Szukaj w serwisie

×
8 kwietnia 2020

Andrzej Żukowski: Quo Vadis, Polsko?

Andrzej Żukowski

Andrzej Żukowski

Przebieg procesów politycznych w Polsce ostatnich lat świadczy o niedojrzałości polskich elit politycznych, i nieprzygotowaniu polskiego społeczeństwa do demokracji.

Właściwie, to chciałoby się zapytać Quo Vadis, Świecie, bo oto wszyscy mierzymy się z tym samym niewidocznym gołym okiem, a przecież śmiertelnie groźnym, przeciwnikiem, który być może w języku Matki Natury oznacza: ‘Dość’. Dość niepohamowanego wzrostu populacji, dość filozofii ‘niebo jest limitem’, i dość rabowania tej planety dla naszych małych głupich zachcianek. Aż kusi by w przebiegu obecnej pandemii widzieć finalny egzamin kapitalizmu, którego wynik jest coraz mniej satysfakcjonujący, ale jest to rozmowa na inną okazję.

Skoro bowiem o zachciankach mowa, to trudno nie wspomnieć o obłędnym pędzie do zachowania władzy przez małego fizycznie i duchowo, obłąkanego emeryta życiowego z Żoliborza, który nawet za cenę życia i zdrowia Polaków chce dalej nieudolnie i amatorsko, ale bezwzględnie rządzić Polską, licząc na poparcie swoich ciągle jeszcze skutecznie omamionych przekupstwem i propagandą wyborców.

Skąd ten pośpiech, bo przecież nie może nim być Konstytucja RP, która za rządów Kaczyńskiego stała się symbolem bezsilności demokracji wobec bezczelności kliki ‘prawych i sprawiedliwych’? Kaczyński wie, że po sprawdzianie jakim jest pandemia, szansa na wygranie wyborów przez PiS będzie mała, nawet pomimo najbardziej bezczelnej ich manipulacji. Kończy się era prosperity na kredyt i nie będzie pieniędzy na dalsze przekupywanie wyborców, a może przyjść moment, że nie starczy już nawet na kupowanie ochrony przez wojsko, policję i służby. A wtedy – koniec, bo z ulicą negocjować się nie da.

W pewnym sensie, udało się Kaczyńskiemu obnażyć wady polskiej neoliberalnej demokracji przełomu wieków (której jego rządy są zresztą splątanym zaprzeczeniem), a która przechodzi kryzys nie tylko w Polsce. Oto – zamienieni w konsumentów, wyrośli z epoki socjalizmu obywatele, stali się łatwym przedmiotem politycznej manipulacji, a sam Kaczyński jest najlepszym dowodem, że platońska wizja filozofów-królów jako alternatywa niedoskonałej przecież demokracji, jest niespełnialnym mitem, chociaż Kaczyński i tak jest ostatnim człowiekiem, którego można by obsadzić w roli filozofa, a broń już Boże - króla.

Tak naprawdę PiS ratuje fakt, że jego elektorat ciągle jeszcze ma coś do stracenia, a jak śpiewała Janis Joplin, naprawdę wolni są tylko ci, którzy nie mają już nic do stracenia („freedom is just another word for nothing left to lose”). Ale już teraz zaczyna się przebąkiwanie o ograniczeniach 500+, które było kamieniem węgielnym systemu, a obiecane ‘trzynastki’ i ‘czternastki’ brzmią coraz mniej realnie, a zatem może przyjść moment kiedy nawet najwierniejsi z wiernych rzeczywiście nie będą już mieli nic do stracenia.

Gdyby wyborcy PiS mieli odrobinę oleju w głowie, to już teraz zmietliby tę partię by dać szansę opozycji ratowania polskiej ekonomii przed całkowitym upadkiem – naprawdę łatwiej jest bowiem wstać z siadu niż z pozycji kompletnego parteru, a tam pcha Polskę nieudolnie wprowadzana, mniej nawet niż połowiczna „tarcza antykryzysowa”.

Impas, którym kończy się prawie pięcioletni okres rządów PS nie jest jednak wywołany pandemią. Proces polityczny i ekonomia w Polsce od początku obecnych rządów PiS zmierzały ku takiemu właśnie a nie innemu zakończeniu, bowiem rządy te osłabiły Polskę do tego stopnia, że każdy poważniejszy kryzys byłby ostatnim. Pandemia jest zatem tylko katalizatorem nieuniknionego procesu upadku rządów PiS, co – jak zawsze - wiedzie przez ekonomię. Państwo polskie, poza strukturami pisowskiej plutokracji, właściwie już nie istnieje, i w swoim systemie przypomina model plemienno-feudalny – z piramidą zwasalizowanych notabli i ‘Wodzem’ na szczycie.

Przede wszystkim, przebieg procesów politycznych w Polsce ostatnich lat świadczy o niedojrzałości polskich elit politycznych, i nieprzygotowaniu polskiego społeczeństwa do demokracji. Nie mam tu na myśli jedynie samych polityków i stworzonych przez nich partii, ale rozbicie społeczeństwa obywatelskiego, konsumeryzm i brak zainteresowania procesem politycznym sporej części elektoratu i niski poziom świadomości obywatelskiej wśród dużej jego części, manipulacje poważnej części społeczeństwa przez Kościół, i brak skoordynowanej działalności lobby przemysłowo-finansowego, w którego interesie leżałoby zachowanie rzeczywistych procesów prawno-konstytucyjnych kraju jako rękojmi praworządności i bezpieczeństwa dla działalności gospodarczej (chociaż trzeba również uważać by korporacje procesów owych nie zawłaszczyły). Obsadzenie spółek skarbu państwa przez PiS to odziedziczona z PRL i znana w ‘Republikach Bananowych” polityka obsadzania korporacji przemysłowych ‘z klucza’, co nomen-omen wyklucza je jako element lobby przemysłowego. Zaś w większości ‘zdudowane’ związki zawodowe w Polsce (poza organizacjami niszowymi, profesjonalnymi) nie mają najmniejszej szansy by być partnerem w jakiejkolwiek debacie politycznej kraju. Wszystko to sprawia, że PiS mógł w zasadzie bezkarnie i beztrosko hasać sobie w polskim życiu politycznym przez całe pięć lat, ze skutkiem wiadomym.

Sama zaś polska opozycja polityczna – rozbita i fragmentaryczna - wielokrotnie wykazała, że potrafi być skłócona bardziej sama z sobą niż z rządem, bywa też zaskakująco nieudolna, i ciągle nie jest zdolna odegrać zdecydowanej roli w walce z PiS.

W Polsce można mówić o pewnej martyrologizacji życia publicznego, i kulturze manipulowania patriotyzmem w procesie politycznym, większej niż w jakimkolwiek innym kraju, może z wyjątkiem Rosji oraz USA. Kaczyński nie jest w tej akurat dziedzinie takim nowatorem, bowiem wszyscy populiści, od Hitlera i Mussoliniego po australijską Pauline Hanson, i brytyjskiego Nigela Farage’a, oparli wzrost swoich partii na ‘skrzywdzonym patriotyzmie’ swoich wyborców.

Polska epoki PiS cierpi przy tym na syndrom kraju post-kolonialnego, gdzie probierzem legitymacji działalności politycznej jest jej aspekt ‘niepodległościowy’, tłumaczony na bardzo jeszcze prymitywnie pojmowany stadionowy ‘patriotyzm’, i opór wobec ‘obcych’ bez względu na wszystko, aż do samobójczej pasji obsesyjnego szukania owych ‘obcych’ wśród swoich i podkopywania pozycji Polski w Unii. Kaczyński zdołał w ten sposób podzielić Polaków, i wyperswadował znacznej części elektoratu, że posłuszeństwo wobec jego rządu jest miarą patriotyzmu, a każda krytyka tegoż rządu i szukanie oparcia w unijnych zobowiązaniach Polski to ‘zdrada’. Nie wchodzę tutaj w upartyjnienie mediów ‘publicznych’ i służb oraz administracji kraju, bo to oczywistość.

Obecny przymusowy spęd obywateli do wyborów pomimo największej od stu lat pandemii najlepiej poświadcza totalitarny rodowód i charakter rządów Kaczyńskiego. Można powiedzieć, że w wypadku Kaczyńskiego powiedzenie „czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci” sprawdza się wyjątkowo trafnie. Podobnie do komunistów, Kaczyński potrzebuje nawet fikcyjnej legitymizacji swoich rządów, a tę mają mu zapewnić ostentacyjnie ‘masowe’ wybory prezydenckie, w których jednak wygrać może tylko jeden kandydat - Duda, i tylko po to by dać Kaczyńskiemu całkowicie wolną rękę w dalszym katastrofalnym rządzeniu Polską, bo „Kaczyński tak chce”.

W ostatecznym jednak rozrachunku, Kaczyński przegrał już z historią, i będzie zapamiętany jako arogancki i nieudolny politykier i manipulant wyniesiony do rządów na trumnach katastrofy smoleńskiej , a zmieciony do śmietnika historii przez trumny zarazy koronowirusa. Trudno się oprzeć wrażeniu, że duszny zapach naftaliny i trumien to swoisty ‘aromat’ jego katastrofalnych dla Polski i Polaków rządów.

Andrzej Żukowski



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: