- Dostałem sześć lat w pierwszym wyroku, wyszedłem w 1984 r. po amnestii, dostałem natychmiast trzy miesiące aresztu, po tych trzech miesiącach zacząłem organizować tych wszystkich jawnych, za co dostałem 3,5 roku więzienia, i w więzieniu jeszcze zarobiłem 10 miesięcy. Czyli razem powyżej 10 lat wyroków. - opowiada Władysław Frasyniuk w rozmowie ze Zbigniewem Hołdysem dla magazynu NEWSWEEK HISTORIA o pobycie w więzieniu za działalność opozycyjną w latach osiemdziesiątych.
- Byłem pewien, że moje życie będzie trwało od więzienia do więzienia i zastanawiałem się, jaką przyjąć filozofię. W więzieniach wszyscy są przeciwko tobie – i złodzieje, i klawisze. Po namyśle uznałem, że muszę być w grupie grypsującej. To było dla mnie dziwne doświadczenie, mówisz, że jesteś z Solidarności, a oni: „U nas jest tak tylko: grypsujący siedzą przy stole, ale skoro jesteś z Solidarności, to możesz też siedzieć”.
- Nie ma takiej kary, której bym w więzieniu nie przeszedł, włącznie z sześciomiesięcznymi izolatkami. Miałem wywalony bark, wykręcane genitalia, połamane żebra. Jak mnie sadzali w termosach, to w nocy skuwali z przodu, w dzień za plecami. Było tak mało powietrza, że co 12 godzin musiał przychodzić lekarz, sprawdzić, czy jeszcze oddycham. Nauczyłem się otwierać kajdanki w trzy sekundy - opowiada - Naprawdę, kajdany otwierałem w try miga. Jak się zorientowali, to potem mnie zapinali w specjalne pasy.
- Agresja nieprawdopodobna - mówi były opozycjonista - Był taki agresywny klawisz, raz czy dwa razy się z nim zderzyłem. Kryminalni usłyszeli, że jest ostro i jeden mówi: „Władek, gad do ciebie fika? On mieszka przy ulicy takiej i takiej”. Gość wchodzi, za parę dni siedzę w celi dla niebezpiecznych, więc mnie we trzech wyprowadzali, idziemy po schodach na odrębny spacerniak i mówię: „Gościu, czy ty mieszkasz na Kruczej? Chcesz, żeby ci zajebali cegłą? Jeszcze raz fikniesz...”. Jak on mnie polubił na tych schodach!
Źródło: NEWSWEEK HISTORIA