Marcin Zegadło - poeta, publicysta
Jeżeli pocieszeniem w przypadku COVID-19 ma być fakt, że być może nie umrzemy, ale za to poumierają nasi dziadkowie i rodzice, to wydaje mi się, że jest to pocieszenie na miarę naszych czasów i mówi o nas więcej niż cokolwiek innego
To jest jednak samobójstwo nazywać te zapiski dziennikiem. Mam już odrobinę doświadczenia z FB i wiem, że gatunki paraliterackie nie znajdują tutaj rzesz odbiorców. Mimo wszystko zaryzykuję i pozostanę przy tej formule.
Poranne nagłówki mówią o 177 osobach zarażonych.
Minister Szumowski informuje, że pod koniec tygodnia liczba zachorowań osiągnie 1000-1500 potwierdzonych przypadków. Oznacza to, że mniej więcej na poziomie 25 marca będzie ich kilka tysięcy. Stawiam na pięć albo odrobinę mniej. Oczywiście to nie będą wyłącznie nowozarażeni. To będą w większości ci, którzy czekają na potwierdzenie wyników badań.
Poza tym „Minister środowiska Michał Woś zakażony koronawirusem”, w rządzie lekkie zamieszanie. Z kim miał kontakt minister Woś? Rada Gabinetowa, która miała odbyć się dzisiaj stoi pod znakiem zapytania. Prezydent o 9.00 ma wygłosić orędzie.
Wczoraj w rozmowie z Radkiem Wiśniewskim poruszyliśmy problem koronawirusa w obozach dla uchodźców. Nikt nie chciał ich zdrowych, kto im pomoże, kiedy zaczną chorować. Mowa o obozach w Grecji, ale także w Afganistanie, Iranie, Bangladeszu. Tragiczne warunki sanitarne w tym kontekście doprowadzą do śmierci ogromnej ilości ludzi. O pomoc apeluje Jan Egeland – sekretarz organizacji Norwegian Refugee Counsil. Dla przykładu w obozie Moria, na greckiej wyspie Lesbos na trzy tysiące miejsc przypada dwadzieścia sześć tysięcy osób (źródło: gazeta.pl).
Tyle tylko, że strach zamożnych raczej nie służy ubogim i porzuconym. Bogaty Zachód chce żyć i dalej konsumować bez ograniczeń jak czynił to dotąd. Zachód chciałby bez końca bezrefleksyjnie pogrążać się w czerpaniu korzyści z tego, że jest daleko od nędzy i bezprawia. Oczywiście w pewnym sensie sam jestem beneficjentem tego losu. Mam szczęście żyć w tej części Europy (świata), w której problem nędzy, wykluczenia i bomb lecących na nasze głowy, nie dotyczy mnie i moich dzieci.
Teraz mamy za to COVID-19 i wątpię, żeby w tej sytuacji, ktoś pamiętał o tych, na których wszyscy mają wyjebane od lat.
Zresztą odbiegając nieco od tematu, wystarczy przyjrzeć się temu w jaki sposób tutaj na „Zachodzie” poprawiamy sobie samopoczucie w przypadku pandemii. Cóż media oferują nam na pocieszenie? Upraszczając: śmierć starców, ludzi w zaawansowanym wieku i tych, którym towarzyszą inne schorzenia. „Zmarł mężczyzna zainfekowany koronawirusem” – głosi prasowy nagłówek, ale zaraz po przecinku dowiadujemy się, że był stary i chory. Zajebiście. W takim razie niech zdycha. My jesteśmy bezpieczni. Mniej więcej taka towarzyszy tej pandemii atmosfera.
Pisałem już o tym, nie chcę tego powtarzać, ale jeżeli pocieszeniem w przypadku COVID-19 ma być fakt, że być może nie umrzemy, ale za to poumierają nasi dziadkowie i rodzice, to wydaje mi się, że jest to pocieszenie na miarę naszych czasów i mówi o nas więcej niż cokolwiek innego.
Oczywiście można się czepiać. Można powiedzieć: to nie jest forma pocieszenia, to są fakty.
Uważam jednak, że są one wykorzystywane dokładnie po to, żeby odsunąć poczucie zagrożenia od młodych i silnych. Tych, na których opierają się światowa gospodarka. Starzy, chorzy albo uchodźcy pozamykani w obozach? Cóż. Takie jest życie. A właściwie – śmierć.
W tym momencie myśl Jeana Amery’ego wydaje się stroić bezbłędnie:
„To trzeba nieustannie powtarzać” – pisze Amery – „nawet jeśli jesteśmy wszyscy równi wobec śmierci – co w sumie nic nie znaczy (…) to nie jesteśmy równi wobec umierania”
Tyle z literatury o poranku.
Marcin Zegadło