewski

Kim jest ów „ajatollah”, któremu wydaje się, że może wszystko dobrze wiemy; to mały duchem, niemający prawdziwych przyjaciół, wyrachowany do maksimum, z wiedzą merytoryczną na poziomie średniowiecznego proboszcza małej wioski przyklasztornej

Kim jest ów „ajatollah”, któremu wydaje się, że może wszystko dobrze wiemy; to mały duchem, a przy tym bardzo wystraszony człowieczek, bezżenny, bezdzietny, niemający naprawdę prawdziwych przyjaciół, nienawidzący każdego, a już szczególnie tych, którzy ośmielają się mieć inne niż on zdanie. Według mnie totalnie pozbawiony uczuć ludzkich (uczuć wyższych), wyrachowany do maksimum – według mnie z wiedzą merytoryczną na poziomie średniowiecznego proboszcza małej wioski przyklasztornej. Jeśli ktoś chce zaprzeczyć, stwierdzając, że jest inaczej, że „to człowiek światły i wykształcony”, to mu odpowiem: nie – on jest jedynie cwany; po trupach idzie do celu i poza kasą, władzą i nienawiścią głęboko zakorzenioną w jego świadomości nie ma dlań żadnych wartości ani „świętości”! To człowiek, którego na czas wyborów partia dotąd starannie ukrywała po to, aby nie ział nienawiścią i nie stał się dla niej balastem. To, że teraz wysyła go na pierwszą linię świadczyć może jedynie o wzroście głupoty i braku instynktu obronnego, albo o wielkim strachu przed zemstą tego mściwego osobnika!

Skąd się wziął „ajatollah”, nie wiadomo. Tym, co jest wiadome, to fakt „bohaterskiego przespania” przezeń chwili wprowadzenia stanu wojennego. Przy analizie osobowości w/w należy według mnie koniecznie uwzględnić przynajmniej parę faktów z jego życia. Pierwszy to brak poczucia własnej wartości oraz wielki kompleks wynikający z tego, że władza komunistyczna nie raczyła go nawet internować, taki był „groźny”. W swoim wywiadzie, wydanym w formie książki, sam wspomina o tym, że szukał kontaktu i nie miał się gdzie podziać, że Wałęsę, który go wyciągnął z niebytu, spotkał przypadkowo na dworcu we Wrocławiu, że wreszcie, kiedy znalazł się w kręgu władzy, w blasku tego, co zrobił były prezydent, zdradził i samego chlebodawcę szczując na niego, z którego to powodu wraz z bratem został usunięty z pracy w kancelarii prezydenta Wałęsy.

Wiele lat temu Lech Wałęsa postawił tezę, że „bracia Kaczyńscy staną się kiedyś dla Polski nieszczęściem”. Nie pomylił się; na bazie moich badań i dociekań naukowych, a także obserwacji tego, co od lat się dzieje, muszę w pełni podzielić zdanie prezydenta. Człowieka, na którego od dawna Kaczyński szuka „haka”, i któremu ciągle przypisuje rzeczy niegodne, gdy tymczasem jego – Kaczyńskiego – przeszłość (teraz już na 100 procent też teraźniejszość) nie przynoszą chwały (unikanie odpowiedzialności za aferę z wieżami i obarczanie winą człowieka, któremu winien jest pieniądze, a co jest tylko promilem zła, które uczynił).

Jarosław Kaczyński jest według większości świadomych Polaków przyczyną i sprawcą tego wszystkiego, co doprowadziło dzisiejszą Polskę do ruiny. To jego działania, które wspiera sekta oddanych mu sługusów (w znakomitej większości osób podłej kondycji moralno – intelektualnej), mają ponadto wsparcie całej rzeszy beneficjentów grabienia majątku Polski, których ów zakompleksiony człowiek, poprzez swoich ludzi, obsadza na ważnych stanowiskach, w myśl zasady BMW. Ilość kompromitacji zaliczonych przez tę władzę wystarczyłoby na „obdarowanie nimi” kilka rządów w krajach III świata! I mimo to władza ta trwa – to niesłychane. Łamana jest konstytucja i prawo z niej wynikające, a Ziobro, Kaczyński, Święczkowski, Macierewicz, Suski, Kuchciński etc., którzy łamania tego dokonują, mają się dobrze. Nie można natomiast powiedzieć tego o przeciwnikach owego obrzydliwego reżimu. Pociągani do odpowiedzialności za wymyślone przewiny są za to sędziowie, prokuratorzy, adwokaci, radcy, ale też inne przyzwoite osoby, które nie chcą godzić się na łamanie prawa w zamian za przywileje, którymi władza mogłaby ich obdarzyć.

W jednym z programów telewizyjnych sędzia Igor Tuleya (jeden z wielu porządnych osób tego środowiska stawiany przed pisowskimi organami dyscyplinarnymi SN), rzekł mniej więcej tak: „kto się miał ześwinić, już się ześwinił, my się zastraszyć nie damy”! Tak, ja też mam nadzieję na to, że „proces ześwinienia” został zakończony, choć kto to może wiedzieć, ile jeszcze dyspozycyjnych kolaborantów ta klika posiada?!

Najgorsze w tym wszystkim, z moralnego punktu widzenia, jest to, że polski „ajatollah” udaje osobę wierzącą, kierującą się zasadami wiary, w tym zwłaszcza Dekalogiem KK! Wraz z nim udają to jego wyznawcy, każdego dnia popełniający dlań bałwochwalstwo. Tak na marginesie; mój dawny profesor z jednej z uczelni, na których studiowałem raz, nam słuchaczom, zwrócił uwagę. Była ona skierowana do tych, którzy chcieli mu się tak bardzo przypodobać (lizusów nie brak w każdym środowisku), że byli za ocenę w stanie powiedzieć wszystko, co pewnie on ewentualnie chciałby według nich usłyszeć. Oto ta uwaga tak, jak ją zapamiętałem (parafraza):

„Kochani przestańcie mi kadzić, bo to bałwochwalstwo, a wiecie, że skoro ci, co chwalą są bałwochwalcami (robią to z wyrachowania), to chwalony jest bałwanem” (skoro te gesty ludzi słabych akceptuje i jest na dodatek za nie wdzięczny – DS.)! Dodam, że Pan Profesor był i jest nadal przyzwoity – broni go jego postawa i dorobek naukowy!

Nie mniej poruszające jest to, że hierarchowie polskiego KK (w znakomitej większości) mają według mnie podobny stosunek do wiary i Boga, jak narodowy ajatollah. Świetnie ukazuje to film Wojciecha Smarzowskiego. Czasem zastanawiam się nad tym, czy oni w ogóle wierzą w Pana Boga?! Z ich czynów wynika raczej coś wręcz przeciwnego! Stąd to, o czym mówią wiernym, jest zwykle na pokaz (a nie „in pectore”, jak być powinno)! To jeszcze nie wszystko, bo grzechem jest mieszanie się do polityki oraz „szczucie” na społeczeństwo poprzez wywieranie presji na rządowych oraz partyjnych obłudników w celu czy to zamykania sklepów w niedziele, współżycia seksualnego na decydowaniu o ciele kobiet kończąc. Skoro są tak litościwi to, czemu nie pomagają dzieciom tej pomocy potrzebujących? Gdzie byli podczas strajku osób niepełnosprawnych? Co robili, kiedy się dowiadywali o pedofilii wśród ich podwładnych?! Czemu, zamiast bronić jej ofiar, modlą się za przestępców?! Takich pytań można zadać więcej, ale i tak pozostaną one bez odpowiedzi. A szkoda …!

Reasumując; większość Polaków chce państwa świeckiego, a nie, powiązanego z często najbardziej pazerną częścią kleru, nieustannie domagającą się pieniędzy z kasy naszego państwa?! Toruńskie imperium ekonomiczno – polityczne Tadeusza Rydzyka – dla mnie osoby świeckiej jest najlepszym przykładem uwikłania KK w politykę i odwrotnie. Przed tym przestrzega nawet Papież Franciszek, który jednak dla większości polskiego kleru nie jest żadnym autorytetem i następcą Chrystusa. To skandal i zaprzeczenie ideałom KK praktykowanym od 2000 lat. Polska stanowi tutaj jeden z najbardziej niechlubnych wyjątków w świecie chrześcijańskim. Tacy ludzie, sprzeniewierzający się zasadom KK są nie do zaakceptowania; postępując więc wbrew nim, nie mają moralnego prawa uczyć innych katolicyzmu!

Dariusz Stokwiszewski

 

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję