Szukaj w serwisie

×
22 czerwca 2020

Kierowca tira. „Powiem jak jest”

Alexandra Jarecka (DW)

Alexandra Jarecka (DW)

Kierowcy tirów zwykle śpią w szoferce. Są w drodze bez względu na pogodę czy korki. Stale w stresie i pod presją czasu. Polskich tirowców można spotkać na każdym parkingu przy niemieckich autostradach

Kierowcy tirów śpią w szoferce. Są w drodze bez względu na pogodę czy korki. Polskich tirowców można spotkać na każdym parkingu przy niemieckich autostradach

Polskie firmy transportowe zdominowały europejski rynek przewozowy. Jak wynika z raportu Federalnego Stowarzyszenia Transportu Towarów (BGL) świadczą one obecnie 25 procent transgranicznych usług transportowych.

Według Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców (OCRK) najwięcej (50 proc.) polskich kierowców jeździ do Niemiec. Potwierdzają to także dane BGL za okres 2018-2019, według których udział polskich ciężarówek w płatnych kilometrach (opłata drogowa) wyniósł 17,1 procent przy tendencjach wzrostowych.

Kierowcę zatrudnię od zaraz

Jednocześnie, branża transportowa obecnie znajduje się na zakręcie. Według raportu Międzynarodowej Unii Transportu Drogowego (IRU) popyt na usługi transportowe w Europie rośnie, brak jednak kierowców. 20 procent stanowisk jest nieobsadzonych. Niemiecka giełda branży transportowej TB Trucker Boerse poszukuje aktualnie 3303 kierowców, także z Polski. Powodów, dla których brakuje chętnych do pracy za kierownicą w Polsce i w Niemczech, jest wiele. Ale największym problemem jest niekorzystny wizerunek tej profesji.

„Powiem jak jest”

Pracujący w ramach projektu europejskiego „Faire Mobilität” doradca Michael Wahl z Niemieckiej Federacji Związków Zawodowych (DGB) w Berlinie dobrze zna realia pracy transportowców. Często objeżdża parkingi przy autostradach. Rozmawia z kierowcami, uświadamia, jakie mają prawa. A kierowcy tirów pracują dziennie od 13 do 15 godzin. Tylko przy rozładunku mogą liczyć na krótką przerwę. Tymczasem oczekuje się od nich cierpliwości i bezwzględnej koncentracji podczas jazdy z 40-tonowym ładunkiem.

– Kierowcy z Polski czy Rumunii są całymi tygodniami w trasie. Myją się tam, gdzie jest dostęp do wody. Gotowanie odbywa się na kuchence gazowej, a pranie w plastikowej wanience – wymienia minusy profesji doradca z Berlina.

– Powiem, jak jest – mówi Janusz jeżdżący dla firmy transportowej z Nowego Sącza, którego spotykamy na parkingu przy autostradzie A59. – Za ubikację trzeba płacić 50 centów, za skorzystanie z prysznica trzy euro. A często jest tak, że na parkingach postojowych przy niemieckich autostradach nie ma nawet gdzie pójść za potrzebą – krytykuje Polak. Do tego dochodzi jeszcze nocleg na wąskiej koi w kabinie. – Latem nie da się wytrzymać z gorąca. I jeszcze ten nieustanny hałas z autostrady ­­– dodaje. Jak jednak wspomina, najtrudniejsze są noce pod Paryżem. Wtedy śpi jak „zając”. – Jest strasznie

Janusz z Nowego Sącza pracuje w międzynarodowym transporcie od trzech lat. Fot. Źródło: dw.de

Nieprzejrzysty system płac

Na system miesięcznych wynagrodzeń zawodowych kierowców w Polsce składa się podstawa, która jest często stawką minimalną (250-500 euro) oraz ekwiwalent wypłacany z tytułu podróży służbowej – około 50 euro dziennie – informuje DGB.

Zdaniem niemieckiej organizacji system wynagrodzeń polskich kierowców jest nieprzejrzysty.

Z raportu Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców (OCRK) wynika, że kierowcy zatrudnieni w transporcie międzynarodowym zarabiają powyżej 6 tys. złotych netto. Grupa ta nie jest duża i stanowi tylko jedną trzecią polskich kierowców. Janusz jednak nie narzeka. Jeździ tirem od trzech lat i dostaje na rękę 7,5 tys. – Dobrze zarabiam i jeszcze parę lat pojeżdżę – mówi.

Za pracą do Niemiec

Przemek Chrostowski pracuje w branży transportowej od 2004 roku. Od początku jeździł wyłącznie na trasach międzynarodowych. – Lubiłem to zajęcie, bo dawało mi poczucie wolności. Byłem ciekaw świata, zwiedziłem m.in. Madryt, Paryż, Berlin, poznawałem obce języki – mówi.

Sytuacja dramatycznie uległa zmianie, gdy Przemek uległ wypadkowi i przez pół roku nie mógł pracować. Polski pracodawca wypłacał mu jedynie 30 procent wynagrodzenia. Polak postanowił szukać zatrudnienia w niemieckiej branży transportowej. W znalezieniu pracy pomogła mu agencja Kraftpol z Fuldy.

Właścielka Benita Malkowski zajmuje się pośrednictwem od 2011 roku. – Polskich kierowców zatrudnia się chętnie. Znani są z tego, że pracują solidnie, są inteligentni. Nieznajomość języka zastępują sprytem – tłumaczy Benita Malkowski. Jednocześnie podkreśla, że zawód kierowcy nie jest lubiany i szanowany w Niemczech. – Wiąże się ze stresem, presją czasu i olbrzymią odpowiedzialnością. A długie przebywanie poza miejscem zamieszkania nie sprzyja życiu rodzinnemu – mówi.

Praca w czasach koronakryzysu

Przemek, który od siedmiu lat pracuje jako kierowca dla firmy transportowej pod Kassel, przyznaje, że sytuacja rodzinna jest trudna. Dzieci rosną praktycznie bez ojca, który jest stale w drodze, bo pracuje na podstawie rozpowszechniony w branży transportowej system: trzy tygodnie pracy, tydzień wolnego. – Najtrudniej było w pierwszym okresie pandemii. Miałem wtedy dużo zleceń na transport do Włoch i Francji. Dlatego przez prawie trzy miesiące nie byłem w domu, nie chciałem narażać rodziny – tłumaczy. Bo chociaż używał maski ochronnej i środków dezynfekujących, nie miał żadnej gwarancji, że się nie zarazi.

„Bliżej do domu”

Na pytanie, czy wybrałby jeszcze raz ten zawód, odparł, że zdecydowanie nie. Owszem, 1960 euro, które dostaje miesięcznie na rękę, pozwala na wygodne życie dla rodziny w Polsce i spłatę zaciągniętego kredytu. – Jestem jeszcze młody i z natury jestem optymistą. Nie lubię narzekać. Ponieważ mam też prawo jazdy na autobus, myślę o pracy jako kierowca w Berlinie. Nie musiałbym spać w szoferce i byłoby bliżej do domu. Teraz mam 1200 km – stwierdza czterdziestolatek.

 

REDAKCJA POLECA

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: