Szukaj w serwisie

×
29 kwietnia 2019

Rafał Sulikowski: Tragedia Magdy Żuk. Co się stało dwa lata temu w Egipcie?

Rafał Sulikowski

Rafał Sulikowski

Depresja będzie - już jest - chorobą cywilizacyjną XXI wieku, są dostępne nowoczesne, nieszkodliwe terapie i można nie tylko żyć dobrze z depresją, ale i ją nawet pokonać. Można pokonać nawet jeszcze gorsze choroby i o tym powinniśmy zawsze pamiętać

 

Mijają dwa lata od tragicznej wyprawy Magdaleny Żuk do kurortu egipskiego, która zakończyła się jej niewyjaśnioną do dziś śmiercią. Rodzina tragicznie zmarłej do dziś nie doczekała się oficjalnego raportu ze śledztwa, który by ostatecznie wyjaśnił, co wydarzyło się w Egipcie. Można jednak domniemywać, że zaszedł splot nieszczęśliwych przypadków, prowadzących do nieszczęścia.

Depresja będzie chorobą cywilizacyjną XXI wieku, są dostępne nieszkodliwe terapie i można nie tylko żyć dobrze z depresją, ale i ją nawet pokonać.
Magdalena Żuk zmarła 30 kwietnia 2017 roku. Fot. Facebook.com

Informacje, jakoby Magda cierpiała na depresję, należy traktować poważnie.

Często, zwłaszcza młode kobiety, nie chcą, aby ktokolwiek - nawet rodzina, a może przede wszystkim rodzina, dowiedział się, że podjęły terapię. Wciąż depresja kojarzy się nam przez literaturę i filmy z “wariatkowem” i nie chcemy się przyznać do tak powszechnej już dziś słabości.

Informacje, że mogła być pod wpływem narkotyków, należy też traktować jako bardzo prawdopodobne: osoby z obniżeniem nastroju często “leczą się” same, jest też możliwe, że w kurorcie ktoś wykorzystał jej samotność i dobroć i po prostu coś jej dosypał do piwa. Lecz istnieje jeszcze inna możliwość.

Znane są w literaturze dwa syndromy: jerozolimski oraz tak zwany “syndrom Stendhala”. Ten pierwszy pojawia się u niektórych uczestników pielgrzymek do Jerozolimy w celach religijnych i ma gwałtowny przebieg z halucynacjami wzrokowymi, częściową dezorientacją, zaburzeniami tożsamości i omamami słuchowymi oraz nasilonymi urojeniami.

Osoby pod wpływem “prozy” miejskiej, którą wyobrażały sobie zupełnie inaczej, dostają czasowej psychozy, która mija po powrocie do domu. Są przekonane, że na dachu meczetu czeka na nie Jezus i one mają ogłosić coś ważnego światu. Wzmożone poczucie misji i urojenia wielkościowe oraz posłannicze mają związek z hałaśliwością Jerozolimy, ale przede wszystkim z kontrastem, wywołującym spory dysonans poznawczy: osoby na podstawie filmów o Jezusie czy pobożnych, acz zupełnie nieprawdziwych książek religijnych, inaczej wyobrażają sobie Jerozolimę dawną, a inaczej odbierają tę dzisiejszą. Rozczarowanie miejscem drogiej w końcu pielgrzymki wywołuje u osób podatnych psychicznie reakcję w postaci uznania się za jakąś postać biblijną albo proroka, mesjasza, cudotwórcę czy Matkę Boską. Zostają zwykle w białym prześcieradle, imitującym starożytne tuniki, przewiezieni na hospitalizację do szpitala psychiatrycznego, gdzie dzięki fachowej pomocy w kilkanaście dni odzyskują zdrowie, a remisja jest najczęściej pełna, chybachyba że osoby te były już leczone przed przyjazdem, a pielgrzymkę traktowały jako przeżycie duchowe.

Oczywiście, Magda nie była ani w Jerozolimie, ani nie była to pielgrzymka religijna, jednak obok tego syndromu jerozolimskiego mamy jeszcze inny: tak zwany syndrom Stendhala. Polega on na zaburzeniu, które przejawia się przyspieszeniem akcji serca, zawrotami głowy, dezorientacją, a czasem nawet halucynacjami u części osób na widok wspaniałych zabytków, dzieł sztuki i innych atrakcji, zebranych w małej przestrzeni. Jako pierwszy opisał go właśnie słynny pisarz francuski w 1817 roku, gdy we Florencji po odwiedzeniu między innymi grobu Dantego czy obejrzeniu “Dawida” Michała Anioła i innych kulturalnych miejsc, doznał “gwałtownego kołatania serca” i musiał po tylu wrażeniach kilka dni spędzić w łóżku z gorączką. Potem kiedy wyszedł na ulicę, ponownie doznał palpitacji, prawdopodobnie związanej z odczuciem obcości tylu wspaniałych dzieł i swojej przy nich małości, lęku i poczucia bycia niegodnym oglądania największych dzieł sztuki.

Podobnym zjawiskiem występującym u niektórych osób w innych sytuacjach jest także reakcja na „przesyt wyboru” podczas zakupów w galeriach handlowych, szczególnie gdy odwiedzają je osoby niezamożne, mające poczucie, że “nie pasują do tego miejsca”, że to “dla bogaczy” i wstydzą się swego prawdziwego statusu społecznego. Także wrażenia odbierane niekiedy podczas słuchania muzyki z okresu romantyzmu mogą dawać podobne efekty.

Czy Magda przeżyła niezdiagnozowany jeszcze jakiś rodzaj “syndromu egipskiego”, który polegałby na lęku przed byciem wśród obcych, nieznanych ludzi, z inną kulturą i tradycjami, albo na skutek przesytu dużą ilością wrażeń na raz? Możliwe i to też trzeba wziąć pod uwagę.

Osobiście rozumiem “wiarę” rodziny w to, że “nie było to samobójstwo” i sądzę, że nie było to ani samobójstwo, ani zabójstwo, lecz nieszczęśliwy wypadek na skutek doznawanych silnych przeżyć wewnętrznych, takich jak poczucie zagubienia, osamotnienia, może nawet uwag i propozycji o charakterze molestowania seksualnego.

Być może Magda była tam bardzo samotna i nie miała do kogo się zwrócić i czuła, że jest zdana na siebie. I to ją przerosło.

Jednak rodzina ma prawo wymagać od prokuratury rzetelnego śledztwa, które uwzględniałoby wszystkie możliwe scenariusze, tego kryminalno-narkotykowego nie wykluczając.

I jeszcze jedno: nie należy się wstydzić takich słów, jak “załamanie nerwowe” czy “depresja”, bo to są zaburzenia takie same, jak grypa czy odra i osoby nimi dotknięte oczekują nie wyśmiewania, ale pomocy, ciepła i troski ze strony wszystkich, z którymi mają kontakt.

Depresja będzie - już jest - chorobą cywilizacyjną XXI wieku, są dostępne nowoczesne, nieszkodliwe terapie i można nie tylko żyć dobrze z depresją, ale i ją nawet pokonać. Można pokonać nawet jeszcze gorsze choroby i o tym powinniśmy zawsze pamiętać.


R.I.P

 

Rafał Sulikowski

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: