Szukaj w serwisie

×
22 czerwca 2023

Był na pokładzie „Titana”, traci nadzieję, że akcja poszukiwawcza łodzi podwodnej zakończy się szczęśliwie

Arthur Loibl – niemiecki przedsiębiorca, który w 2021 roku był na pokładzie łodzi podwodnej „Titan”

Arthur Loibl, który dwa lata temu był na pokładzie „Titana”, traci nadzieję, że akcja poszukiwawcza łodzi podwodnej zakończy się szczęśliwie. WYWIAD

Fot. Arthur Loibl

Deutsche Welle: Czasu jest coraz mniej, spekulacji przybywa. Wszyscy zastanawiają się, co stało się z podwodną łodzią „Titan”. Pan potrafi oszacować obecną sytuację lepiej niż my wszyscy. Jakie ma Pan przeczucia?

Arthur Loibl: Jestem przerażony. Znam osobiście dwie osoby, które są na pokładzie tej łodzi. Z jedną z nich miałem kontakt w ubiegłą sobotę. To tragedia. Towarzyszą mi bardzo złe przeczucia. Niestety jestem zdania, że czas się skończył. Zakładając, że jeśli tlenu wystarczy jeszcze na kilka godzin, to nawet gdyby osoby te zostały teraz znalezione, akcja ratunkowa będzie wymagała czasu. Dlatego według mnie czasu już nie ma.

Na pewno zastanawiał się pan nie jeden raz, co mogło się wydarzyć, dlaczego tak krótko po rozpoczęciu zanurzania się łodzi kontakt z osobami na jej pokładzie został utracony. Co się pana zdaniem stało?

Można tylko przypuszczać, co się wydarzyło. Według mnie system elektryczny całkowicie zawiódł. A to oznacza, że nie mogli manewrować, nie mogli też wysyłać żadnych sygnałów i prawdopodobnie w ogóle nie widzą, gdzie się znajdują. W takiej sytuacji zawodzą wszelkie urządzenia. Kontakt z osobami na pokładzie urwał się po półtorej godziny, łódź nie zdążyła w tym czasie zapewne zejść na dno. Prądy zmieniają się co kilkaset metrów. Nie wiadomo, dokąd ich poniosły.

Czego w sobotę dowiedział się pan od jednego z członków załogi?

Napisał mi, że w okolicach Nowej Funlandii jest najgorszy wiatr od 40 lat, że pogoda jest fatalna i że chcą spróbować kolejnego dnia. To był właśnie ten feralny dzień.

Czyli już istniały obawy, że warunki nie będą najlepsze?

O tym mnie poinformował. Mówił o złej pogodzie i niesprzyjających warunkach. Wcześniejsze próby zanurkowania się nie udały.

Co powoduje, że później zapada jednak decyzja, by ponowić próbę?

Rolę odgrywają tu również kwestie komercyjne. Obecnie kosztuje to sporo pieniędzy. Przy złej pogodzie nie przysługuje ci zwrot. Jeśli taka wyprawa ciągle jest odwoływana, ludzie przestaną rezerwować, stracisz klientów. To tylko przypuszczenia, ale na pokładzie było dwóch miliarderów, którym być może bardzo zależało, by wyprawa się odbyła. Oczywiście nie wiemy tego na pewno. Jedyne, czego możemy być pewni, to że się nie powiodła.

Dwa lata temu był pan na pokładzie tej samej łodzi, która dziś jest poszukiwana. Często jest pan pytany, czy zrobiłby pan to jeszcze raz, choć w kontekście obecnych wydarzeń odpowiedź wydaje się jasna.

Z dzisiejszej perspektywy muszę powiedzieć, że nie powtórzyłbym tego. Brałem udział w jednej z najbardziej udanych obserwacji wraku „Titanica”. Wróciłem z tej podróży cały i zdrowy, choć też mieliśmy problemy techniczne. Nie, nie zrobiłbym tego ponownie.

Czyli wówczas były już problemy z tą łodzią?

Tak, choć muszę powiedzieć, że nie uważałem ich za poważne i nie obawiałem się. Wyzwaniem było raczej improwizowanie.

Był pan przygotowany na tę podróż? Pytam o to, czy wchodząc na jej pokład posiada się umiejętności radzenia sobie z sytuacją trudną czy nawet ekstremalną. Czy raczej polega się na technologii czy innych osobach?

Jest się przygotowanym w tym sensie, że wiesz, jak wejść na pokład tej łodzi, ale już na nim będąc, nie możesz nic zrobić. Trzeba całkowicie zdać się na zespół. Jeśli znajdziesz się na powierzchni wody, nie jesteś też w stanie wyjść ze środka. Jesteś zamknięty od zewnątrz, nie ma więc żaden możliwości, by się stamtąd wydostać.

Czy wtedy wyprawa ta też była taka droga?

Już 2017 zarezerwowałem tę wyprawę. Byłem wtedy jednym z pierwszych, którzy się na to zdecydowali i zapłaciłem 110 tysięcy dolarów (przy dobrym kursie: 1.35). Dziś kosztuje to już ok. 250 tysięcy dolarów. Do tego dochodzą lot i inne wydatki.

Jak należy sobie wyobrazić warunki, jakie panują na pokładzie tej łodzi? Podejrzewam, że nie ma tu mowy o żadnej wygodzie.

To prawda. Siedzisz na podłodze, która ma mniej więcej 2,5 metra długości i 1,4 metra szerokości. Na pokładzie nie ma nawet krzesła. Nie możesz ani leżeć, ani stać. Wszyscy są bardzo blisko siebie, miejsca jest niewiele, nie możesz więc mieć lęku przed kontaktem fizycznym. Jeśli ktoś chce wyjrzeć na zewnątrz, inni muszą przesunąć się do innej części i obserwować wszystko przez kamerę. Temperatura wynosi 4 stopnie Celsjusza, to wszystko jest bardzo męczące. Jeśli spędzasz tam 60, 70, 80 godzin, to musi być koszmar. Masz przecież różne potrzeby jak chociażby skorzystania z toalety. Co tam się dzieje, to trudno sobie wyobrazić. To horror.

Ile jest jeszcze w panu nadziei, że uda się uratować osoby, które są na pokładzie „Titana”?

Jeszcze do wczorajszego wieczora mówiłem, że nadzieja umiera ostatnia, ale teraz już nie mam nadziei. Mówi się o 92, 96 godzinach, na które wystarcza tlenu na pokładzie w normalnej sytuacji, ale tu mamy sytuację niezwykle stresującą i nie wiemy, jak ludzie się w niej zachowają. O ile mogę założyć, że osoby z załogi są w stanie zachować spokój, o tyle nie wiem, czy goście na pokładzie potrafią w takiej sytuacji zrobić to samo; czy nie będą nerwowi, czy nie będą potrzebować więcej tlenu. To wszystko pytania, na które nikt teraz nie potrafi odpowiedzieć.

REDAKCJA POLECA

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: