Na nagraniu z wystąpienia Prezesa przed Pałacem "Prezydenckim" widać, że gdy tłum skanduje "Jarosław", Jarosław też skanduje "Jarosław" tylko cichutko, tak do siebie, jakby albo upewniał się, że o niego naprawdę chodzi, albo napawał się zwielokrotnionym brzmieniem swojego imienia albo podpowiadał tłumowi czyje imię mają skandować i prosił by robił to jak najdłużej.
Narcyzm Kaczyńskiego nie jest być może tak wyeksponowany jak na przykład Saryusza Wolskiego (ten go musi wozić na taczkach przed sobą, z trudem pakuje go do samolotu itp), jest bardziej wsobny, rzekłabym "napoleoński" ale z pewnością wypełnia całe wnętrze Prezesa nie pozostawiając miejsca ani na na serce ani na zdrowy rozsądek (według starożytnych mieścił się on w przeponie).
Politycy tak mają, ale tym despotycznym wychodzi on czasem na usta.... na co dzień zaciśnięte, nienawistne, w chwilach chwały szepczące namiętnie: "Jarosław", "Jarosław"...
Magdalena Środa