Szukaj w serwisie

×
11 lutego 2018

Dariusz Stokwiszewski: Wyszło szydło z wora – prezydent ma u A. Macierewicza „przechlapane”!

Dariusz Stokwiszewski

Dariusz Stokwiszewski

Zgodnie z tym, co mówi Kaczyński, a o czym od dawna ćwierkały wszystkie polskie wróbelki, bezpośrednim powodem odwołania Antoniego Macierewicza, z funkcji ministra obrony narodowej była presja ze strony Andrzeja Dudy. Tłumacząc się, lider PiS nie ukrywa, że w sporze A. Dudy z A. Macierewiczem, sercem jest po stronie byłego już, szefa resortu obrony narodowej

 

Chyba najbardziej nieoczekiwaną decyzją niedawnego „politycznego trzęsienia ziemi” w polskim rządzie było odwołanie Antoniego Macierewicza, z funkcji ministra obrony narodowej. W wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej” Jarosław Kaczyński ujawnia nowe fakty w tej sprawie.

Zgodnie z tym, co mówi Kaczyński, a o czym od dawna ćwierkały wszystkie polskie wróbelki, bezpośrednim powodem tej decyzji była presja ze strony prezydenta Andrzeja Dudy. Tłumacząc się tak (panu Antoniemu, chyba ze strachu – ciekawe o co?) lider PiS nie ukrywa, że w sporze A. Dudy z A. Macierewiczem, sercem jest po stronie byłego już (i słusznie, co zawsze podkreślam), szefa resortu obrony narodowej. Dla mnie słowa posła Kaczyńskiego to nihil novi sub sole! Taka „lojalność” to cecha „wielkich ludzi”!

Panie Andrzeju Duda (nie wiem, czy o świcie, ale zdradzony przez prezesa), co pan na to?

Czy liczył pan na łaskę Cezara i/lub związane z nią wybaczenie? Czy może na ludzkie uczucia tego człowieka, który nie dopuści już nigdy (teraz pomoże mu w tym sam pan Antoni) do tego, aby pan cokolwiek jeszcze osiągnął w polityce?! Liczył pan na kolejną elekcję? Jeśli tak, to pana wrodzona buta i zarozumiałość (wraz z mimiką godną, co najmniej, Ludwika XIV – króla „Słońce”) nie jest wynikiem asertywności, a raczej tego, co można nazwać jakimś skumulowanym kompleksem, odnoszącym się, jak sądzę, do wielu różnych czynników, których jako laik w sferze psychologii, wytłumaczyć się nie podejmuję!

Myśmy (przynajmniej niektórzy, w tym i ja – mea maxima culpa) uwierzyli panu w to, co pan obiecywał w trakcie kampanii – naprawdę! Do pewnego czasu dałbym sobie np. włosy obciąć, że zachowa się pan adekwatnie godnie do tego, co panu ofiarował naród, tj. najwyższego rangą i „obarczonego” zaufaniem społecznym – urzędu Prezydenta RP.

Dygresja: Czy słyszał pan kiedyś o tragicznym losie Montezumy II? Otóż człowiek ten, uznawany był za władcę absolutnego Azteków u szczytu potęgi państwa Tenochtitlán. Jednak władca był człowiekiem niezdecydowanym, ulegającym presji proroctw, a także własnych doradców i wróżbitów. Uwierzył w brednie mówiące o przybyciu jednego z bogów o imieniu Quetzalcoatla (dla pana to imię „Jarosław”). Przybycie Hiszpanów pod wodzą Cortésa sprawiło, że Montezuma potraktował go jak Boga. Jednak już podczas ich pierwszego spotkania król zdał sobie sprawę, że Cortés nie jest Bogiem. Jednak władca nie potrafił mu się w sposób zdecydowany przeciwstawić!

Król nie poparł powstania (ludu) w stolicy przeciwko najeźdźcom, do którego po wielu zatargach doszło i przypłacił to własnym życiem. Następstwem jego śmierci był upadek Tenochtitlánu (jakieś skojarzenia panie prezydencie?). Rok później, skutkiem obu tych wydarzeń był podbój całej już Mezoameryki, który doprowadził zwłaszcza do upadku kultury oraz sztuki w tym rejonie. Czy dalej mam pana pytać o możliwe skojarzenia?!

Reasumując te moje, abstrakcyjne nieco (być może) rozważania, chcę podjąć się próby przewidzenia tego, co pana czekać może (to tylko hipoteza, ale dość prawdopodobna) w najbliższej przyszłości. Najprawdopodobniej nigdy już powtórnie nie zostanie pan prezydentem, co według mnie służyć będzie przyszłości naszej Ojczyzny! Zanim jednak pana kadencja się skończy dozna pan jeszcze cały szereg upokorzeń nie tylko ze strony pana prezesa, ale także Macierewicza i jego stronników. Co jednak w tym wszystkim, tak z pana punktu widzenia, będzie najgorsze? Otóż według mnie podobieństwo losów pana przyszłości do losów mitycznego Montezumy (oczywiście nie wszystko i nie tak dosłownie).

Jeśli chciałby pan posłuchać mojej darmowej oraz szczerej rady, to powinien pan zrobić coś rzeczywiście pro publico bono, zamiast pro PiS (i/lub prezes) bono! Niech pan godnie wypełni swoimi działaniami dla Polski pozostałe dwa lata, na tym zaszczytnym urzędzie! Jeśli tak się stanie, a stać się powinno, bo jest pan także doktorem prawa, to może jakaś uczelnia po zakończeniu kadencji zatrudni pana na stanowisko adiunkta, co nie jest powodem do wstydu – wręcz odwrotnie – co wiem z autopsji.

 

Dariusz Stokwiszewski

 

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: