Szukaj w serwisie

×
14 października 2023

Blisko 50 lat temu funkcjonariusz Stasi zastrzelił Polaka na przejściu granicznym z Berlinem Zachodnim

Monika Stefanek

Blisko 50 lat temu funkcjonariusz Stasi zastrzelił Polaka na przejściu granicznym z Berlinem Zachodnim. Teraz berlińska prokuratura oskarżyła go o podstępne morderstwo.

Berlin, budowa muru, Friedrichstrasse. Fot. Stöhr, Niemieckie Archiwum Federalne / wikipedia

Ostatni wyrok w sprawie śmierci na byłej granicy między NRD a RFN ogłoszono w listopadzie 2004 roku. Mord nie ulega jednak przedawnieniu i po blisko 20 latach przerwy wkrótce na wokandzie może pojawić się kolejna tego typu sprawa. Tym razem dotycząca zastrzelenia obywatela Polski – 38-letniego wówczas Czesława Kukuczki.

– To krzepiąca informacja – mówi DW prokurator Robert Janicki z Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Przyznaje, że o decyzji berlińskiej prokuratury dowiedział się od autorki tekstu. – Może wreszcie teraz sprawiedliwości stanie się zadość.

Marzenia o wyjeździe na Zachód

Wszystko wydarzyło się 29 marca 1974 roku w Berlinie Wschodnim. Urodzony w 1935 roku w Kamienicy pod Limanową Czesław Kukuczka niespodziewanie pojawia się w ambasadzie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przy słynnym bulwarze Unter den Linden. Mężczyzna wyjechał z Polski trzy tygodnie wcześniej, porzucając pracę strażaka w jednostce straży pożarnej w Bielsku-Białej. Do dziś nie wiadomo, w jaki sposób dotarł do Niemieckiej Republiki Demokratycznej ani co się z nim przez te trzy tygodnie działo.

Portierowi ambasady Kukuczka wyjaśnia, że ma do przekazania ważną informację i bez dalszej kontroli zostaje wprowadzony do jednego z pomieszczeń placówki. Tam przyjmują go pułkownik Maksymilian Karnowski, współpracownik berlińskiej grupy operacyjnej polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz jeszcze jeden pracownik ambasady.

Dalsze wypadki toczą się jak w filmie sensacyjnym. Kukuczka żąda wydania do godziny 15:00 tego samego dnia zgody na wyjazd do Berlina Zachodniego, by stamtąd udać się dalej, do USA. W przypadku odmowy grozi wysadzeniem budynku ambasady, a przy pomocy rzekomych wspólników także trzech innych obiektów. Mówiąc to, wskazuje na wypakowaną teczkę, którą ma ze sobą, a w której ma znajdować się skonstruowana przez niego bomba. Akta sprawy wspominają, że Kukuczka przez cały czas nerwowo trzyma w ręku pętlę, przypominającą zapalnik. Słowa strażaka mają brzmieć na tyle przekonująco, że jego rozmówcy wierzą w jego zdolności pirotechniczne.

Cel: unieszkodliwić

Pod pozorem wyrobienia dokumentu uprawniającego do podróży płk Karnowski wychodzi z pomieszczenia, gdzie toczy się rozmowa. Zamiast tego dzwoni do Ministerstwa ds. Bezpieczeństwa NRD (Ministerium für Staatssicherheit – Stasi) i informuje o incydencie. Zapada decyzja o wyprowadzeniu Kukuczki z budynku ambasady i „unieszkodliwieniu go”.

Krótko po tym do ambasady przyjeżdża trzech przedstawicieli NRD-owskiej bezpieki i zabiera Czesława Kukuczkę z wystawionym paszportem i wizą, dzięki którym będzie mógł opuścić kraj. Samochodem Stasi zawożą go na przejście graniczne z Berlinem Zachodnim przy Friedrichsstraße (dzisiaj jest to budynek tzw. Pałacu Łez – Tränenpalast).

Co stało się później, trudno dziś dokładnie odtworzyć. Z zachowanych akt Stasi wynika, że w pewnym momencie Czesław Kukuczka z nieustalonych powodów zostaje postrzelony w plecy. Funkcjonariusz Stasi odnotuje potem w raporcie, że o godz. 15.00, podczas odprawy, „rozmieszczonym siłom operacyjnym udało się bez zwracania szczególnej uwagi innych osób wyjeżdżających z kraju, unieszkodliwić Kukuczkę”.

Ciężko ranny mężczyzna zostaje przewieziony nie do najbliższego szpitala, ale do odległego szpitala więziennego w dzielnicy Hohenschönhausen, który podlega Stasi. Trzy godziny później umiera na stole operacyjnym. Po otwarciu teczki okazuje się, że zamiast bomby, są w niej tylko rzeczy osobiste Polaka.

Stasi tuszuje sprawę

Być może sprawę udałoby się zatuszować, gdyby nie reakcja zachodnioniemieckiej prasy. Kilka dni później o „zamachu” na przejściu granicznym pisze dziennik „Bild”. Dopiero wtedy Stasi pobiera zmarłemu odciski palców i zmienia wersję wydarzeń. Odtąd mowa jest o rzekomej broni palnej, którą Kukuczka miał grozić funkcjonariuszom straży granicznej. Nagle znajduje się też pistolet, na którym Stasi odkrywa odciski palców mężczyzny z Polski.

Przeczy temu jednak raport sporządzony przez Instytut Medycyny Sądowej Uniwersytetu Humboldtów. By ostatecznie zatrzeć ślady, Stasi decyduje o poddaniu zwłok kremacji. Dzieje się to w porozumieniu z polskimi władzami. Oba kraje za wszelką cenę starają się uniknąć rozgłosu. Niedługo później, szef grupy operacyjnej Hans Sabath (zmarł w latach 80.) zostaje odznaczony złotym orderem „Za zasługi dla narodu i ojczyzny”.

Żona i tróje dzieci Czesława Kukuczki otrzymują urnę z prochami dwa miesiące po zdarzeniu. Przez kilkadziesiąt lat, do 2015 roku, gdy sprawa wyszła w Niemczech na jaw, rodzina nie miała pojęcia, co tak naprawdę wydarzyło się w Berlinie Wschodnim. Wdowa po mężczyźnie zmarła kilka lat wcześniej i nigdy nie doczekała się prawdy.

Zarzut: podstępne morderstwo

Na ślad dramatycznego wydarzenia natrafił w archiwum w 2015 roku prof. Stefan Appelius, pracujący wówczas na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Później sprawę zbadał pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu. W 2021 roku sąd okręgowy w tym mieście wydał na wniosek prokuratora IPN europejski nakaz aresztowania na Manfreda N., ówczesnego funkcjonariusza Stasi, który pociągnął za spust.

– Niemcy nie zgodzili się jednak na wydanie mężczyzny do Polski. Poinformowali nas, że wszczynają własne śledztwo – mówi DW prokurator Robert Janicki.

Jak poinformowała w czwartek, 12 października, berlińska prokuratura, 79-letniemu obecnie byłemu funkcjonariuszowi Stasi, postawiono zarzut podstępnego morderstwa. Takie przestępstwo nie ulega przedawnieniu. Jak czytamy w komunikacie prokuratury, 31-letni wówczas mężczyzna otrzymał zadanie „unieszkodliwienia” Polaka. Akt oskarżenia mówi o „celnym strzale w plecy z ukrycia”. Mężczyzna ma odpowiedzieć za swój czyn przed sądem okręgowym w Berlinie.

– Cieszę się, że wreszcie się w tej sprawie coś ruszyło, choć trwało to bardzo długo. Mam nadzieję, że osoba, która wówczas tak bezwzględnie zlikwidowała człowieka, przynajmniej teraz będzie musiała się z tym faktem intensywnie zmierzyć – podsumowuje w rozmowie z DW prof. Stefan Appelius.

Czesław Kukuczka uznawany jest za jedną z dwóch polskich ofiar muru berlińskiego. Łącznie jest ich 140, ale liczba ta nie jest zamknięta. Kilka lat temu przy Bernauer Straße w Berlinie, w miejscu, gdzie przebiegał niegdyś mur, ustawiono tablicę upamiętniającą Czesława Kukuczkę.

REDAKCJA POLECA

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: