Szukaj w serwisie

×
21 lutego 2019

Manuela Gretkowska: Jak matematyk pobił moją córkę

Manuela Gretkowska

Manuela Gretkowska

Zdarzają się podobno szkoły w Polsce, gdzie nauczyciele drą nieudane kartkówki z matmy i mówią: „Niczego Was nie nauczyliśmy, nasza wina. Bierzemy temat od początku”. Ale statystyczna Polska jest inna. Składamy dzieci na ołtarzu własnej głupoty i nieporadności, pchamy księżom pedofilom, żeby zostały zbawione, a w szkołach okaleczone z ciekawości, radości życia

Opisałam wyjątkową szkołę WLH Kuronia. Sadząc po komentarzach, ten azyl dla humanistów, został odebrany jako policzek dla nauk ścisłych.

Nie można czytać filozofów bezkarnie, na pewno się przez to głupieje i odrzuca szczepionki albo kulistość Ziemi. Wiadomo, myślenie, literatura kosztem ułamków powodują zidiocenie. Nie spodziewam się więc, że tekst poniżej zostanie przyjęty przez „inżynierów” inaczej. Nie jest do nich. Właściwie już do nikogo, bo dotyczy przeszłości. Pełnej świadków, niczego nie wymyśliłam, chociaż myślałam, że opiszę po maturze mojej córki.

Wybierasz dziecku szkołę, o której się marzyło: nie molocha i nie nowobogacką szklarnię. Bezpretensjonalną szkółkę, gdzie trzeba zapisać już noworodka, później nie będzie miejsc w jednej, kilkunastoosobowej klasie. Po siedmiu latach rozmowa kwalifikacyjna, z rodzicami. Dowiadujesz się, jak będzie fajnie, prawie domowe nauczanie w rodzinnych warunkach. Ideał.

Młodziutka, uśmiechnięta Wychowawczyni, dla pierwszoklasistów bogini. W klasie, z dala od dorosłych upokarza dzieci.
- Kto wniósł ci tornister (ciężki) na 3 piętro? Tatuś?! - fru zrzuca go schodami na parter każąc chłopcu wnieść jeszcze raz - Samodzielnie. Tatuś chłopczyka nie jest Polakiem, nie uważa chamstwa za pedagogikę, ani nie uznaje wojskowej musztry dla rekrutów polskiej oświaty. Lekceważymy ten pierwszy sygnał: Ach, ci cudzoziemcy.

Później Wychowawczyni faworyzuje przemocowe dzieci. Zabieramy naszą siedmiolatkę, gdy w świetlicy „energiczna” koleżanka tłucze ją i pakuje skarpetkę w usta, żeby nie krzyczała. Rodzice „energetycznej” nawet jej nie karcą. Dyrekcja uważa, że Wychowawczyni skoryguje swoje zachowania. Może, ale nie o zachowania chodzi, ale typ osobowości wymagający długotrwałej terapii. Nasza córka w tym czasie potrzebuje normalnych warunków. Już nie chce się uczyć, bo ”się boi”. Wychowawczyni szydziła z jej dysleksji. Nie wiemy jeszcze, że agresja dzieci jest normą. Są kochane, ale przeszkadzają. Nerwica nowej, polskiej klasy średniej, za nią szwadron śmierci, czyli kredytów i bezrobocia. A trzeba mieć wszystko naraz: dziecko, suwa, dom, labradora.

Wybieramy szkołę ekskluzywną, koszty się nie liczą. Przecież tylko w tej szkole, o światowej renomie, dewizą jest brak przemocy i pedagogika łagodności. Do dnia, gdy przebierając Polę pociągnęłam ją za rękę. „Oj boli… - syknęłą - Tak samo, jak na matematyce”.
- Co przepracowałaś rączkę? Tyle piszecie zadań?
- Nie, nie umiałam jednego rozwiązać i pan mi rękę wykręcił… ale innym dzieciom to…

Widziałam pierwszy raz Piotra zaciskającego pięści, poszedł w furii do szkoły porachować się z matematykiem. Psycholem, jeżdżącym na szkolenia zagraniczne, żeby nauczać całą kadrę „nieagresji”. Na lekcjach rzucał dziećmi o ściany, wykręcał im ręce. Dyrekcja po interwencji Piotra natychmiast go wywaliła. Zabieramy dziecko ze szkoły nr 2, żegnamy najbogatszą gminę w Polsce, gdzie ulicami suną Jaguary i Maserati. Tu biją za ciężkie pieniądze.

Pola idzie do normalnej, państwowej szkoły im. Jan Pawła na granicy Magdalenki i Leszna. Trafia na cudowną wychowawczynię, potem na normalnych nauczycieli. Naukowo ok, ale matematycznie dramatycznie.

Wyjeżdżamy do Stanów, na rok. Niczego dobrego po new school się nie spodziewam, w dodatku nowy język. Pierwsze półrocze i dostaję list ze szkoły, wiadomo: Kłopoty, wezwania. Tak było w Polsce, listy o zagrożeniu na półrocze z matmy. A tu… nagrody i pochwały. Powód jest prosty: nikt nie pędzi z materiałem. Póki cała klasa nie wyćwiczy, nie zrozumie, nie przechodzi się do następnych tematów, i najważniejsze NIE POTRZEBA KORKÓW. Bo… mamy XXI wiek, jest komputer. Do każdego zagadnienia 100 zadań, zrobisz błąd, szkolny program pokazuje, gdzie się pomyliłeś, TŁUMACZY, dlaczego i daje dodatkowe przykłady. Polskie programy komputerowo-matematyczne tak nie działają. Udowadniają ci, że nie umiesz, po to są - tak jak i źli nauczyciele.

Poli znika w USA dysleksja, nie robi błędów, z matematyki jest świetna. Szkolnie zahukane dziecko wykłóca się z nauczycielami o swoje, ku ich radości. Zostaje przywódczynią „gangu meksykańskich dziewczynek”, dzieci nielegalnych emigrantów, ponieważ też czuje się emigrantką. „Mamo ja tak lubię chodzić do szkoły” - mówi pierwszy raz i ostatni, bo wracamy do Polski. W kraju z jej szkolnym angielskim nie jest najlepiej, wiadomo, tu wszystko jest na wyższym, nieżyciowym poziomie.

Nowe miejsce - gimnazjum integracyjne. Problem, że nie wiemy, z kim się integrujemy. Dyrektorka nie chce powiedzieć, na jakie schorzenie oprócz narcyzmu cierpi chłopiec rozwalający wszystkie lekcje, za które płacimy. Przeszkadzają mu też dziewczynki, zrozpaczone chcą się wypisać. Szkoła zbankrutuje. Dyrekcja izoluje chłopca, szkoła odżywa. Po miesiącu powrót narcystycznego potwora. Ale jest zmiana: bezradne, zastraszone dziewczynki dzielą się jak kobiety w Polsce - na te które seksualizują, uwodząc agresora i te, wysłane na terapię, żeby… się do niego przystosowały. Serio. Męski totem, wokół którego dziewczynki i kobiety tańczą, tradycyjne role.

O nauce w takich warunkach, trudno mówić, więc następna szkoła. Tu już będzie super. Pola nadrobi zaległości z matmy - klasy są 3-osobowe. Niestety nauczyciel poświęca czas olimpijczykom, będą z tego zaszczyty. Pola zostaje na świadectwie oceniona wysoko, proporcjonalnie do czesnego.

Nowa szkoła. Tego szukaliśmy, ktoś tu zrozumie lęki naszego dziecka. Matematyk zwołuje specjalne zebranie, by uspokoić rodziców: „Doskonale rozumiem czym dla straumatyzowanych uczniów jest matematyka. Obiecuję doprowadzić wszystkich do zdanej matury. Dzięki mnie zdała (tu pada nazwisko znanej pisarki) nieumiejącej nawet dodać 2 do 2. I baletnica. Mam specjalny system nauczania”.

Polegał on na kiblowaniu dzieci. Uciekały z jego lekcji do toalety, ze strachu. Facet wynalazł własną metodę matematyczną, zrozumiała tylko dla niego. Był mizoginem przemocowcem, normalka. Trzeba czymś okupić dar nauki.
Pola radzi sobie na korkach z matmy, z idiotycznym programem. Przed pustą kartką na lekcji głupieje.

NIK ocenił nauczanie matematyki w Polsce za tak wadliwe, że do czasu zmiany programu (nowy według nauczycieli wygląda, jakby ze starego wyrwano co którąś kartkę) należałoby zawiesić matury z matmy.

Ale niby dlaczego? Co z tego, że w Finlandii, najlepszej w wynikach z nauk ścisłych matma nie jest obowiązkowa na maturze? My musimy oblać co 6 dziecko, zniweczyć jego plany, ambicje. Reszta przecież zdaje, część z nich nieważne jakim kosztem - korki, leki uspokajające. Jeśli zrobimy z tym porządek, spadniemy w rankingach depresji i samobójstw naszych nastolatków. Chcemy zrezygnować, z naszej Księgi Rekordów Guinnessa w byciu ćwokami Europy? A te głosy ”Bez matematyki nie ma logicznego myślenia”, „Królowa nauk”, jakby matematyka była sprawdzianem inteligencji. Ilu savantów nie umie nic oprócz liczenia?

Nie poddałam się od razu. Walczyłam, chodziłam do ministerstwa edukacji za poprzednich rządów. Prosiłam o zmianę programu, przekonywałam. Dla mojej córki Polki i innych Polek, Polaków, po to kiedyś zakładałam partię. Żeby ucywilizować mój kraj. Nie potrafię patrzeć obojętnie na szkolne rzeźnie umysłów, sumień, praw - zwłaszcza wobec kobiet.

Co mogę ja, z moim szkolnym doświadczeniem, jeśli opinia NIK-u, poparta dogłębnym badaniem systemu nauczania została już zlekceważona.

Pola po załamaniu wróciła do amerykańskiego systemu, w którym nie dostaje ataków paniki, nie ma dysleksji, nie jest zapóźniona i nie potrzebuje korków. Przypomina mi to własną ucieczkę z Polski Ludowej, gdzie nie dawałam rady żyć. Ucieczkę do normalności, po azyl.

Od początku edukacji Poli chcieliśmy jak najlepiej, najlepiej było nie wracać ze Szwecji. Proszę nie pisać, że edukacja tam jest kiepska, mamy tam dzieci i mózg umiejący porównywać. Stres, przemoc, głupotę.

Zdarzają się podobno szkoły w Polsce, gdzie nauczyciele drą nieudane kartkówki z matmy i mówią: „Niczego Was nie nauczyliśmy, nasza wina. Bierzemy temat od początku”. Ale statystyczna Polska jest inna. Składamy dzieci na ołtarzu własnej głupoty i nieporadności, pchamy księżom pedofilom, żeby zostały zbawione, a w szkołach okaleczone z ciekawości, radości życia. Nie wszystkie, ale te utalentowane bez wszechstronnych zdolności. Talent ma każde dziecko i prawie każda polska szkoła potrafi go zniszczyć.

Manuela Gretkowska

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: