Szukaj w serwisie

×
24 lutego 2018

Rząd PiS jedzie po unijne pieniądze.”Jeśli rządzącym w Polsce wydaje się, że Bruksela coś narzuca, to Polska powinna zrezygnować z członkostwa”

Po nieformalnym szczycie w Brukseli wiadomo już, że od unijnego budżetu po 2020 roku będzie wiele zależeć. Możliwe jest wszystko — także rozpad UE, twierdzi autor komentarza Bernd Riegert.

Rząd PiS jedzie po unijne pieniądze

Jeśli rządzące Polską Prawo i Sprawiedliwość naprawdę myśli, że Bruksela coś Polsce narzuca, albo na niej wymusza, to Polska powinna być konsekwentna i dobrowolnie zrezygnować z członkostwa w UE - pisze komentator Bernd Riegert. Fot. pixabay

Bogaci przeciwko biednym, silni i wielcy przeciwko mniejszym i słabszym, płatnicy netto przeciwko odbiorcom dotacji, rolnicze lobby przeciwko fanatykom innowacji, szczodrzy i wielkoduszni przeciwko sknerom. - Po nieformalnym szczycie w Brukseli linia frontu przed przyszłą walką o kształt siedmioletniego budżetu UE po 2020 roku wydaje się jasno zarysowana. - To nic nowego. Tak było zawsze podczas każdej dyskusji ws. długookresowego wydatkowania unijnych pieniędzy. Pod tym względem piątkowy szczyt nie był niczym nadzwyczajnym. Szefowie państw i rządów przedstawili swoje stanowiska, interesy i granice ustępstw doskonale zdając sobie sprawę, że na koniec będą musieli wypracować jakiś kompromis. Jak zawsze w każdej debacie budżetowej.

A jednak tym razem było trochę inaczej niż zwykle. Ta debata może okazać się czymś w rodzaju wstępnej deklaracji, kto jest za a kto przeciw UE w jej obecnej formie. Świadczy o tym zauważalna różnica zdań między długoletnimi członkami UE, zorientowanymi głównie na europejskie wartości, a nowymi przybyszami ze wschodu, dla których najważniejsze są unijne dotacje.

Każda dyskusja o pieniądzach ma to do siebie, że prędzej czy później trzeba o nich mówić jasno i konkretnie. Ostry sprzeciw Polski, Węgier i Czech, korzystających w największych stopniu z dotacji z Brukseli, przeciwko przyjmowaniu u siebie uchodźców, okazywaniu solidarności wobec innych państw członkowskich UE i przestrzeganiu obowiązującego także ich prawa doprowadzi w końcu do tego, że najwięksi unijni płatnicy netto stracą do nich cierpliwość.

Pieniądze z Brukseli należą się bowiem tylko tym, którzy spełniają unijne kryteria.

Tymczasem rysa, która już dawno się tu pojawiła, pogłębia się coraz bardziej i może okazać się przepaścią nie do pokonania.

Niesfornym odbiorcom dotacji grozi godzina prawda

Nie ma to nic wspólnego z wywieraniem presji ani pogróżkami, jak skłonni są to postrzegać polscy czy węgierscy politycy, a także popierający ich stanowisko wobec Unii członkowie Alternatywy dla Niemiec. Po prostu unijni płatnicy netto też mają swoje interesy. Co więcej — kto płaci, ten wymaga.

Jeśli czekająca nas dyskusja o podziale budżetu po 2020 roku ich nie zadowoli, to UE naprawdę może się rozpaść na Europę dwóch prędkości, na centrum i peryferia. Nie można też wykluczyć, że po Brexicie także ktoś inny zechce opuścić unijne szeregi.

Jeśli rządzące Polską Prawo i Sprawiedliwość naprawdę myśli, że Bruksela coś Polsce narzuca, albo na niej wymusza, to Polska powinna być konsekwentna i dobrowolnie zrezygnować z członkostwa w UE. Naprawdę groźne dla UE byłoby dopiero wycofanie się z niej innego dużego płatnika netto, takiego jak na przykład Włochy po zmianie rządu na narodowo-konserwatywny i eurosceptyczny.

Innym nadzwyczajnym wydarzeniem na piątkowym szczycie była deklaracja Niemiec — największego unijnego płatnika netto — że jako jedyne państwo z tej grupy gotowe jest wypełnić swoimi pieniędzmi lukę finansową powstałą wskutek Brexitu. Na ogół takiego asa wyciąga się z rękawa dopiero pod koniec rokowań finansowych, a nie na ich początku. Czyżby Niemcy się czegoś obawiały? A może po prostu przyjęły niewłaściwą taktykę podczas rozmów?

A może dobrze byłoby, żeby cała UE się teraz trochę zmieniła?

Całej Unii dobrze zrobiłby teraz solidny remanent i ograniczenie wydatków.

Czy dotacje dla rolnictwa w dotychczasowej wysokości naprawdę mają jeszcze sens? Czy UE musi dofinansowywać regiony słabiej rozwinięte? Czy ochrona granic zewnętrznych UE jest ważniejsza niż programy wymiany studentów? Czy naprawdę trzeba najpierw co roku wpłacać do wspólnej kasy w Brukseli 130 mld euro, żeby potem, przy udziale stada brukselskich biurokratów, je ponownie rozdzielać między płatników? Czy państwa członkowskie UE nie mogłyby same się z tym uporać? Czy Niemcy nie mogą same dotować swoich rolników, tylko muszą korzystać z unijnych urzędników i słono im za to płacić? Jakie dziś pilne i ważne zadania naprawdę wymagają wspólnych decyzji i wspólnego finansowania? Są to bardzo ważne pytania.

Na końcu prawnego i dyplomatycznego maratonu ws. przyszłego unijnego budżetu potrzebna będzie zgoda członków UE i Parlamentu Europejskiego.

Zgodnie z traktatami o UE decyzje budżetowe wymagają jednomyślności wśród państw członkowskich. Nie da się tu niczego uchwalić wbrew zgodzie Polski, Luksemburga, Malty czy Niemiec. To z kolei wymaga zdolności do kompromisu i, jak uczy doświadczenie, jeszcze wielu innych spotkań na szczycie. Aż, w 2019 roku, dojdzie do rozstrzygającego spotkania, które będzie się ciągnąć tak długo, aż jego rezultaty znowu wszystkich w jakimś stopniu zadowolą. Tak było w UE zawsze, ale może tym razem i tu będzie inaczej?

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję