Pułkownik Adam Mazguła wygrał kolejną bitwę. Tym razem przeciwnikiem był ostry zawał serca.
Po bardzo udanym spotkaniu z Polakami w Chicago, w drodze do hotelu Adam zasłabł.
Sytuacja wyglądałą poważnie. Mimo, że Pułkownik cały czas był przytomny to widać było, że naprawdę cierpi.
Około 1 w nocy, wezwany ambulans zabrał Adama do chicagowskiego szpitala na oddział ratunkowy. Zabieg kardiologiczny trwał ponad 8 godzin. W trakcie operacji wystąpiły poważne komplikacje i życie Pułkownika wiziało na włosku.
W poczekalni szpitala czekałem razem z John Fudala, Anna Ejsmont, Monika Nalepa-Surmaczynska na wynik zabiegu. Po drugiej stronie oceanu w Polsce czuwały przy telefonach, żona i córka Adama. Przyszedł nawet prof Marek Rudnicki, znany chicagowski chirurg.
Około 9.30 Adam trafił do sali pooperacyjnej. Ciągle przebywa na oddziale intensywnej terapii, ale jego stan jest stabilny i wyraźnie się poprawia. Adam jest pod dobrą opieką. Żyje tylko dzięki błyskawicznej i profesjonalnej pomocy amerykańskich ratowników i lekarzy.
Jako weteran wojny w Iraku, Adam Mazguła traktowany jest w USA ze szczególnym szacunkiem. Przykre, że w Ojczyźnie, w kraju za który ryzykował życie na wojnie w Iraku, państwie któremu wiele lat służył jako oficer wojska, są tacy, którzy bezkarnie nazywają Mazgułę "żołdakiem Jaruzelskiego" albo "wzorowym ubekiem".
Moim zdaniem także działania prawicowej szczujni przycyniły się napewno do zawału Adama. Na szczęście Pułkownik kolejny raz wygrał i unikną śmierci. Prawicowi i katoliccy fanatycy ze szczujni okazali się równie nieskuteczni jak islamscy teroryści w Iraku i nie pokonali Pułkownika.
Piotr Surmaczynski