Szukaj w serwisie

×
29 lipca 2018

Marcin Zegadło o Dudzie: „Facet znikąd, mógłby być dobrym urzędnikiem średniego szczebla”

Marcin Zegadło

Marcin Zegadło

Jak bardzo trzeba mieć przetrącony kręgosłup, żeby łykać upokorzenie za upokorzeniem, kpinę za kpiną, poniewieranie przez członków własnego (byłego) ugrupowania politycznego, mimo tego konsekwentnie składać swój podpis pod kolejnymi aktami prawnymi spychającymi nas systemowo na jakiś, bliżej nie określony, Wschód?

 

Jest taki facet, trochę znikąd. Zupełnie niepozorny.

Mógłby być dobrym urzędnikiem średniego szczebla, gdzieś w jakimś Urzędzie Miasta, ostatecznie w jakimś ministerstwie, albo mógłby zostać na uczelni i pisać habilitację, nie byłoby z tego pożytku, ani wielkiej szkody.

Mógłby wiernie służyć kolejnym pracodawcom, ponieważ to idealny wykonawca poleceń. Nie pyta. Nie myśli. Nie zadręcza się wyrzutami sumienia.

Jest polecenie, jest realizacja. Byłby z niego idealny pracownik służb mundurowych, albo innych instytucji o charakterze ściśle hierarchicznym.

Niestety. Los sprawił, że w roku 2015 ten „królik” wyskoczył z kapelusza Jarosława Kaczyńskiego i od mniej więcej trzech lat jest grabarzem polskiego konstytucjonalizmu, na straży którego ślubował stać, deklarując swoją niezłomność.

Przyznam, że nie do końca wtedy rozumiałem o co z tą „niezłomnością” chodzi i po co komuś „niezłomność” w demokratycznym państwie prawa.

Przecież wszystko jest tak jak powinno być. Mamy instytucje stojące na straży umowy społecznej jaką jest system polityczny naszej republiki – myślałem w swojej naiwności.

Teraz już wiem, co ten facet, który wtedy ślubował być ostatecznym strażnikiem Konstytucji miał na myśli.

Wiem, ile wysiłku kosztuje go jako prawnika z doktoratem demolowanie, niszczenie, grzebanie, a następnie udeptywanie ziemi na grobie po polskiej demokracji.

Jak silny mechanizm wyparcia musi mieć tutaj zastosowanie, żeby głowa przyłożona do poduszki chciała zasnąć. Żeby sen był spokojny.

Jak bardzo trzeba mieć przetrącony kręgosłup, żeby łykać upokorzenie za upokorzeniem, kpinę za kpiną, poniewieranie przez członków własnego (byłego) ugrupowania politycznego, mimo tego konsekwentnie składać swój podpis pod kolejnymi aktami prawnymi spychającymi nas systemowo na jakiś, bliżej nie określony, Wschód?

Jak bardzo trzeba pozostawać obojętnym na tych, którzy liczą na to, że „strażnik Konstytucji” przypomni sobie o swoich obowiązkach, jak bardzo trzeba mieć ich w pogardzie, żeby po czymś takim, po prostu, spakować się i pojechać nad morze? Jakby w tym wszystkim chodziło o remont drogi albo co najwyżej wydanie zezwolenia na rozbiórkę sypiącej się kamienicy, a nie o kształt Polski i los jej obywateli. Ich wolność. Tak czy inaczej, miał podpisać, więc podpisał.

Jak bardzo w takiej sytuacji trzeba być „niezłomnym” i kto za tę „niezłomność” faktycznie zapłaci? Niech pan o tym pomyśli patrząc na Bałtyk, Panie Prezydencie. Podobno czeka nas kolejna fala upałów. Zdaje się, że „trafił” pan w pogodę.

Marcin Zegadło

Poeta, absolwent wydziału prawa Uniwersytetu Łódzkiego. Autor pięciu tomów wierszy: Monotonne Rewolucje (Łódź 2003), Nawyki ciał śpiących (Kraków 2006), Światło powrotne (Łódź 2010), Cały w słońcu (Łódź 2014) oraz Hermann Brunner i jego rzeźnia (Szczecin 2015) .



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: