Szukaj w serwisie

×
31 marca 2023

Jestem trans

Katarzyna Domagała-Pereira

Mówią, że gdyby nie tranzycja, już by ich nie było. Tak bardzo cierpieli. Tranzycja dała im nadzieję na życie zgodne z tożsamością płciową.

Fot. Alexander Grey / Unsplash

Po dziesięciu latach Julian* dotarł do mety. Ma 23 lata, pięć operacji za sobą, dwanaście tygodni w klinikach, zmianę imienia i wpisu o płci w metryce. W dokumentach – nowe imię. Niski głos, sylwetka, sposób poruszania się. Nic nie wskazuje na to, że Julian kiedyś nosił żeńskie imię, a w dokumentach przy płci miał wpisane „żeńska”.

Pracuje na lotnisku, gdzie – jak mówi – „majsterkuje przy samolotach”. Po godzinach angażuje się społecznie. W pracy, nowym miejscu zamieszkania i w nowym kręgu przyjaciół nikt nie wie o jego przeszłości. – Kiedyś koleżanka zapytała, czy nie wybrałbym się z nią na paradę równości. „Ty, jako osoba postronna, mógłbyś coś zrobić dla tolerancji” – powiedziała do mnie. A ja pomyślałem: gdybyś tylko wiedziała… – uśmiecha się Julian. Na paradę poszedł, ale z organizacjami LGBT+ ma mało styczności.

Ponad 300 kilometrów dalej, w jego rodzinnym mieście, wielu pamięta Juliana ze szkoły. Szczególnie jego outing, gdy po lekcji o tolerancji stanął przed klasą i powiedział, że jest trans. Poprosił, by używać jego nowego – męskiego – imienia. Miał wtedy 14 lat.

Luna: „Bardzo się bałam”

Luna miała 18 lat, gdy się wyoutowała. Najpierw zwierzyła się przyjaciółkom, potem bratu i jego dziewczynie. Powiedziała w szkole, a dopiero na końcu rodzicom. – Bardzo się bałam. Znałam z internetu wiele historii, gdy rodzice odrzucili swoje transpłciowe dzieci, a w szkole spotykał je mobbing – mówi Luna w wywiadzie dla DW.

U niej było na szczęście inaczej. Przyjaciółki zrozumiały, szkoła pomogła, a brat zapewnił, że kocha ją niezależnie od tego, czy jest jego bratem, czy siostrą. Obiecał wesprzeć finansowo przy drogich ekspertyzach i pomógł w outingu przed rodzicami. – Byli zszokowani, ale opanowani – wspomina Luna. – Na początku było nam wszystkim ciężko. Rodzice mieli wiele pytań, a ja nie na wszystkie znałam odpowiedź. Wiem jednak, że stoją za mną murem.

Luna: lata poszukiwania siebie . Fot. Katarzyna Domagala-Pereira / DW

Gra w imię

Julian o tym, co odczuwa, najpierw powiedział przyjacielowi, a potem lekarce. Podczas rutynowego badania 13-latek zapytał, co można zrobić, żeby nie był kobietą. Gdy próbuje sobie przypomnieć, jak objawia się dysforia płciowa, mówi, że to odpychające ciało, którego nie chcesz, bo wydaje się nie być twoje. A z drugiej strony – duże poczucie wstydu, które starasz się ukryć przed innymi. Byleby nie dać poznać, że coś jest nie tak.

Potem już rozmawiał o tym z rodzicami. – Wszyscy płakaliśmy – wspomina. Ale gdy brat Juliana wyjechał na kilka dni, rodzice zaproponowali, że mogą, tak na próbę, używać nowego, męskiego imienia. – Grali jak aktorzy, ale widzieli, że jestem z tym szczęśliwy – mówi Julian.

Wkrótce dowiedział się młodszy brat, najbliższa rodzina i szkoła. Wszyscy zrozumieli. – Tylko od czasu do czasu ktoś jeszcze użył starego imienia; z przyzwyczajenia lub przekory. Rówieśnicy sprawdzali, czy reaguję na deadname – opowiada Julian.

„Słodka dziewczynka”

Na smartfonie pokazuje swoje zdjęcie z tamtego okresu. Na letnim obozie do kamery uśmiecha się blondynka z krótkimi włosami, w sportowym ubraniu, z plakietką, na której napisała fikcyjne imię niezdradzające płci. – Słodka dziewczynka, szkoda tylko, że to byłem ja – uśmiecha się Julian. Gdy pytam, co się stało z tą wcześniejszą osobą, długo zastanawia się nad odpowiedzią. – Nigdy się z nią nie pożegnałem, nie było takiej potrzeby – mówi. – Szybko zacząłem myśleć w kategoriach swojej prawdziwej tożsamości i wiedziałem, że to jest kierunek, w którym chcę się rozwijać.

Wchodząc na drogę tranzycji, nie był pewny, czy to rozwiąże jego problemy na zawsze. – A jeśli za 40 lat okaże się, że chcę czegoś innego? – pytał. – To i tak będzie to 40 szczęśliwych lat – odpowiedziała mu mama.

Niedawno, po ostatniej operacji korekty płci, uświadomił sobie, że to, co inni nazywają beztroską młodością, było u niego „zupełnie do bani”. Dekada z nieskończoną liczbą wizyt u specjalistów, badaniami, staraniami o hormony i operacje, wnioskami do sądu. Ból i niepewność, co będzie dalej. – To wszystko, zamiast beztrosko żyć! – mówi. Nie opłakuje tej dawnej osoby z dziewczęcym imieniem, tylko lekkość bytu, której nie doświadczył.

Nowy rozdział

Nie doświadczyła jej też Luna, latami zajęta poszukiwaniem siebie. – Wiesz, że coś u ciebie jest inaczej, że twoje ciało wydaje ci się obce, a niektóre jego części wręcz odrażające. Wiesz, że zachowujesz się inaczej niż twoi rówieśnicy, odczuwasz smutek i zaczynasz dociekać, co to jest – opowiada. O transpłciowości dowiedziała się z jakiegoś czasopisma, potem poszła do poradni dla osób queer.

– Wszystko zaczęło się nagle układać w całość, ale długo wypierałam, że mogę być trans – mówi. To wtedy odechciewało jej się żyć. Następstwem były epizody depresji i wątpienie w siebie.

Mówią, że gdyby nie tranzycja, już by ich nie było. Tak bardzo cierpieli. Tranzycja dała im nadzieję na życie zgodne z tożsamością płciową.
Fot. Meg / Unsplash

Dzisiaj mówi, że tamten rozdział w jej życiu jest zamknięty, a wszystko, co o nim przypomina, boli. Z outingiem rozpoczął się nowy rozdział. Luna od trzech lat bierze kobiece hormony i zewnętrznie coraz bardziej dopasowuje swój wygląd. Pomagają w tym długie włosy, delikatne rysy twarzy, biżuteria, ubrania i modulacja głosu. W przyszłości założy spódnice i sukienki, planuje pierwszą operację korekty płci.

Dane metrykalne zmieni po wejściu w życie ustawy o samostanowieniu, którą rząd Olafa Scholza chce uchwalić jeszcze w tym roku. W szkole pielęgniarskiej i w pracy i tak już wszyscy mówią do niej „Luna”. Tylko czasem ktoś z podopiecznych zwróci uwagę na jej głos albo sylwetkę, dziwiąc się, że jest kobietą.

Jestem trans

Luna i Julian mówią, że najtrudniejszy jest outing przed samym sobą. Julian długo myślał, że kobiecość ominie go szerokim kręgiem. Gdy był dzieckiem, wolał bawić się z chłopcami, nosić spodnie i wspinać na drzewa. Taką „chłopczycę” rówieśnicy wytykali palcami.

Kryzys przyszedł w okresie dojrzewania. Wtedy zrozumiał, że jego ciało – jak na przekór – rozwija się w kierunku, z którym on w ogóle się nie identyfikuje. – Cierpienie było nie do zniesienia. Nieraz myślałem o samobójstwie – przyznaje. Był pewien, że jest zaledwie jedną z garstki osób w Niemczech, którym przytrafia się dysforia płciowa.

Historia jego tranzycji mieści się w grubym segregatorze. Od psychoterapii, diagnozy, blokerów dojrzewania i hormonów, po wnioski do kasy chorych, epikryzy, zmianę danych metrykalnych i wymianę dokumentów. W Niemczech, aby zmienić dane metrykalne, nadal potrzebne są dwie ekspertyzy i wniosek do sądu rejonowego. Procedura kosztuje kilka tysięcy euro. Za to tranzycja medyczna jest refinansowana przez kasy chorych, ale nie automatycznie.

Odnaleźć siebie

Julian ma już wszystko za sobą. Mówi, że warto było, choć na każdym etapie miewał wątpliwości i potwornie się bał. To wszystko trzeba przepracować i za każdym razem stanąć na nogi – fizycznie i psychicznie. – Nie jestem dumny z bycia trans. To największe nieszczęście mojego życia – mówi. – Chciałem tylko dopasować swój wygląd zewnętrzny do tego, co czuję w środku.

Dzisiaj jest szczęśliwy. Od niedawna spotyka się z dziewczyną. Bał się powiedzieć jej o swojej transpłciowości. – Ale ona tylko wzruszyła ramionami i powiedziała, że dla niej to nie ma znaczenia, bo takiego mnie poznała.

* Julian w rzeczywistości ma inaczej na imię. W naszym artykule chciał zachować anonimowość

 

REDAKCJA POLECA

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję