Szukaj w serwisie

×
10 czerwca 2021

Bruksela oczekuje wycofania z Trybunału Konstytucyjnego wniosku Morawieckiego dotyczącego kolizji prawa unijnego i konstytucyjnego

Tomasz Bielecki

Tomasz Bielecki

Bruksela chce, by premier Morawiecki wycofał wniosek o uznanie decyzji TSUE co do sądownictwa za niekonstytucyjną. A europosłowie grożą Komisji Europejskiej zaskarżeniem za niestosowanie „pieniędzy za praworządność”.

Fot. twitter / @pisorgpl

Didier Reynders, komisarz UE ds. sprawiedliwości, skierował 09 czerwca 2021 do władz Polski pismo wzywające do wycofania z Trybunału Konstytucyjnego wniosku premiera Mateusza Morawieckiego dotyczącego „kolizji prawa unijnego i konstytucyjnego.”

Potwierdzenie przez Trybunał Konstytucyjny „kolizji prawa unijnego i konstytucyjnego”, prowadziłoby do uznania decyzji TSUE w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości za niezgodne z polską konstytucją.

Morawiecki argumentuje w swym wniosku z końca marca, że interpretacje traktatów UE dokonywanych przez TSUE w sprawach sądownictwa są przekroczeniem kompetencji („ultra vires”) unijnego Trybunału w Luksemburgu.

– Wniosek premiera Polski podważa zasadę nadrzędności prawa Unii. Decyzje TSUE są wiążące. Polska ma jeden miesiąc, by odpowiedzieć na pismo Komisji Europejskiej – powiedział dziś jeden z jej rzeczników Christian Wigand.

Za swoiste „przygotowanie” do dzisiejszego otwarcia nowego praworządnościowego frontu między Brukselą i Warszawą można potraktować wczorajszą decyzja Komisji Europejskiej o wszczęciu postępowania przeciwnaruszeniowego wobec Niemiec za wyrok niemieckiego TK podważający rolę TSUE (chodziło o ocenę działań Europejskiego Banku Centralnego).

– Komisja uważa, że wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego stanowi poważny precedens, zarówno dla przyszłej praktyki samego niemieckiego trybunału, jak i dla sądów najwyższych oraz konstytucyjnych państw członkowskich UE – tłumaczono wczoraj w Brukseli.

Co z pieniędzmi za praworządność?

Przepisy o cięciach funduszy z budżetu UE (w tym Funduszu Odbudowy) w przypadku naruszeń praworządności, które bezpośrednio zagrażają należytemu gospodarowaniu pieniędzmi unijnymi (lub rodzą takie ryzyko), teoretycznie obowiązują już od stycznia. Jednak premierzy Mateusz Morawiecki i Viktor Orban na szczycie UE z grudnia 2020 r. odpuścili groźbę weta wobec pakietu finansowego Unii w zamian za – potwierdzoną przez resztę krajów Unii oraz Ursulę von der Leyen – obietnicę, że Komisja Europejska poczeka z praktycznym stosowaniem tego nowego narzędzia do czasu wyroku TSUE na temat przepisy „pieniądze za praworządność”. Polska i Węgry w marcu zaskarżyły je jako niezgodne z unijnym traktatami.

Fot. screen shot / youtube, Kancelaria Premiera

Parlament Europejski nigdy oficjalnie nie pogodził się z takim politycznym zamrożeniem rozporządzenia o praworządności, lecz pomimo to lojalnie przegłosowywał kolejne przepisy budżetowe bez prób zerwania ugody między Brukselą oraz Orbanem i Morawieckim. Dopiero w dzisiejszej rezolucji europosłowie zagrozili Komisji Europejskiej skargą do TSUE za niewypełnianie obowiązków, czyli niestosowanie reguły „pieniądze za praworządność”. Parlament Europejski dał swemu przewodniczącemu Davidowi Sassoliemu dwa tygodnie na wezwanie Komisji do działania, a w jednym z punktów rezolucji nawet przypomniał, że mają prawo głosować nad wnioskiem o wotum nieufności dla Komisji.

Ja nie widzę usprawiedliwienia dla takich działań wobec Komisji Europejskiej przed TSUE. Przecież od stycznia analizujemy naruszenia praworządności i sprawdzamy, czy mają wpływ na zarządzanie funduszami unijnymi. Żaden taki przypadek z okresu od początku stycznia nie zostanie pominięty – przekonywał Johannes Hahn, komisarz UE ds. budżetu, podczas wczorajszej debaty europarlamentarnej. Zapowiedział, że Komisja Europejska przekaże europosłom w przyszłym tygodniu projekt swych „wskazówek”, jak stosować nowe przepisy praworządnościowe.

Szkopuł w tym, że według postanowień grudniowego szczytu UE te wskazówki mają być sfinalizowane dopiero po rozstrzygnięciu TSUE co do zgodności pieniędzy za praworządności z traktatami. A Komisja Europejska zamierza dotrzymać tej obietnicy dla Orbana i Morawieckiego.

Komisarz UE ds. sprawiedliwości Didier Reynders teraz przekonuje, że ten wyrok może zapaść przed końcem tego roku. Ale nawet jeśli stałoby się to tak stosunkowo szybko, to i tak Komisja zapewne mogłaby szykować pierwsze wnioski o zawieszenie funduszy dopiero w 2022 r. – To naiwność? Naciski polityczne? A przyjaciele Orbana cały czas napychają kieszenie unijnymi pieniędzmi! – powiedział Katalin Cseh, węgierska europosłanka z liberalnej frakcji „Odnowić Europę”. Zapowiedziała, że skoro niewyłoniona w bezpośrednich wyborach von der Leyen nie musi tłumaczyć się z zaniedbań, patrząc w oczy swym wyborcom, to za to Parlament Europejski nie odpuści strzeżenia praworządności.

Cel Orbana osiągnięty?

Nawet gdyby Parlament Europejski postanowił jeszcze w czerwcu o zaskarżeniu Komisji (co nie jest przesądzone), to – tego wymagają procedury – odpowiedni wniosek wpłynąłby do Trybunału Sprawiedliwości UE najwcześniej we wrześniu. A zatem reguła „pieniądze za praworządność” – z europoselską skargą czy też bez niej – zacznie być groźna raczej dopiero w przyszłym roku. Irytuje to przede wszystkim opozycyjnych Węgrów, bo Orbanowi zależało na zneutralizowaniu tej unijnej reformy na okres do węgierskich wyborów parlamentarnych w 2022 r. I zanosi się, że premierowi Węgier istotnie uda się uniknąć zawirowań wokół funduszy unijnych w czasie kampanii wyborczej Fideszu.

– Komisja powinna nas zapoznać z przypadkami ewentualnych naruszeń, które bada. To pomogłoby rozwiać obawy, że nie zajmuje się tymi sprawami. Niech nas zapozna choćby na zamkniętych spotkaniach – przekonywała Monika Hohlmeier (CSU), przewodnicząca europoselskiej komisji kontroli budżetowej.

Rezolucję poparły wszystkie frakcje Parlamentu Europejskiego oprócz – zdominowanego przez PiS – klubu konserwatystów oraz grupy „Tożsamość i Demokracja”, do której należą deputowani z partii Mattea Salviniego oraz Marine Le Pen. – Rzeczywiście mamy poważne problemy z praworządnością w UE. Ale nie w państwach członkowskich, tylko w samej Unii. Co więcej, ta praktyka wydaje się akceptowana przez instytucje europejskie i siły polityczne, które kontrolują te instytucje – przekonywał Ryszard Legutko (PiS).

Wydawanie unijnych funduszy w Polsce jest – w ocenie instytucji UE – nadal poprawne. I dlatego w kontekście „pieniędzy za praworządność” mówi się teraz w Brukseli znacznie bardziej o Węgrzech lub nawet Bułgarii, gdzie USA ostatnio nałożyły restrykcje antykorupcyjne na trzy osoby i ponad 60 bułgarskich firm. Ponadto w rezolucji o Czechach, którą także dziś przyjął Parlament Europejski, wezwano Komisję Europejską do oceny konfliktu interesów Andreja Babisza (premiera i zarazem biznesmena) „w celu zidentyfikowania naruszeń praworządności” oraz – jeśli to zostanie potwierdzone – po sięgnięcie po regułę „pieniądze za praworządność”.

– Nowe przepisy wiążące fundusze z praworządnością to nie są sankcje. To narzędzie do ochrony budżetu UE – przekonywał wczoraj Petri Sarvamaa, który pilotował projekt „pieniędzy za praworządność” w europarlamencie.

Dziś w Brukseli potwierdzono, że portugalska prezydencja w Radzie UE zamierza 22 czerwca przeprowadzić wysłuchanie przedstawicieli Polski i Węgier w ramach postępowania z art. 7, które w przypadku Polski trwa już ponad trzy lata.

 

REDAKCJA POLECA

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: