Szukaj w serwisie

×
19 sierpnia 2018

Niebezpieczny wrak na dnie Bałtyku. Nawet 1,5 mln litrów paliwa może przedostać się do wód Zatoki Gdańskiej

Jeden z ostatnich demonów II wojny nazywa się Franken. Ten toksyczny wrak czyha uśpiony na dnie Bałtyku. W tym znaczeniu największy konflikt zbrojny ludzkości nie jest zakończony. Czas postawić kropkę nad „i”.

***

– Wie pani, ubolewam nad tym, że znaczna część społeczeństwa nie rozumie do końca nawet prognozy pogody, więc kiedy rozpoczęliśmy akcję informacyjnąm, byłem poirytowany telefonami, czy wyjazd nad Bałtyk jest bezpieczny.

– ?

– Otóż jeszcze jest. Nie w tym jednak rzecz. Chodzi o to, by pokazać społeczeństwu, że śmieci, które płoną gdzieś w kraju, to nie problem w porównaniu z tym, co jest pod wodą, a czego nie widać. Nie kopie się studni, kiedy już płonie las ...

(fragm. rozmowy z dr Benedyktem Hacem, pionierem badań nad Frankenem)

***

Niemiecki tankowiec Franken był pływającym militarnym „supermarketem” paliwowym, zaopatrującym flotę niemiecką na Bałtyku podczas II wojny światowej. Zbiornikowiec mógł przewozić gigantyczne ilości, prawie 10 tysięcy ton paliw. 8 kwietnia 1945 r. storpedowana przez Rosjan jednostka, z częściowo zapełnionymi zbiornikami, osiadła na dnie polskich wód wewnętrznych nieopodal Helu.

Zgodnie z ówczesnym stanem prawnym wrak przeszedł na własność Polaków (zmieniła to dopiero ratyfikowana w 2015 konwencja z Nairobi (2007), nakazująca usuwanie wraków armatorom, red.). Na mocy umów międzynarodowych część pozostałości po niemieckiej flocie podniesiono z dna i wyremontowano jak wydobyty w 1954 statek „Seeburg”, późniejszy „Feliks Dzierżyński”. – W owym czasie wydobycie Frankena było nieopłacalne: leżał i nikomu nie przeszkadzał, - mówi dr Hac, luminarz w dziedzinie starzenia się wraków.

„Administracja państwowa nie ma żadnego planu”

– Dziś jest inaczej - przekonuje naukowiec Instytutu Morskiego w Gdańsku, który przez 20 lat służył w marynarce wojennej, dowodził okrętem badawczym. Ten doświadczony hydrograf, nawigator, kapitan statków handlowych nie zastanawia się „czy”, ale „kiedy” dojdzie do katastrofy. Naukowiec pracuje nad powstaniem raportu z wytycznymi dla administracji, zawierającym schemat postępowania z niebezpiecznymi wrakami. – W tej chwili administracja państwowa nie ma żadnego planu: i nie tylko polska administracja.

Od kilku lat zespół dr Haca w sprawie Frankena pukał do wielu drzwi – bezskutecznie.

Instytut Morski nie mógł na własną rękę przeprowadzić kampanii informacyjnej, wobec czego wspólny projekt z Fundacją „Mare” spadł naukowcom z nieba. Na pilotażowy projekt: kampanię, bezinwazyjną inspekcję wraku, opracowanie metodologii oczyszczania oraz wytyczne dla administracji wraz ze schematem postępowania, pieniądze wyłożyła niemiecka fundacja Baltic See Conservation Fundation.

– Patrząc, jak dynamicznie rozwija się Zatoka Gdańska, jak bardzo rozwinęła się tam turystyka, jak dużo zrobili Polacy, nasza rada ekspertów uznała, że to niezwykle ważny projekt – mówi Peter Torkler, dyrektor fundacji Baltcf, zajmującej się czystością Bałtyku. Temat jest niezwykle ważny z tego powodu, że Bałtyk ma niespotykanie wolną wymianą wody z Atlantykiem (do 35 lat wg WWF), co dodatkowo zwiększa jego zanieczyszczenie. Wg fundacji Johna Nurminena już nawet do 25 % dna morskiego jest biologicznie martwa.

W lutym br. Niemcy ostatecznie zaakceptowali projekt Polaków, a 23 kwietnia 2018 roku załoga statku badawczego IMOR oraz LITORAL z bałtyckiej bazy nurkowej przystąpiły do działania. Pod wodą nurkowie spędzili około 60 godzin, z czego 13 na wraku. Ruszyła kampania informacyjna, a petycję do rządu RP ws. oczyszczenia Frankena na stronie Fundacji „Mare” podpisało już grubo ponad 20 tys. osób. W polskiej prasie słowo „Franken” zaczęto odmieniać przez wszystkie przypadki.

***

„Przynieś nam wiadro tego paliwa” (fragm. rozmowy z dr inż. Hacem)

***

DW: Dlaczego wyciągnęliście Frankena na sztandary? Dużo bardziej nośnym tematem jest „przypadkowo zgubiona” przez aliantów niemiecka broń chemiczna. W 1997 rybacy wyłowili beczkę z parzącym iperytem zaledwie 30 mil od Władysławowa …

Dr Hac: Przede wszystkim wiemy, gdzie jest; wiemy, gdzie są zbiorniki i jaki rodzaj paliwa może w nim być. Mamy dokładne plany załadunku, a Rosjanie pozostawili nawet zdjęcia z momentu torpedowania jednostki.

Pan i inni naukowcy są przekonani, że dojdzie do masowego wycieku, ale ministerstwo żeglugi RP ma chyba inne zdanie na ten temat?

– Ministerstwo traktuje ten wrak jak pomnik, jak coś, co jest konserwowane i postoi jeszcze zapewne i sto lat. Ale tak to nie działa w wodzie. Tam postępuje korozja, a statek buduje się z arkuszy blachy o grubości 7-12 mm i więcej, w zależności od tego, czy to nadbudówki, czy główny kadłub. Po 10 latach ubywa milimetr, po 70 - proszę policzyć. Dalsze korodowanie kadłuba skończy się tym, że wrak zawali się pod swoim własnym ciężarem. Nastąpi wyciek.

Mówi się, że nie ma dowodów na obecność paliwa, bo większość zbiorników zniszczono podczas zatapiania, a to, co zostało, mogło przejść w formę nieszkodliwego asfaltu …

– Przepraszam, ale ktoś, kto tak mówi, nie ma pojęcia o załadunku (kpt. Hac pływał we flocie handlowej i zajmował się załadunkiem, red.). Jeżeli kapitan Frankena rozłożył ładunek zgodnie ze sztuką, a znając Niemców, tak było, to musi być tam paliwo. Ostatni raport z tankowca mówił o 3136 m3 paliwa. Jeżeli nawet znaczną jego część (60%) statek stracił podczas ataku, to cały czas jest go tam bardzo dużo. Ostatni raz wyciek miał miejsce właśnie wtedy, gdy tonął. Nasze badania dowiodły, że niektóre zbiorniki są nadal szczelne. Dobra, niemiecka inżynieryjna robota. (uśmiech).

Poza tym na wraku zrobiliśmy bezinwazyjną inspekcję, by określić, w jakim jest stanie. Tam wypadają już włazy, a elementy urywają się pod własnym ciężarem. To wszystko tylko potwierdza moje przypuszczenia. Obecnie pytanie nie brzmi "czy" tylko "kiedy" wrak się złamie i rozpadnie na wiele kawałków. Niestety jest to proces nie do powstrzymania.

Minister Gróbarczyk mówi, że nie wolno pochopnie ruszać wraku, że wszystko jest monitorowane satelitarnie i nie widać nic niepokojącego.

– Moje doświadczenie pozwala mi mieć własną opinię na ten temat. Administracja nic nie widzi, bo pewnych rzeczy nie można zobaczyć, nawet będąc pod wodą. Ma pani rację, uważa się nas za czarnowidzów. W rozmowie z decydentami łatwo wyczuć ten ton. Mówią – „Przynieś nam, choć wiadro tego paliwa”. A ja przecież nie zrobię odwiertu w okręcie, który waży 8 tysięcy ton, bez dokumentacji, odpowiedniego sprzętu, doświadczenia w oczyszczaniu wraków czy zabezpieczenia finansowego. Jeszcze raz powiem – działające tam siły powodują to, że on musi pęknąć. I to w miejscu, gdzie są zbiorniki. Jako naukowiec nie daję sobie moralnego prawa, by milczeć.

***

Przerwać milczenie

Jednak rozgłos wokół Frankena poszedł w niekoniecznie właściwą stronę: – Powstało wrażenie, że sugerujemy, że rząd z tym nic nie robi i że cała akcja to agresywna presja na administrację. W takim klimacie utrzymanych było niestety wiele artykułów – mówi przedstawicielka Fundacji „Mare”. - Nam chodzi jedynie o „pospolite ruszenie” ws. ratowania ekosystemu Zatoki Gdańskiej - mówi Olga Sarna. – I by przerwać milczenie - dodaje Torkler – Instytut Morski jako instytucja od lat próbował zainteresować tym tematem władze.

– Jestem głęboko przekonana, że jeżeli badania potwierdzą nasze przypuszczenia, to połączymy nasze siły z ministerstwem i stworzymy wspólny wniosek do UE. Takie połącznie z administracją daje nam potencjał skorzystania m.in. z budżetu kryzysowego UE – mówi Sarna. Optymistyczna wersja oczyszczenia Frankena to 8 mln Euro, ale może być to nawet 20 mln ze względu na koszty ubezpieczenia i wsparcia saperskiego.

W lipcu br. minister żeglugi powołał zespół ds. Frankena. W jego skład weszli ludzie z MGMiŻŚ, MON, Urzędu Morskiego i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku.

***

„A jednak, drodzy Niemcy, to są wasze wraki” (z wywiadu z dr Hacem)

***

Spotykam się z moimi niemieckimi kolegami w ramach projektuHelcom SUBMERGE i mówię im:

– Koledzy, to jest wasz wrak, co wy na to? A oni, żartem oczywiście:

– A jest tam złoto?

– No …nie, nie ma …

– Eeee, to nie jest nasz wrak.

***

Biorąc pod uwagę historyczne tło, naturalnymi sprzymierzeńcami ws. Frankena powinni być Niemcy. Chociaż to dość grząski temat i raczej nikt się nie garnie do wzięcia odpowiedzialności za przeszłość, dr Hac, który jest między innymi w grupie ekspertów Helcom SUBMERGED (Komisji Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku, zajmująca się obiektami leżącymi na dnie Bałtyku, red.), chwali współpracę z Niemcami. Chociaż przyznaje – nie jest to współpraca na poziomie rządowym.

W sprawie Frankena, w imieniu Ministerstwa Środowiska, Ochrony Przyrody i Bezpieczeństwa Jądrowego w Niemczech głos w sprawie Frankena zabrała Carolin Zerger informując, że: „Rząd niemiecki zdaje sobie sprawę z tego, że wrak statku Franken leży w Zatoce Gdańskiej, tj. na polskich wodach”, ale najlepszym adresem dla Polski jest helsińska fundacja Helcom.

– O ile wiem, to oficjalne gremia dystansują się od problemu. Niemcy nie chcą stwarzać precedensu; złudzenia, by ktokolwiek pomyślał: „a jednak, drodzy Niemcy, to są wasze wraki”, - mówi Torkler, który, choć odcina się od polityki, przyznaje, że taki pogląd panuje w gronie eksperckim jego fundacji. – Wraki to gigantyczny problem, bo są ich tysiące. Dlatego niechętnie nadaje się sprawie rozgłosu.

Chcemy zainteresować tym Niemców

W tym kontekście niezwykle istotne jest majowe spotkanie gremium byłych ambasadorów RFN IAA w siedzibie niemieckiego MSZ w Berlinie, poświęcone Frankenowi.

– Po tym, jak widzę, jak dobrze idzie kampania w Polsce, zastanawiamy się, jakim gremiom i instytucjom zaprezentować ten projekt tu, w Niemczech - mówi Torkler, i dodaje: – To z pewnością olbrzymie przedsięwzięcie, ale o ile zjednoczą się wszystkie środowiska wokół tego problemu, to wspólnie Niemcy i Polacy, możemy osiągnąć bardzo wiele.

****

Panie doktorze, a co, jeżeli okaże się, że przeciwnicy ruszania wraku mieli rację i że na Frankenie nie ma toksycznych paliw?

– Wtedy powiem: sorry, pomyliłem się. Mam jednak dla Was kolejne. Na świecie jest jeszcze ok. 3,5 tys. niebezpiecznych wraków, z czego kilka ma Polska, w tym dwa najniebezpieczniejsze na Bałtyku i obydwa leżą na dnie Zatoki Gdańskiej.

 

REDAKCJA POLECA



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję