Szukaj w serwisie

×

Wojna zużycia: co czeka Ukrainę, Rosję i Polskę

Rafał Sulikowski

Rafał Sulikowski

Trzy i pół roku po 24 lutego 2022 r. wojna wchodzi w bezlitosny etap zużycia — o losie frontu decydują nie bohaterowie, lecz amunicja, OPL i tempo rotacji. Zachód wraca z ciężkim kalibrem — pakiet USA, decyzje szczytu NATO, pierwsze F-16 nad ukraińskim niebem — podczas gdy Rosja pompuje rekordowe miliardy w machinę wojenną. Na Morzu Czarnym korytarz żeglugowy znów bije rekordy, drony uderzają w rafinerie, a Polska — z „Tarczą Wschód” i konsultacjami z art. 4 — przestaje być zapleczem i staje twarzą w twarz z ryzykiem frontu

Trzy i pół roku po 24 lutego 2022 r. wojna rosyjsko-ukraińska stała się konfliktem zużycia: o wyniku bitew decydują amunicja, obrona przeciwlotnicza (OPL) i rotacja ludzi. Zachód odbudowuje pomoc, Ukraina wzmacnia niebo i lotnictwo, a Rosja budżetową pompą podtrzymuje machinę wojenną. Dla Polski to już nie tylko rola zaplecza, lecz realne ryzyko frontu.

Wojna wyczerpująca i okno 2024–2025

Na tym etapie to konflikt o charakterze wyczerpującym, z przeplataniem okresów ofensyw i długich tygodni artyleryjnych „młynków”. Po ukraińskiej kontrofensywie 2023 r. inicjatywa operacyjna silniej przeszła w 2024 r. do Rosji: w lutym Ukraina wycofała się z Awdijiwki, by uniknąć okrążenia, a w maju Moskwa otworzyła nowy kierunek natarcia w obwodzie charkowskim, szturmując rejon Wołczańska i Łypci. Latem 2024 r. front tam ustabilizowano, ale zysk terytorialny Rosji był najbardziej zauważalny od kilkunastu miesięcy. Te epizody pokazały, jak bardzo wynik działań zależy dziś od amunicji, OPL i rotacji — trzech zasobów szczególnie deficytowych po stronie Kijowa na przełomie zimy i wiosny 2024 r.

Powrót ciężaru Zachodu: USA, NATO i F-16

Wiosną 2024 r. nastąpiło odbicie zachodniej pomocy. W kwietniu Kongres USA przyjął pakiet wsparcia dla Ukrainy (ok. 61 mld dol. dla komponentu ukraińskiego w pakiecie zagranicznym), co odblokowało dostawy amunicji i części zamiennych. Na szczycie NATO w Waszyngtonie (9–11 lipca 2024 r.) sojusznicy ogłosili minimalny pułap 40 mld euro wsparcia wojskowego „w ciągu następnego roku” oraz powierzyli NATO koordynację szkolenia i wsparcia (NSATU) — rozwiązanie nazwane „mostem do członkostwa” Ukrainy. Równolegle ruszyły dostawy F-16 z Danii i Holandii — pierwsze maszyny dotarły latem 2024 r. W 2025 r. kontynuowano transfery; zapowiedziano również przekazanie ograniczonej liczby Mirage 2000-5, choć szczegóły pozostają niejednoznaczne i opierają się głównie na doniesieniach prasowych. Te kroki nie odwracają z dnia na dzień przewagi liczebnej i ogniowej Rosji, ale domykają luki: zwiększają odporność ukraińskich miast na zmasowane ataki i rozszerzają wachlarz środków odstraszania na średnim dystansie.

Mobilizacja i gospodarka wojny po obu stronach

Kijów przeprowadził trudne reformy mobilizacyjne: wiosną 2024 r. obniżono wiek poboru do 25 lat i uszczelniono rejestrację, by zapełnić luki kadrowe — choć kwestia demobilizacji po długiej służbie wciąż czeka na systemowe rozwiązanie. Po drugiej stronie Rosja zwiększyła wydatki obronne do najwyższych poziomów od końca zimnej wojny: rządowy plan na 2025 r. przewidywał ok. 6,3% PKB na „obronę narodową”, a łącznie „obrona” i „bezpieczeństwo” pochłaniały około jedną trzecią wydatków federalnych. Ten „keynesizm wojenny” doraźnie wzmacnia przemysł i rekrutację, kosztem narastających napięć fiskalnych.

Morze Czarne i drony: ekonomia odwetu

Po upadku umowy zbożowej Ukraina własnymi siłami uruchomiła „tymczasowy korytarz” żeglugowy wzdłuż wybrzeży Rumunii i Bułgarii. W grudniu 2023 r. miesięczne wysyłki z portów czarnomorskich sięgnęły ok. 4,8 mln ton, co po raz pierwszy przebiło poziomy z okresu mechanizmu ONZ. W kolejnych miesiącach korytarz ustabilizowano, podtrzymując dochody z agroeksportu mimo stałego ostrzału portów. Równolegle kampania dronowa wymierzona w rosyjskie rafinerie i logistykę paliw okresowo ograniczała zdolności przetwórcze i podnosiła koszty po stronie agresora; to nie rozstrzyga wojny, ale zwiększa jej ekonomiczną cenę.

Polska: bezpieczeństwo, finanse, społeczeństwo i handel

We wrześniu 2025 r., po naruszeniach polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony, Warszawa uruchomiła konsultacje z sojusznikami z art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego. Incydent unaocznił, że Polska — z „korytarzem rzeszowskim” i bazami przy granicy — nie jest wyłącznie zapleczem, lecz państwem bezpośrednio narażonym na skutki wojny. Nic dziwnego, że rząd forsuje wzmacnianie OPL (w tym w ramach europejskich inicjatyw) i buduje „Tarczę Wschód” — program do 2028 r. wart ok. 10 mld zł, obejmujący fortyfikacje, bariery inżynieryjne oraz sieci rozpoznania i przeciwdziałania dronom na granicy z Białorusią i obwodem kaliningradzkim.

Drugi wymiar to finanse publiczne i modernizacja wojska. Polska od 2024 r. wydaje powyżej 4% PKB na obronę — najwyższy udział w NATO — co przyspiesza zakupy (artyleria, OPL, lotnictwo) i rozwój przemysłu. Cena fiskalna jest realna: koszty obsługi długu i wysoki udział wydatków „twardych” ograniczają elastyczność budżetu i mogą wypychać wydatki cywilne, od zdrowia po inwestycje komunalne.

Trzeci wymiar to społeczeństwo i rynek pracy. Polska przyjęła największą liczbę uchodźców z Ukrainy w UE — około miliona osób z aktywną ochroną tymczasową — i utrzymała wysoki poziom integracji zawodowej. Według badania Deloitte dla UNHCR ich obecność dodała w 2024 r. ok. 2,7% do polskiego PKB — rzadki przypadek, gdy wysiłek solidarnościowy i korzyści makroekonomiczne idą w parze. Koszty mieszkaniowe, edukacyjne i zdrowotne pozostają jednak znaczące, a integracja językowa wymaga stałej polityki.

Czwarty wymiar — handlowy i regulacyjny — przyniósł nieuniknione tarcia. Liberalizacja handlu UE–Ukraina i wojenne przekierowania logistyki wywołały w Polsce protesty rolników i przewoźników. Rząd balansował między solidarnością z walczącym sąsiadem a ochroną dochodów w rolnictwie i transporcie, wprowadzając doraźne dopłaty i szukając rozwiązań na poziomie unijnym. Napięcie nie zniknie, dopóki nie powstanie stabilny reżim tranzytu, kontroli jakości i dopasowania norm — na czas wojny i odbudowy.

Świat w epoce spiętrzonych konfliktów

W sensie prawnym i normatywnym wojna pozostała testem dla reżimu prawa humanitarnego i mechanizmów rozliczalności. Co ważniejsze — jest tylko jednym z węzłów gwałtownego spiętrzenia przemocy: według UCDP i PRIO 2024 r. przyniósł rekordową liczbę 61 konfliktów z udziałem państw oraz czwartą od 1989 r. liczbę ofiar śmiertelnych w walkach. To tłumaczy, dlaczego globalna uwaga i zasoby — amunicja, linie produkcyjne, ale też moce dyplomatyczne i humanitarne — są dziś dzielone między wiele ognisk, od Sahelu po Bliski Wschód.

Najbliższe 6–12 miesięcy: gra o tempo

Najbliższe miesiące to gra o tempo. Po stronie Ukrainy — czy stała baza finansowania, rozbudowywany parasol OPL i lotnictwo spowolnią rosyjskie uderzenia na wschodzie i północy, przy jednoczesnym podtrzymaniu presji dronowo-rakietowej na zapleczu przeciwnika oraz utrzymaniu szlaków eksportowych nad Morzem Czarnym. Po stronie Rosji — czy uda się utrzymać rekrutację i produkcję w warunkach napięć budżetowych oraz uderzeń na infrastrukturę krytyczną. Po stronie NATO — czy kolejne incydenty graniczne nie przesuną konfliktu w stronę większej konfrontacji. Polska w tym scenariuszu pozostaje kluczowym państwem brzegowym: bezpiecznikiem dostaw, amortyzatorem szoków i testem europejskiej solidarności.

Trzy optyki debaty — i zadanie dla polityki

Mimo polaryzacji da się uchwycić kilka punktów consensusu. Z lewej strony akcentuje się ochronę cywilów, uchodźców i usług publicznych oraz wagę demokratycznej kontroli nad zbrojeniami; z prawej — priorytet odstraszania i odbudowy armii w realiach „świata niebezpiecznego”, z nieufnością wobec Rosji jako aktora rewizjonistycznego; stanowisko neutralne podkreśla kalkulację koszt-efekt i potrzebę ścieżki zawieszenia broni, która nie nagradza agresji. Polityka państwa musi te trzy optyki łączyć: utrzymać wiarygodność odstraszania, chronić społeczeństwo przed kosztami długiej wojny i dbać, by wąskie dziś korytarze dyplomatyczne nie zarosły całkiem.

Rafał Sulikowski

 


Zamożni Polacy: luksus, sztuka i nieruchomości. Polska dogania Niemcy?

Anna Widzyk

W Polsce szybko przybywa ludzi bogatych i superbogatych. Jednocześnie rośnie rynek dóbr luksusowych – relacjonuje MDR.

rosnący rynek dóbr premium w Polsce

Fot. Iwona Castiello d’Antonio / unsplash

„Bogactwo i luksus mają teraz kolejny adres: Polska” – czytamy na stronie niemieckiego nadawcy regionalnego MDR. Autor artykułu, Cezary Bazydło, pisze o upodobaniach zamożnych mieszkańców Polski do luksusowych dóbr i usług. „W przeciwieństwie do Niemiec gospodarka naszych często niedocenianych sąsiadów przeżywa boom. Liczba bogatych i superbogatych gwałtownie rośnie, a wraz z nią rynek dóbr luksusowych – od pięciogwiazdkowych kurortów po inwestycje w dzieła sztuki” – pisze.

Rośnie dobrobyt, rosną wymagania

Autor powołuje się na raport firmy doradczej KPMG dotyczący rynku dóbr luksusowych w 2024 r. Wynika z niego, że liczba osób dobrze zarabiających, zamożnych, bogatych i superbogatych w Polsce rośnie z roku na rok. Również raport UBS Global Wealth 2025 wymienia Polskę wśród krajów o największym wzroście majątku. Jak zauważa Bazydło, przybywa nie tylko bogaczy i superbogaczy, ale liczniejsza jest także grupa ludzi o średnich dochodach, osób dobrze zarabiających i zamożnych. Według niego, to efekt wzrostu gospodarczego w Polsce, o jakim „Niemcy mogą obecnie tylko pomarzyć”.

Potwierdza to przedsiębiorczyni Agnieszka Bogdańska, właścicielka ośrodka wellness Noi na południu Polski niedaleko Nowego Sącza. „Liczba osób, które mają własne firmy lub dobrze zarabiają w koncernach i korporacjach, stale rośnie. Widzę to również na przykładzie naszych gości, którzy mogą sobie pozwolić na coraz więcej i są gotowi zapłacić za dobre jedzenie i wysoką jakość. Bilety na nasze festiwale i imprezy wyprzedają się w ciągu kilku dni, tak duże jest zainteresowanie” – mówi w rozmowie z MDR.

Ona również dostrzega to, że – jak czytamy – „wraz z rosnącym dobrobytem rosną jednak również wymagania”. „Jak zauważają autorzy raportu KPMG dotyczącego dóbr luksusowych, piękny pokój z widokiem na jezioro już dawno przestał wystarczać, aby podbić serca polskiej klasy średniej i wyższej – ludzie szukają raczej wrażeń i emocji” – pisze MDR.

Według cytowanych danych hotelarstwo i wellness to drugi co do wielkości segment polskiego rynku dóbr luksusowych, którego wartość wzrosła pięciokrotnie w ciągu ostatnich 15 lat. Na pierwszym miejscu są luksusowe i premium samochody, a na trzecim miejscu – nieruchomości premium i luksusowe.

Polacy pracują więcej niż Niemcy

Pośrednik w obrocie nieruchomościami Paweł Łączyński, lider na tym rynku w Gdyni, opowiada MDR, że w młodości zdobywał doświadczenie zawodowe m.in. w Niemczech – pracując w magazynie. „Kiedy po raz pierwszy byłem w Niemczech, nie mogłem sobie pozwolić nawet na dobry deser. A teraz kupujemy tam samochody, po prostu dlatego, że są tańsze. Chcieliśmy żyć w dostatku i ciężko na to pracowaliśmy” – opowiada rozmówca niemieckiej stacji. Nie ma on dobrego zdania o „niemieckiej etyce pracy”, a chwali motywację Polaków. „Statystyki wydają się potwierdzać jego opinię: Polacy przepracowują rocznie o 268 godzin więcej niż Niemcy” – wskazuje autor, Cezary Bazydło.

Sztuka jako nowy filar luksusu

Pisze też o wzroście znaczenia inwestycji w dzieła sztuki. W 2024 roku raport KPMG po raz pierwszy wyodrębnił ten segment polskiego rynku dóbr luksusowych, a jego wartość wyniosła 567,7 mln zł (około 133 mln euro), przy czym 80 proc. sprzedanych dzieł sztuki stanowiły obrazy. „Również w tym przypadku widoczny jest trend, zgodnie z którym współczesny luksus nie obejmuje już wyłącznie dóbr materialnych, takich jak drogie samochody lub biżuteria, ale także wyjątkowe emocje i doświadczenia, które przekazują niepowtarzalne dzieła sztuki” – zauważa autor.

„Czy to drogie dzieła sztuki, luksusowe nieruchomości, czy pobyty wellness w pięciogwiazdkowych kurortach – wszystko to pokazuje, że polska klasa średnia i wyższa stają się coraz bogatsze. Polska, niedoceniany sąsiad, dogania Niemcy” – ocenia.

REDAKCJA POLECA

script type=’text/Javascript’>

 


Skiba bez znieczulenia: Newsy z kraju kwitnącej waśni

Krzysztof Skiba

Krzysztof Skiba

CBA zatrzymało księdza, który zorganizował interes polegający na okradaniu państwa. Polegał na fikcyjnych darowiznach na potrzeby religijne. Człowiek podający się za prezydenta, twierdzi, że Bogdan Klich „nie jest godny”, by być ambasadorem. Klich już w latach 70. wspierał opozycję demokratyczną i brał udział w walce z komunizmem, był m.in. ministrem obrony narodowej, senatorem, posłem i europosłem. Mówi biegle po angielsku. Rzeczywiście trudno to porównać do dokonań Nawrockiego. Znajomość z gangsterami, udział w nielegalnych ustawkach czy wyłudzenie mieszkania od emeryta

WIEŚ BRONI AFERZYSTĘ

W miejscowości Budy Barcząckie CBA zatrzymało tydzień temu księdza proboszcza, który zorganizował i twórczo rozwinął interes polegający na okradaniu państwa. System, w który zamieszanych jest kilkunastu biznesmenów (dwunastu z nich już aresztowano), polegał na fikcyjnych darowiznach na potrzeby religijne, a tak naprawdę był sposobem na omijanie podatków. Tłem tych malwersacji są miliony złotych.

Tymczasem miejscowi wierni modlą się o wypuszczenie księdza proboszcza z więzienia, a nawet zbierają na tacę fundusze, by opłacić jego adwokata. Organizowane są płomienne msze w obronie aferzysty, a wszyscy miejscowi twierdzą, że to dobry ksiądz. Taki z powołania. Pewnie z powołania finansowego.

Za rządów PiS nie tylko wyszedłby szybko na wolność, ale pewnie został jeszcze w nagrodę ministrem finansów.

GODNOŚĆ

Człowiek podający się za prezydenta, czyli Karol Nawrocki, twierdzi, że Bogdan Klich „nie jest godny”, by być ambasadorem Polski w Waszyngtonie. Tak? To porównajmy życiorysy obu panów.

Bogdan Klich już w latach 70. wspierał opozycję demokratyczną i brał udział w walce z komunizmem. Wspierał Studencki Komitet Solidarności w Krakowie. Zakładał Niezależne Zrzeszenie Studentów. W stanie wojennym był internowany i prześladowany. Dziesięć miesięcy spędził w komunistycznym więzieniu. Tworzył Ruch Wolność i Pokój, którego działania doprowadziły m.in. do zmiany przysięgi wojskowej w PRL, gdy trzeba było przysięgać m.in. na wierność sojuszom z ZSRR. W wolnej Polsce był m.in. ministrem obrony narodowej, senatorem, posłem i europosłem. Z wykształcenia jest lekarzem i historykiem sztuki. Mówi biegle po angielsku.

Rzeczywiście trudno to porównać do dokonań Nawrockiego. Znajomość z gangsterami, udział w nielegalnych ustawkach czy wyłudzenie mieszkania od emeryta. Może gdyby Klich chodził na mecze i krzyczał „Je*ać Tuska”, byłby godnym kandydatem?

SZCZĘŚLIWEJ DROGI JUŻ CZAS

Jakub Iwaniec, sędzia uwikłany w tzw. grupę hejterską, która za czasów Ziobry ujawniała wrażliwe dane sędziów i przekazywała je płatnej hejterce o pseudonimie „Mała Emi”, kumpel pisowskiego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, organizatora nagonki na środowisko sędziowskie, wjechał z impetem swoim samochodem w drzewo, będąc uwalonym jak stodoła.

W organizmie zaufanego Ziobry odkryto blisko dwa promile alkoholu. Iwaniec dzielnie broni się teraz w stylu Ziobry i twierdzi, że nie kierował tym autem, bo był tylko pasażerem i jechał w bagażniku. Poza tym pierwszy raz widzi to drzewo, które złośliwie wyrosło tuż przed jego autem. Mieszka w mieście, więc nie wie nawet, jak wyglądają drzewa. A co do alkoholu, to też nie wie, o co chodzi, bo on nie pije od lat, gdyż ma wrodzony wstręt do alkoholu, na widok którego zawsze robi znak krzyża i trzy przysiady.

Krzysztof Skiba

 


Nicolas Sarkozy trafi do więzienia 21 października. Historyczny precedens dla Francji i UE

Były prezydent Francji Nicolas Sarkozy ma 21 października stawić się w paryskim więzieniu La Santé, aby rozpocząć odbywanie kary pięciu lat pozbawienia wolności. Termin i miejsce przekazano mu w poniedziałek po południu. Decyzja wynika z wyroku z 25 września 2025 r., który jest wykonalny natychmiast — niezależnie od zapowiedzianej przez obronę apelacji. Z uwagi na status skazanego oczekuje się osadzenia w wydzielonej, chronionej części jednostki, choć służby więzienne nie komentują szczegółów organizacyjnych.

Fot.: „Nicolas Sarkozy – World Economic Forum Annual Meeting 2011” – autor: World Economic Forum, Wikimedia Commons

Tło sprawy i treść wyroku

Sarkozy został uznany za winnego „przestępczej zmowy” w sprawie domniemanego finansowania jego zwycięskiej kampanii prezydenckiej z 2007 r. przez reżim Muammara Kaddafiego. Sąd zwrócił uwagę na wagę naruszeń z punktu widzenia zaufania obywateli do procesu wyborczego i porządku publicznego. Jednocześnie były prezydent został oczyszczony z części najpoważniejszych zarzutów, w tym z pasywnej korupcji i ukrywania sprzeniewierzenia środków publicznych. To rozstrzygnięcie nie tylko porządkuje wieloletnie śledztwo, ale też wyznacza granice odpowiedzialności politycznej i karnej w sprawach, w których polityka przecina się z finansowaniem kampanii.

Apelacje i co dalej

Apelacje zapowiedziały obie strony — obrona i prokuratura finansowa — co daje sądowi apelacyjnemu pełną swobodę w ocenie rozstrzygnięć oraz wymiaru kary. Samo odwołanie nie wstrzymuje jednak wykonania wyroku, dlatego 21 października Sarkozy rozpocznie karę w La Santé. Po osadzeniu będzie mógł wnioskować o zmianę sposobu wykonywania kary, w tym o dozór elektroniczny, areszt domowy lub warunkowe zwolnienie. O ewentualnych modyfikacjach zdecyduje sąd, biorąc pod uwagę przesłanki ustawowe i indywidualną sytuację skazanego.

Szerszy wymiar

To pierwszy przypadek we współczesnej historii Francji i bezprecedensowa sytuacja w Unii Europejskiej, gdy były prezydent państwa członkowskiego trafia do więzienia. Sprawa natychmiast wykracza poza krajowe ramy. Jest testem dla standardów państwa prawa i punktom odniesienia w debacie o przejrzystości finansowania polityki.

DF, thefad.pl

 


Nowe zasady wjazdu do UE – cyfrowa rejestracja (EES) na granicy Schengen

Alexandra Jarecka opracowanie

Unia Europejska uruchamia system, który zmieni sposób przekraczania granic dla obywateli spoza Wspólnoty. Zamiast pieczątek – elektroniczna rejestracja.

Kiosk biometryczny EES przy kontroli paszportowej – skan paszportu i rozpoznawanie twarzy

Fot. thefad.pl / AI

Unia Europejska uruchamia dziś nowy elektroniczny system graniczny EES (Entry/Exit System). Zgodnie z zapowiedzią instytucji unijnych system ma na celu pełną cyfrową rejestrację wjazdów i wyjazdów obywateli państw trzecich. Dla obywateli krajów UE i strefy Schengen nic się nie zmienia – nadal będą przekraczać granice bez dodatkowych formalności wynikających z EES. Start przypada na 12 października 2025 r., a pełne wdrożenie na wszystkich zewnętrznych przejściach granicznych zaplanowano na 10 kwietnia 2026 r., po półrocznym okresie przejściowym.

Cyfrowa rejestracja zamiast stempli

W ramach nowego zautomatyzowanego systemu podróżni będą musieli zeskanować paszport przy przekraczaniu granicy. Dodatkowo pobrane zostaną ich odciski palców oraz wykonane zostanie zdjęcie twarzy – dotyczy to pierwszego wjazdu po uruchomieniu EES; przy kolejnych podróżach wystarczy weryfikacja biometryczna. Elektroniczny wpis zastąpi tradycyjne stemplowanie paszportów i ułatwi egzekwowanie zasady 90/180 dni.

Kogo EES dotyczy, a kogo nie

EES obejmuje niemal całą strefę Schengen – od Niemiec po Norwegię – z wyjątkiem Irlandii i Cypru. Do systemu dołączają również Islandia, Norwegia, Szwajcaria i Liechtenstein. EES nie dotyczy obywateli UE i państw Schengen, a także cudzoziemców posiadających ważną kartę pobytu lub wizę długoterminową w kraju strefy Schengen. Dzieci do 12. roku życia są zwolnione z pobierania odcisków palców. Odmowa przekazania wymaganych danych może skutkować odmową wjazdu.

Gdzie odczujemy zmiany

Wdrożenie przebiega etapami. W Niemczech cyfrowa kontrola graniczna zaczyna się od lotniska w Düsseldorfie, a wkrótce obejmie także Frankfurt i Monachium. Docelowo system rozszerzy się na wszystkie lotniska i porty morskie, a także na wybrane połączenia kolejowe.

Dla podróżnych z Wielkiej Brytanii, korzystających z portu w Dover, terminalu Eurotunelu w Folkestone lub stacji Eurostar London St Pancras, pierwsza rejestracja odbywa się po stronie brytyjskiej w ramach tzw. kontroli „juxtaposées”. Władze i operatorzy zapowiadają możliwe dłuższe kolejki w okresie rozruchu i zalecają wcześniejsze przybycie.

Bezpieczeństwo i porządek na granicy

Celem wprowadzenia EES jest wzmocnienie bezpieczeństwa i porządku na granicach oraz szybsze wykrywanie osób przekraczających dozwolony czas pobytu. System ma ograniczać nadużycia tożsamości, ujednolicać procedury w 29 państwach objętych systemem i zapewniać służbom granicznym jednolity obraz ruchu w czasie zbliżonym do rzeczywistego.

Wkrótce płatne zezwolenie na wjazd

EES stanowi pierwszy krok w kierunku nowej architektury granicznej UE. W ostatnim kwartale 2026 r. obowiązkowe stanie się uzyskanie płatnego zezwolenia na wjazd dla podróżnych zwolnionych z wizy – mowa o systemie ETIAS. Dotyczy to m.in. obywateli USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Brazylii, ZEA, Izraela czy Korei Południowej. Wniosek będzie składany online, a w uzasadnionych przypadkach możliwa będzie odmowa wydania zezwolenia. Europa dołącza w ten sposób do rozwiązań znanych z systemów ESTA w USA czy ETA w Kanadzie.

REDAKCJA POLECA

script type=’text/Javascript’>

 


Pisanie na czacie: dziewięć zasad, dzięki których rozmowy nie umierają po „hej”

Każdy z nas ma w telefonie martwe wątki, które zgasły po banalnym „hej”. Dobra wiadomość? To nie kwestia „takich czasów”, tylko kilka przewidywalnych błędów, które da się ominąć. W tym tekście dzielimy się dziewięcioma zasadami, by utrzymać rozmowę żywą — w przyjaźniach, na randkach i w pracy. W 2025 roku, gdy świat pędzi szybciej niż kiedykolwiek, dobre tekstowanie to przede wszystkim szacunek do czyjegoś czasu i uwagi.

Dłonie z telefonami, rozmowy w komunikatorze

Sztuka rozmowy w krótkich wiadomościach. Fot. ROBIN WORRALL / unsplash

Zaczynaj od treści, nie od „pustego hej”

„Hej” nie niesie informacji i zmusza drugą stronę do wymyślania tematu z niczego. Wejdź od razu w konkret: „Widziałem twój post o nowym serialu — co cię w nim wciągnęło?”, „Wróciłem z weekendu w górach — polecasz szlaki na jesień?”, „Masz dwie minuty na szybkie pytanie o ten raport?” To nie trik, tylko prosty gest szacunku — dajesz powód, by odpowiedzieć bez wysiłku.

Ułatwiaj odpowiedź, zawężaj pytanie

Klasyczne „co słychać?” bywa pułapką, bo prosi o streszczenie życia. Zawęź temat: „Co dziś było najlepsze — kawa czy ten meeting?”, „Wieczór: film z pizzą czy spacer z psem?”, „Jedno zdanie o twoim tygodniu — co cię zaskoczyło?” Wąska ścieżka uruchamia rozmowę zamiast grzęznąć w ogólnikach.

Proponuj widełki zamiast otchłani

„Masz czas w środę?” to prośba o przekopanie kalendarza. Zaproponuj ramy: „Środa 18–20 albo czwartek około 19 — co ci pasuje?” W luźniejszych wątkach działa ten sam mechanizm: „Wybieram między filmem X a Y — co bierzesz ty?” Ludzie wolą decydować niż budować plan od zera.

Kotwicz w poprzednich wiadomościach

Kotwice budują most między rozmowami. „Jak poszła piątkowa prezentacja — ogarnęłaś slajd ze statystykami?”, „Smakował ten ramen z nowego miejsca?”, „Twój kot nadal poluje na skarpetki? Mój pies ma identyczny numer.” Pamiętanie takich drobiazgów to waluta zaufania — znak, że naprawdę słuchasz.

Pilnuj rytmu: krótkie, dłuższe, znów krótkie

Dopasuj tempo do rozmówcy. Jeśli pisze krótko i z emotkami, nie zalewaj ścianą tekstu. Gdy rozwija myśl, odpowiedz podobnie — jedną anegdotą, nie trzema. Taka wymiana trzyma iskrę przy życiu: dialog zamiast równoległych monologów.

Włącz obraz i głos, gdy to coś zmienia

Wiadomości głosowe mają złą sławę, bo bywają przydługie. Ale 30–40 sekund z wyraźnym uśmiechem w głosie potrafi rozbroić napięcie lepiej niż długi akapit. Podobnie zdjęcie ze spaceru czy krótki filmik z kawiarni — w dobrym momencie niosą więcej emocji niż pięć paragrafów. Klucz to umiar i cel.

Nieporozumienia wyjaśniaj „na żywo”

Tekst jest ubogi w niuanse. Ironia, chłód, drobna uszczypliwość — wszystko łatwo się rozjeżdża. Gdy czujesz, że coś skrzypi, zaproponuj: „Widzę, że to się rozjeżdża — pogadamy pięć minut przez telefon?” Dobrze ucięte na gorąco ratuje tygodnie milczenia.

Domykaj pętle i wracaj do ważnych spraw

Nie zostawiaj wątków wiszących. Jeśli pytasz o konkret — adres, termin, decyzję — podsumuj: „To jutro 18:30 w Parze. Zapisuję i potwierdzę rano.” Gdy ktoś dzieli się czymś trudnym, wróć po kilku dniach: „Jak poszło po wizycie — lepiej ci z tym?” Troska to czynność, nie deklaracja.

Daj prawo do odmowy

Najlepszy smar komunikacji? Możliwość powiedzenia „nie”. „Jeśli dziś nie masz siły, napisz jutro — spoko.” Gdy znika presja, rozmowy odżywają, bo rośnie sprawczość rozmówcy.

Randki i przyjaźnie: zastosowanie w praktyce

Na randkach nie przeciągaj miłego ping-ponga bez celu. Po dwóch–trzech dniach zaproponuj konkret: neutralne miejsce, krótki czas, jasna propozycja. W przyjaźniach przypominaj się bez poczucia winy — większość przerw to nie konflikt, tylko tempo życia. „Hej, dawno nie gadaliśmy — co u ciebie w tym szalonym tygodniu?” działa lepiej niż wielki comeback.

BHP emotek i ironii

Emotikony są narzędziem, nie dekoracją. W poważnych wątkach dawkuj je oszczędnie. Ironii używaj tylko tam, gdzie macie wspólny kontekst i świeżą pamięć rozmów — w przeciwnym razie lepiej napisać wprost.

Kiedy przerwać rozmowę

Masz prawo kończyć. „Kończę na dziś, miłego wieczoru. Wrócę jutro.” Znikanie bez słowa buduje nieufność; krótkie domknięcie robi odwrotnie. Tekstowanie nie musi być polem minowym — może być mostem do realnych więzi. Spróbuj jednej zasady dziś i zobacz, jak twoje wątki ożyją.

 

DF, thefad.pl


Skiba bez znieczulenia: Polska w krzywym zwierciadle — „Wiadomości z kraju złości”

Krzysztof Skiba

Krzysztof Skiba

Jest coraz gorzej. Karol Nawrocki ujawnił, że śni mu się marszałek Piłsudski. I to już po miesiącu nocowania w Belwederze. To tylko pierwsze objawy. Słynne jest powiedzonko polskich biskupów, że nieważne, czy Polska będzie w Unii, czy poza UE. Nieważne, czy będzie bogata, czy biedna, ważne, aby była katolicka

SNY O POTĘDZE

Jest coraz gorzej. Karol Nawrocki ujawnił, że śni mu się marszałek Piłsudski. I to już po miesiącu nocowania w Belwederze.

Obstawiam, że za kilka tygodni przyśni mu się Napoleon. A po roku urzędowania na fotelu prezydenta Aleksander Wielki.

To tylko pierwsze objawy manii wielkości, uspokajają lekarze.

Teraz tylko czekać, kiedy prezydent zapuści wąsa à la naczelnik Piłsudski i zacznie chodzić z szablą. Podobno już kazał żonie przyszyć lampasy marszałkowskie do piżamy.

W sumie dobrze, że nie śni mu się Jarosław Kaczyński, bo musiałby rodzinę oddać do lombardu, zamieszkać z kotem i, chodząc w dwóch różnych butach, zafundować sobie łupież.

ZŁOTE MYŚLI

Słynne jest powiedzonko polskich biskupów, że nieważne, czy Polska będzie w Unii, czy poza UE. Nieważne, czy będzie bogata, czy biedna, ważne, aby była katolicka.

Teraz do tej skarbnicy złotych myśli doszła kolejna mądrość. Biskup Leszek Leszkiewicz wygłosił z ambony taką oto wysoce oryginalną perełkę. Jego zdaniem bogactwo i ogólnie uganianie się za pieniędzmi może prowadzić do… homoseksualizmu.

Skoro tak, to Rydzyk już dawno powinien był być gejem. Zamiast telewizji Trwam powinien założyć kanał porno Różowa Landrynka, a zamiast imperium Radia Maryja — klub nocny Pieścidełko. Niestety, ojciec Tadeusz nie podnieca się na widok muskularnych chłopców. To jest już zbadane naukowo. Jemu sztywnieje tylko na widok koperty.

Z drugiej strony zastanawiam się, czy w tym absurdalnym twierdzeniu wesołego biskupa nie ma ziarna prawdy? Wszak polscy biskupi już dawno porzucili Boga na rzecz mamony, a Episkopat tym różni się od starego tramwaju, że ma bardziej zryte siodełka.

Czyli jednak może prawda? Złote myśli biskupa: od kasy boli du*a.

3. SZYMEK OPUSZCZA POKŁAD

Szymon Hołownia, ku zaskoczeniu swoich trzech fanów, ogłosił, że odchodzi z polityki. Chce iść do ONZ-etu na wysokiego komisarza do spraw uchodźców.

Co oni mają z tym ONZ-tem? W tym musi tkwić jakaś słodka tajemnica. Dają tam za darmo grochówkę albo kupony rabatowe do Lidla?

Najpierw Duduś marzył o posadzie przewodniczącego ONZ, teraz Szymek opuszcza partię, którą sam stworzył.

Z tym ONZ-etem to on ma takie same szanse jak z posadą prezydenta. Jemu w życiu udały się tylko jajca z Prokopem w „Mam talent”.

Miał być księdzem — nie został. Szykował się do Pałacu, a wyprzedził go nawet człowiek z gaśnicą. Miał rozbić duopol POPiS, a chodził w nocy spiskować do Bielana.

Ech! Szymek! Czekam, kiedy zostaniesz Człowiekiem Roku na Marsie, bo świat to dla ciebie za mało.

4. CHOPIN DLA POLAKÓW

Rozpoczął się prestiżowy Konkurs Chopinowski w Warszawie, impreza, na którą czeka zawsze cały świat muzyki. Zainteresowanie jest ogromne. Bilety zniknęły w kilka minut.

Dzięki internetowi zmagania 85 pianistów będą śledzić melomani na całym świecie. Ten, kto wygra konkurs, z miejsca staje się gwiazdą. O randze warszawskiej imprezy świadczy fakt, że nawet ci, którzy odpadają z konkursu, robią wielkie kariery, jak słynny Chorwat Ivo Pogorelić, który w 1980 roku nie dostał się do finału, a do dzisiaj jest postrzegany jako geniusz i koncertuje w najbardziej prestiżowych salach.

Jeszcze lepszym przykładem jest uczestnik konkursu sprzed pięciu lat, Japończyk Hayato Sumino, który, mimo że odpadł w drugim etapie, stał się niezwykle popularny.

Polityków Konfederacji i bojówki Bąkiewicza niepokoi liczba Azjatów w konkursie. Wśród uczestników imprezy jest bowiem aż dwudziestu trzech Chińczyków, trzynastu Japończyków, czterech pianistów z Korei Południowej i dwóch z Tajwanu. Polaków dopuszczono tylko trzynastu.

Zdaniem Bąkiewicza istnieje niebezpieczeństwo, że tak wielka liczba zawodników z Azji to zwykła przykrywka dla przemytu uchodźców. Bowiem wraz z zawodnikami przyjechali także ich bliscy, trenerzy, nauczyciele, dziennikarze i kibice z Pekinu, Tokio, Seulu oraz Tajpej.

Zdaniem polityków prawicy Konkurs powinien mieć zmieniony regulamin. Uczestnikami powinni być tylko Słowianie, a wygrywać powinien zawsze Polak. Robert twierdzi, że wśród jego zwolenników jest wielu fanów Chopina. Szczególnie tego litrowego.

Krzysztof Skiba 


Putin przyspiesza. Bruksela zapowiada natychmiastowe działania: „mur dronowy” ma powstać „teraz”

Michał Gostkiewicz

Unia Europejska zapowiada zbudowanie „muru dronowego” – wielowarstwowego systemu sensorów, środków zakłócających i efektorów kinetycznych rozmieszczonych wzdłuż wschodniej flanki, który ma wykrywać, śledzić i neutralizować bezzałogowce. Była prezydentka Litwy Dalia Grybauskaitė ostrzega, że Władimir Putin nie da Europie dodatkowego czasu. Generał Philip Breedlove przekonuje z kolei, że skuteczność zapewni dopiero uderzanie w „całą głęboką strukturę”, a nie wyłącznie w drony już będące w powietrzu.

Radar wzdłuż wschodniej granicy UE – system wczesnego wykrywania dronów w ramach Straży Wschodniej Flanki

Wschodnia flanka UE. Systemy wczesnego wykrywania jako element „muru dronowego”. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. DF, thefad.pl / AI

– Zaproponujemy natychmiastowe działania, mające na celu zbudowanie muru dronowego w ramach Straży Wschodniej Flanki – ogłosiła Ursula von der Leyen na wspólnej konferencji w Brukseli z sekretarzem generalnym NATO rankiem 30 września.

UE reaguje na naruszenia przestrzeni powietrznej

Mark Rutte, uczestniczący w posiedzeniu Komisji Europejskiej, uzasadnił potrzebę projektu naruszeniami przestrzeni powietrznej Polski, Estonii i Danii. Zwrócił uwagę na nierównowagę kosztów: nie ma sensu zestrzeliwać tanich dronów pociskami wartymi miliony dolarów.

Von der Leyen podkreśliła, że UE potrzebuje „flagowych projektów obronnych”, musi działać „zdecydowanie i szybko”, a w przypadku Straży Wschodniej Flanki – „teraz”, we współpracy z Ukrainą i w ścisłym porozumieniu z NATO. Pytanie brzmi jednak, czy unijne „teraz” nie jest wciąż zbyt wolne.

„Mur dronowy” jako filar Eastern Flank Watch

Za koordynację polityczną i organizacyjną odpowiada komisarz UE ds. obrony Andrius Kubilius. Pod jego przewodnictwem UE w piątek 26 września oficjalnie rozpoczęła prace nad „murem”, włączonym do programu Eastern Flank Watch (Straż Wschodniej Flanki) – systemu obrony ląd–morze–powietrze na wschodniej granicy Unii. Kubilius zapewnia, że zainteresowane państwa przeszły „od rozmów do działań”.

W inicjatywie uczestniczą państwa wschodniej flanki: Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Finlandia, Rumunia i Bułgaria, a także Dania, nad której terytorium również pojawiały się podejrzane drony, oraz – wbrew wcześniejszym doniesieniom – Węgry i Słowacja. Do grupy dołączyła Ukraina, zaproszona ze względu na doświadczenia frontowe i dynamicznie rozwijany przemysł dronowy. Prezydent Wołodymyr Zełenski zapowiedział niedawno, że kraj – mimo trwającej wojny – uruchomi eksport własnego uzbrojenia. Kubilius oceniał, że wdrożenie w terenie potrwa około roku, choć zastrzegł, że to ostrożna prognoza.

„Nie mamy tego roku”

– Nie mamy tego roku – mówi Deutsche Welle Dalia Grybauskaitė. W kuluarach Warsaw Security Forum była prezydentka Litwy, obecnie komisarz UE ds. budżetu, wyjaśnia, że istnieje różnica między tempem prac Komisji a tym, co można zrobić dwustronnie, np. w ramach regionalnej współpracy w NATO. Jej zdaniem wszystkie ścieżki muszą toczyć się równolegle, bo żadna z nich nie wystarczy sama.

Pytana, jak „mur dronowy” wpisuje się w ogólną strategię NATO i UE, Grybauskaitė przypomina, że kraje bałtyckie, nordyckie i Polska już zacieśniają współpracę z Ukrainą. – Budujemy fabryki na terytorium Ukrainy i na naszym obszarze. Część zakładów już wytwarza drony. To się dzieje – podkreśla. Jej zdaniem projekt ma dodatkową wartość: „angażuje Unię Europejską jako przyszły sojusz obronny, nie tylko gospodarczy i polityczny”.

– Paradoksalnie to Putin wymusza tempo: nie zostawia czasu na debatowanie i czekanie. Będzie naciskał, więc i my będziemy działać szybciej. Niestety, wszystko wskazuje, że przez dekady będziemy mieć za wschodnią granicą Rosję nastawiona na konfrontację zbrojną– ocenia Grybauskaitė.

Co faktycznie ma powstać?

Komisja ma wraz z państwami członkowskimi, przemysłem obronnym i Ukrainą przygotować plan realizacji – od architektury sensorów i łączności, przez warstwę zakłócania i przeciwdziałania (C-UAS), po środki kinetyczne i procedury reagowania. To część szerszego programu Straży Wschodniej Flanki, obejmującego działania na lądzie, morzu i w powietrzu.

Kubilius akcentuje dwa filary: zdolność wczesnego wykrywania oraz możliwość neutralizacji intruzów. Na Warsaw Security Forum emerytowany generał Sił Powietrznych USA Philip Breedlove dodał trzeci: uderzanie w zaplecze. – Zachód musi przestać „zestrzeliwać strzały” i zacząć „strzelać do łuczników” – mówi.

Ekspert: nie tylko drony, lecz cały łańcuch

– Potrzebujemy zdolności do rażenia nie tylko miejsc, z których [drony] startują, ale też tam, gdzie są wytwarzane, oraz wzdłuż całych łańcuchów dostaw niezależnie od ich pochodzenia. Jeśli statek z Chin wiezie komponenty do dronów, powinniśmy móc zatrzymać ten transport. Innymi słowy: trzeba uderzać głęboko w całą strukturę, a nie tylko w drony już w powietrzu – przekonuje w rozmowie z DW były dowódca wojsk USA w Europie i Naczelny Dowódca Sojuszniczy w Europie (SACEUR).

Breedlove, były pilot, zwraca uwagę, że drony są jedynie częścią szerszego systemu walki.– Lotnictwo ma zdobywać i utrzymywać przewagę w powietrzu. Drony działają sensownie dopiero pod jej osłoną. Wojna w Ukrainie pokazuje, co się dzieje, gdy tej przewagi brakuje – zaznacza. – Drony to tylko kolejny środek rażenia, który trzeba umieć neutralizować. Do tego potrzebne są dojrzałe zdolności operacyjne – dodaje. Strategia pozostaje klasyczna: spójna obrona powietrzna, lądowa i morska.

Na koniec wskazuje na problem kosztowy. – Broń, której używamy, jest finansowo nieadekwatna do celów, które zwalczamy. To trzeba poprawić. Wzmocnienie polskiej obrony powietrznej będzie tu kluczowe – podsumowuje.

REDAKCJA POLECA

script type=’text/Javascript’>

 


Zapominasz imię chwilę po uścisku dłoni? Nauka wyjaśnia, dlaczego

Zapominasz imię chwilę po uścisku dłoni? Spokojnie — to niekoniecznie problem z pamięcią. Psychologia poznawcza od lat pokazuje, że nazwy własne, w tym imiona, są trudniejsze do zakodowania i wydobycia niż inne informacje o ludziach. Gdy dochodzą emocje pierwszej rozmowy i przeciążenie uwagi, mózg priorytetyzuje to, co w danej chwili wydaje mu się ważniejsze niż kilka sylab. Dlatego pytanie, jak zapamiętywać imiona, wcale nie jest kaprysem, tylko elementarną higieną poznawczą.

trudności z zapamiętywaniem imion

Fot. HIVAN ARVIZU @soyhivan, unsplash

Dlaczego imiona tak łatwo uciekają

Łatwiej zapamiętać, że ktoś jest piekarzem, niż że nazywa się Baker. Zawód natychmiast uruchamia sieć skojarzeń: mąka, piec, poranny chleb, a imię czy nazwisko są arbitralną etykietą, bez semantycznego „haczyka”. To klasyczne zjawisko, znane jako paradoks „baker/Baker”. Kiedy informacja ma znaczenie, pamięć chwyta ją pewniej; kiedy jest czystym znakiem, łatwo się wymyka. Dlatego twarz i kontekst często „kleją się” lepiej niż sama etykieta słowna.

Pierwsze sekundy rozmowy zjadają uwagę

Poznając kogoś, równocześnie skanujemy twarz, oceniamy sytuację, planujemy odpowiedź i próbujemy uchwycić imię. Ten gęsty strumień bodźców zużywa zasoby kontroli uwagi, niezbędne do solidnego zakodowania nowej informacji. Nawet łagodne napięcie społeczne potrafi przesunąć zasoby na bodźce „tu i teraz”, co utrudnia zapamiętanie imienia w pierwszym kontakcie. To nie wina charakteru, tylko warunków, w jakich działa pamięć.

„Mam na końcu języka” — całkiem normalne

Zjawisko TOT (tip-of-the-tongue, „na końcu języka”) dotyczy zwłaszcza nazw własnych: wiemy, że „to znamy”, ale słowo nie przychodzi. Z wiekiem takie epizody pojawiają się częściej i same w sobie nie są powodem do alarmu. „Blokowanie” to klasyczna, powszechna niedyspozycja pamięci a badania pokazują, że częściej dotyka właśnie imion. Jeśli jednak wraz z imionami znikają też inne, świeże informacje i problem narasta gwałtownie, wtedy warto porozmawiać ze specjalistą.

To nie test inteligencji ani „osobowości”

Popularne wyjaśnienia, że zapominanie imion świadczy o wysokiej inteligencji, introwersji czy „myśleniu abstrakcyjnym”, nie znajdują potwierdzenia w badaniach. Empiryczne prace wskazują raczej, że trudność wynika z natury samych nazw własnych (słabe zakotwiczenie semantyczne), warunków kodowania informacji w sytuacji społecznej (napięcie, podzielność uwagi) oraz zjawisk takich jak „na końcu języka”. Różnice indywidualne — np. pojemność pamięci roboczej czy poziom lęku — mogą modyfikować prawdopodobieństwo pomyłki, ale nie przekładają się wprost na stałe cechy osobowości.

Jak zapamiętywać imiona w praktyce

Najskuteczniejsze bywa krótkie „zatrzymanie uwagi” na imieniu w chwili, gdy je słyszysz. Poproś rozmówcę o powtórzenie i wypowiedz imię od razu w odpowiedzi — ten prosty manewr zwiększa szanse na zapis w pamięci roboczej. Dobrze działa też nadanie imieniu znaczenia: połącz je z czymś, co widzisz lub wiesz o osobie (cechą wyglądu, zawodem, miejscem spotkania), nawet jeśli to brzmi naiwnie, bo właśnie semantyczny zaczep decyduje, czy informacja przetrwa. Warto wrócić do imion po rozmowie krótką notatką, rzutem oka na listę uczestników czy powtórzeniem w myślach kilku osób, które właśnie poznaliśmy. Badania pokazują, że celowe „wydobywanie” nazw z pamięci, nawet w formie krótkiej gry, poprawia wyniki bardziej niż bierne słuchanie serii przedstawień. A jeśli mimo wszystko imię uleci, najlepiej działa kulturalna prośba o przypomnienie; to prostsze i skuteczniejsze niż nerwowe zastępcze formuły.

Zapominanie imion to po prostu uboczny skutek tego, jak działa ludzka pamięć: kocha znaczenia, gorzej radzi sobie z czystymi etykietami i łatwo traci uwagę, gdy bodźców jest dużo. Dobra wiadomość? Z odrobiną praktyki można jej w tym pomóc a rozmowa, do której wracasz już z poprawnym imieniem, zwykle płynie naturalniej niż ta, którą ratują niezgrabne obejścia.

DF, thefad.pl / Źródło: Association for Psychological Science

 


Nowe badania studzą entuzjazm: zaawansowane cywilizacje to rzadkość. Jeśli istnieją, najbliższa może być oddalona o 33 000 lat świetlnych od nas

Nowe badania z Austriackiej Akademii Nauk brzmią jak kubeł zimnej wody dla fanów science fiction. Jeżeli w Drodze Mlecznej istnieją cywilizacje technologiczne, najbliższa z nich może być oddalona średnio około 33 000 lat świetlnych od Ziemi — w praktyce „po przeciwnej stronie” naszego dysku galaktycznego. By trafić na siebie w tym samym oknie dziejów, taka cywilizacja musiałaby przetrwać minimum 280 tysięcy lat. To wniosek przedstawiony na kongresie Europlanet Science Congress i AAS Division for Planetary Sciences (EPSC–DPS 2025) w Helsinkach. Zespół z Austriackiej Akademii Nauk nie daje złudzeń: zaawansowane cywilizacje to rzadkość, a my możemy być jedynymi w naszej części Galaktyki.

Łuk Drogi Mlecznej na nocnym niebie nad pustynnym krajobrazem; gwiaździste niebo i sylweta skalnej formacji w półmroku, naturalna scena astronomiczna

Fot. DF, thefad.pl / AI

Co naprawdę mówią te modele

Manuel Scherf i jego zespół nie szukali taniej sensacji. Sprawdzili, jakie warunki planetarne są niezbędne, by mogła powstać cywilizacja zdolna do wysyłania sygnałów w przestrzeń kosmiczną. Wniosek jest zaskakująco przyziemny: trzeba geologii, która stabilizuje klimat przez miliony lat, oraz powietrza, którym da się oddychać i w którym da się rozpalić ogień. Tektonika płyt działa tu jak ukryty termostat, a atmosfera zdominowana przez azot i tlen — z odpowiednią domieszką dwutlenku węgla — staje się sceną, na której to wszystko może się wydarzyć. Jest jeszcze jeden warunek, brzmiący prosto i brutalnie: jeżeli tlenu jest mniej więcej poniżej 18 procent, otwarty ogień przestaje być oczywistością. Bez ognia nie ma metalurgii, a bez metalurgii nie ma technologii.

Czy nasz sąsiad jest bliżej, czy dalej

Trzydzieści trzy tysiące lat świetlnych nie jest „szerokością” Drogi Mlecznej — ta ma około stu tysięcy. To raczej rząd wielkości dystansu na przeciwną stronę dysku, licząc od naszej orbity. Innymi słowy: nawet jeśli ktoś tam jest, to nie za rogiem. I nawet jeśli nadaje, to niekoniecznie w naszym oknie czasowym.

Droga Mleczna widziana z kosmosu — wizualizacja. Ukośny widok na jasne jądro z poprzeczką oraz ramiona spiralne przecinane ciemnymi pasmami pyłu

DF, thefad.pl. Droga Mleczna widziana z kosmosu — wizualizacja. Ukośny widok na jasne jądro oraz ramiona spiralne przecinane ciemnymi pasmami pyłu. / Fot. AI

Z czego biorą się te liczby

Żeby nie zgubić się w teoriach, badacze wzięli dwa wyraźne scenariusze i sprawdzili, jak długo planeta jest w stanie utrzymać aktywną biosferę. W świecie z wyższą zawartością CO₂ — rzędu 10 procent — da się to zrobić nawet przez około 4,2 miliarda lat, pod warunkiem że planeta krąży dalej od młodszego słońca albo ma odpowiedni zestaw parametrów. W świecie z CO₂ na poziomie około 1 procenta okno skraca się do około 3,1 miliarda lat. To nie są „złote proporcje” dla wszystkich, tylko dwa punkty odniesienia, które pokazują, jak wąska jest ta ścieżka. Za mało dwutlenku węgla i fotosynteza w końcu gaśnie; za dużo — klimat rozbiega się w stronę niekontrolowanego efektu cieplarnianego i toksycznej atmosfery. W obu wariantach potrzebujemy też tlenu co najmniej na poziomie wspomnianych 18 procent — bez tego nie uruchomimy cywilizacji z ogniem i metalem w roli głównej.

Zegar tyka także u nas

To, co najbardziej trzeźwi, to świadomość, że nawet „idealna” planeta ma termin przydatności. Z czasem dwutlenek węgla bywa zamykany w skałach szybciej, niż geologia zdoła go zwrócić do atmosfery. W pewnym momencie fotosynteza nie daje już rady. Dla Ziemi to horyzont od kilkuset milionów do około miliarda lat. A przecież nasza technologia pojawiła się dopiero po mniej więcej 4,5 miliarda lat historii planety. Innymi słowy: nawet jeśli Wszechświat sprzyja życiu, z technologią trzeba zdążyć.

Po co nam ta ostrożność

To wciąż wyniki konferencyjne — naukowa rozmowa, nie ostateczny wyrok. I właśnie dlatego zasługują na uwagę. Otwierają oczy na to, jak wiele elementów musi zagrać naraz i jak niewielkie jest pole manewru. Są tacy, którzy powiedzą: tektonika płyt nie jest jedyną drogą, a ogień nie musi być jedynym kluczem do technologii. Inni uznają, że modele są i tak zbyt łagodne i że okno na rozwój cywilizacji jest jeszcze węższe. Prawda? Sprawdzimy tylko w jeden sposób — patrząc i słuchając coraz uważniej.

Co dalej z SETI

To, co dla jednych brzmi pesymistycznie, dla innych jest planem działania. Brak sygnału przy coraz czulszych przeglądach wzmocni tezę o rzadkości ETI. Pojedyncze potwierdzenie zmieniłoby wszystko — nie tylko nasze modele, ale i nasze myślenie o miejscu człowieka w kosmosie. Strategia jest prosta w słowach i trudna w wykonaniu: szukać szerzej, dłużej i mądrzej, nie zamykać się wyłącznie na radio i nie rezygnować wtedy, gdy nic nie „pika”.

Na koniec — trzeźwo i z nadzieją

Jeżeli ktoś tam jest, prawdopodobnie jest od nas znacznie starszy. Jeżeli nikogo nie ma w zasięgu, nie znaczy to, że kosmos jest pusty — raczej, że bycie technologiczną cywilizacją to zadanie na setki tysięcy lat. W tym sensie te wyniki są mniej o „nich”, a bardziej o nas: o cierpliwości, którą musimy mieć, i o czasie, który musimy sobie dać.

Dariusz Frach, thefad.pl / Źródła: Abstrakt EPSC-DPS 2025 (Copernicus), relacje z Europlanet i AAS. Artykuł oparty na faktach, bez fikcji. Chcesz infografikę z „oknem biosfery”? Daj znać!

 


Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję