Dr Bożena Kilarski, specjalistka medycy naturalnej i komplementarnej terapii raka prowadzi gabinet w niemieckim Rheine, gdzie pacjentów skutecznie leczy m.in. witaminą C. Ale uwaga: to nie takie proste jak się wydaję.
DW: Ostatnio coraz więcej znaleźć można w Internecie informacji o dobroczynnych skutkach medycyny naturalnej, zwłaszcza w kontekście leczenia raka. Karierę w Polsce robią wykłady i książki Jerzego Zięby. Czy możemy mówić o panującej teraz modzie na medycynę niekonwencjonalną?
Bożena Kilarski: Medycyna naturalna jest w Niemczech dość rozpowszechniona, w Polsce raczkuje i jest na takim poziomie, jaki tu był 20 lat temu. W Polsce stosowane są czasem w leczeniu raka terapie witaminą C, ale lekarze się tego boją.
DW: Czego się boją?
BK: W Polsce po pierwsze niewiele osób ma o tym pojęcie, po drugie mówi się, że tacy jak ja to szarlatani. Ale mnie to nie interesuje, bo ja wiem, że robię dobrą robotę. Widać jednak powolne otwarcie się na medycynę niekonwencjonalną - niestety tylko w prywatnych gabinetach. To za mało. W Polsce dochodzi obecnie do takiego paradoksu, że pacjenci zaczynają leczyć się sami. Bo Zięba coś napisał, bo w Internecie coś znaleźli.
DW: Mogę sobie wyobrazić, że skutki takiego leczenia mogą być opłakane...
BK: Ludzie całymi miesiącami albo i latami(!) leczą się na własną rękę, a potem przychodzi taki moment, że zauważają, że to nic nie pomaga. Jeżeli pacjent przyjmuje leki bez żadnej kontroli, to wiadomo, że to nie zadziała. Idzie więc do lekarza, a lekarz w Polsce często nie chcą go już przyjąć. I wtedy taki pacjent zgłasza się do mnie.
DW: Dr Bożena Kilarski: specjalistka komplementarnej terapii raka. Brzmi dość enigmatycznie.
BK: Zajmuję się medycyną naturalną, leczę minerałami, stosuję wyciągi z roślin w postaci tabletek, czyli suplementy diety, kroplówki z witaminą C wysoko dawkowaną. Artemisinin, kurkuma, GcMAF, kwercetyna, Dichloracetat, selen, glutation, wyciągi grasicy i śledziony i wiele innych. Wszystko, co ma wpływ na nowotwory.
DW: Ale z wykształcenia jest Pani anestezjologiem, jak to się stało, że poświęciła się Pani medycynie naturalnej?
BK: Do Niemiec przyjechałam w latach 80-tych po studiach w Polsce i praktycznie od razu po specjalizacji zostałam zastępcą szefa anestezjologii w szpitalu w Rheine. Przygoda z medycyną naturalną zaczęła się w 1998 roku, kiedy pojawiła się seria raka w mojej rodzinie. Moja mama dostała raka nerki, siostra raka piersi, a teść raka mózgu. W tym samym roku. Jako lekarz chciałam coś z tym zrobić. Udałam się do Baden Baden na kongres medycyny naturalnej i jednocześnie poznałam dr. Miski, biochemika, który prowadził swój gabinet medycyny naturalnej. Po przebytej chemii moja siostra była wrakiem człowieka. On ją w ciągu 2 tygodni postawił na nogi. To mnie zainspirowało. Zaczęłam się intensywnie przyuczać, zrobiłam odpowiednie kursy i tak się zaczęło.
DW: Zapytam wprost: czy raka można wyleczyć bez chemioterapii?
BK: To jest bardzo trudne pytanie. Wszystko zależy od etapu rozpoznania choroby, czy są przerzuty, czy pierwotny guz został usunięty, czy nie. Jedno jest pewne: w zaawansowanych przypadkach, przy leczeniu tylko medycyną naturalną szanse na wyleczenie nie są za duże. Są pacjenci, którym się to udało, ale w ich przypadku nowotwór był w początkowym stadium i nie był rozsiany po całym organizmie. Jednym z najważniejszych elementów w walce z rakiem jest to, by odpowiednio wcześniej podłączyć wszystkie dodatkowe możliwości leczenia do tego, co robi medycyna szkolna. Ani medycyna akademicka nie jest w stanie wyleczyć wszystkich pacjentów, ani medycyna naturalna. Kombinacja tych dwóch jest najlepsza.
DW: Na czym dokładnie polegają niekonwencjonalne metody leczenia?
BK: Przepisuję pacjentom całą paletę suplementów – od witaminy D3, przez Omega-3, Q10, kurkumę, po witaminę C wysoko dawkowana, chińskie grzyby. Stosuje też wlewy z witaminą C. Witamina C w wysokich dawkach działa jak woda utleniona, wyłapuje więc wolne rodniki (utlenia je) i niszczy komórki nowotworowe. Ale by witamina C przyniosła skutki, musi być podana w końskich dawkach. I też nie może być nowotwór w zaawansowanym stanie. Dużo pracuję z wyciągami z grasicy, z pępowiny cieląt czy z preparatami z jemioły, które stymulują układ odpornościowy. To wszystko łączę z zabiegami hipertermii lokalnej i całego ciała.
DW: Czy te preparaty są oficjalnie dostępne?
BK: Nie ma nic po cichu. Ja mam prawo dać pacjentowi wszystkie leki, jakie zakupiłam w niemieckiej aptece, które są sprawdzone przez aptekę międzynarodową, produkowane w Niemczech lub sama je tu wyprodukuję w specjalnym, kontrolowanym laboratorium. Wszystko oficjalnie kupione mogę dać pacjentowi pod warunkiem, że się na to zgadza. Mam również dostęp do wszystkich leków, jakimi leczą onkolodzy. Oczywiście kurację dopasowuję do przeprowadzanej równolegle chemioterapii i indywidualnej sytuacji pacjenta.
DW: Onkolodzy w szpitalach wiedzą o tym, że pacjent korzysta z dodatkowych terapii?
BK: To decyzja pacjenta czy ich o tym poinformuje. 90 Procent lekarzy niemieckich nie jest zainteresowanych tego typu terapiami, bo nie mają o nich pojęcia. Ja sama widzę, ile lat już się uczę, co pół roku dochodzi coś nowego, trzeba być cały czas na bieżąco. Znam tylko kilka mniejszych, ale bardzo specjalistycznych szpitali, które łączą w terapii medycynę szkolną i naturalną. Są na światowym poziomie.
DW: Czy można powiedzieć, o ile zwiększa się skuteczność leczenia, gdy oprócz chemii pacjent korzysta z medycyny naturalnej?
BK: Medycyna naturalna na pewno pomaga wygrać z rakiem lub przeżyć więcej lat w lepszej kondycji. Miałam pacjentów, którzy byli w sytuacjach podbramkowych. Oprócz całego szeregu zabiegów medycyny szkolnej jak operacja czy chemioterapia, równolegle korzystali z moich terapii. Wyzdrowieli i żyją do dzisiaj. Nawet ci, którym lekarze nie dawali żadnych szans na wyleczenie.
DW: A co zrobić, żeby znowu nie zachorować?
BK: Gdy terapia przyniosła efekty, pacjent uważa, że wszystko jest pięknie i że jest wyleczony. To największy błąd, jaki można zrobić! Niestety – raz rak, zawsze rak. Trzeba się zastanowić, dlaczego się go dostało. Nie na zasadzie – dlaczego ja, tylko dlaczego ja go dostałem. Co robiłem nie tak, jeśli chodzi np. o odżywianie, styl życia, nałogi czy stres i co teraz mogę zmienić.
DW: No właśnie. O profilaktyce często zapominamy…
BK: A zdrowy styl życia mógłby niejednego z nas uchronić przed zachorowaniem. Niestety zdrowy człowiek nie przynosi pieniędzy. Media czy reklamy w telewizji namawiają nas na niezdrowe jedzenie. Najważniejsze, żeby były dobre obroty. Sami więc musimy o siebie zadbać. Jednym z najważniejszych elementów jest odżywianie – trzeba zapomnieć o cukrach, mąkę ograniczyć do minimum, białą mąkę wyeliminować. Nie przesadzać z mlekiem krowim i dbajmy o to, by to, co jemy, było zdrowe biologicznie. Jedzmy przede wszystkim dużo warzyw, czasem mięso, ryby najlepiej tylko prosto z morza. No i promieniowanie magnetyczne, radiowe i elektryczne też jest szkodliwe!
DW: A co z suplementami? Brać czy nie?
BK: Żeby pokryć zapotrzebowanie organizmu na potrzebne mu składniki, trzeba by jeść taczkę jarzyn i owoców dziennie, dlatego wskazane są suplementacje. Dodatkowo, warzywa zawierają dziś tylko 15% tego, co zawierały jeszcze 20 lat temu. Dla naszego zdrowia kluczowy jest też sen, umiarkowany, regularny sport i dobra kondycja psychiczna, czyli w sumie nic nowego.
REDAKCJA POLECA