Bartek Węglarczyk
My, Polacy, mamy procedury w dupie. Przepraszam za te mocne słowa, ale ta arogancja nas zabija.
W zalewie złych i bardzo złych informacji o stanie państwa te dwie z dzisiaj mogły Wam umknąć. Więc podsumuję:
Kierowca, który regularnie ministra obrony Antoniego Macierewicza, nie miał uprawnień do prowadzenia takiego specjalnego auta, z VIP-em w środku, w specjalnej rządowej kolumnie. To ten kierowca, który spowodował wypadek tej kolumny pod Toruniem.
Szef pionu technicznego CBA, jedna z najważniejszych osób w policji antykorupcyjnej, pełni to stanowisko mimo tego, że został skazany za korupcję. Po prostu szefowie mu ufają.
Obie te informacje mają jedną cechę wspólną. Najwyżsi urzędnicy w państwie, w tym również ci odpowiedzialni za pilnowanie standardów, mają w dupie procedury i te właśnie standardy. Liczy się dla nich to, czy ich podwładny jest lojalny, ale już nie to, czy spełnia wymogi na dane stanowisko.
Do czego prowadzi nieprzestrzeganie procedur, widzieliśmy już wielokrotnie. Tak było w przypadku katastrofy śmigłowca z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie (gdzie pilot przyznał, że popełnił błąd, a załoga nie miała odpowiednich danych o pogodzie), tak było w przypadku katastrofy samolotu CASA z dowództwem sił lotniczych na pokładzie (błędy załogi przy lądowaniu i brak odpowiedniego wyposażenia lotniska), tak było w Smoleńsku, choć oczywiście w każdym z tych przypadków fajniej i lepiej z punktu widzenia polityków jest snuć mniej lub bardziej absurdalne teorie spiskowe.
Ministra obrony wozi więc znajomy. BOR nie dba odpowiednio o opony w samochodzie prezydenta. Winni albo giną, albo sprawy się rozmywają i z wypadków nikt nie wyciąga żadnych konsekwencji.
Dawno, dawno temu, byłem świadkiem rozmowy generała polskiego i amerykańskiego. Amerykanin podziwiał odwagę polskich pilotów uczących się obsługi samolotów F-16. Dumny generał polski odpowiedział znanym u nas powiedzeniem: - Bo widzi pan, panie generale, nasi piloci to polecą nawet na drzwiach od stodoły!
Amerykanin zmarszczył brwi, pomyślał chwilę, zaczął kręcić zdziwiony głową i odpowiedział: - A u nas nie ma takiej procedury…
Procedury są bowiem wszystkim. Mój przyjaciel Tomek Kozłowski uwielbia skakać na spadochronie. Nie martwię się o niego specjalnie, bo jak sam mówi, bardziej niebezpieczny od skoków jest przejazd autem na lotnisko. Dlaczego? Bo przypinając spadochron Tomek zawsze, ale to zawsze przestrzega wszystkich procedur. Wszystko jedno, że to jego tysiąćktóryśtam skok. Wszystko jedno, że zna procedury na pamięć.
Procedury ratują życie, bo procedury są zbiorem doświadczeń płynących z poprzednich katastrof, wypadków i wszelkich nieszczęść.
My, Polacy, mamy procedury w dupie. Przepraszam za te mocne słowa, ale ta arogancja nas zabija.
Nieważne, że człowiek skazany za korupcję nie może zajmować takiego stanowiska w CBA.
Nieważne, że aby prowadzić auto w kolumnie rządowej, trzeba mieć specjalne uprawnienia. Ważne, że to nasi ludzie.
Popularne dziś po prawej stronie hasło „Śmierć wrogom ojczyzny” urzędnicy państwowi powinni raczej zamienić na o ile wiele bardziej w realiach polskich prawdziwe hasło „Śmierć frajerom”.
Bo w takim tekturowym państwie następne katastrofy są nieuniknione.
Samoloty będą spadać, samochody będą wypadać z drogi, kolumny rządowe będą rozbijać auta obywateli, a obce służby będą bez problemu zdobywać informacje w kraju, w którym znajomość z ministrem jest ważniejsza od wypełnienia procedur. Czasem się uda uniknąć tragedii, czasem się nie uda. Czasem media się dowiedzą, czasem nie i wtedy już w ogóle kamień z urzędniczego serca.
Polskie „jakoś to będzie” w połączeniu z prastarym "bierny, mierny, ale wierny" to gorzej niż zbrodnia, to przepis na naszą zgubę.
Bartek Węglarczyk