Marcin Zegadło - poeta, publicysta
A wszystko hula jak hulało i hulać będzie. Ponieważ to jest taka ilość zła ze strony tych, którym tak wielu ufało i ufa, że wielu polskich katolików nie uniosą, nie dźwignią i trzeba będzie jak dotąd, wypierać, zaprzeczać, szukać usprawiedliwień. A przede wszystkim, szczególnie w maju - nie psuć dzieciom święta. Więc sezon rusza. Polska je, piję i świętuje sakrament komunii świętej, a tymczasem taka niewygodna premiera.
Termin premiery filmu Tomasza Sekielskiego, który to film jest kolejną odsłoną (jeszcze bardziej porażającą niż poprzednie) unurzania Kościoła Katolickiego w przestępstwa pedofilii jest znamienny. Otwiera mianowicie tegoroczny sezon komunijny.
Znowu tysiące rodzin pośle swoje dzieci do tego wzruszającego sakramentu, gdzie biel alb i sukieneczek symbolizowała będzie niewinność istot przyjmujących po raz pierwszy do serduszek "ciało Chrystusa". Restauracje wypełnią się gośćmi, stoły suto zastawiać będą wynajęci kelnerzy, poleje się dobrze zmrożona wódeczka, a wujek Adaś z wujkiem Markiem wznosić będą toasty znad panierowanych kotletów. Dzieci będą fotografowane na tle otrzymanych prezentów, roześmiane w towarzystwie nowych rowerów, konsol, tabletów, laptopów i całego tego szitu, który z niewiadomych powodów, nagle okazuje się niezbędny w życiu ośmiolatków. Funkcjonariusze kościoła, powszechnie nazywani księżmi, będą wcześniej te dzieci do tych komunii przygotowywać. Będą opowiadali historię o "związku dzieci z Jezusem" i o tym, "że to jedyna słuszna droga, jedyna potrzebna do zbawienia". Jednocześnie będą dyscyplinowali rodziców. Jakieś zbióreczki, jakieś pouczanie o tym, że jak klękać to na dwa kolanka, nie na jedno, żeby tej pięty nie wbijać w dupę, jakby ich pędziło do wygódki.
I znowu ksiądz będzie najważniejszy, tak jak lubi, będzie miał ten swój promil władzy, no bo przecież to od niego zależy, czy dzieciak będzie do komunii dopuszczony i czy zaliczka za salę i pokomunijny afterek w restauracji "Paradiso", którą matka z ojcem zapłacili już trzy lata wcześniej, czy przypadkiem zaliczka nie przepadnie, jak proboszcz jednak nie dopuści do komunii smarkacza, bo mu się pięć przykazań kościelnych pojebie z jakąś inną wyliczanką.
W tym samym czasie gdzieś tam jakiś biskup przenosił będzie, jakiegoś tam wikarego z jednej parafii do drugiej, ponieważ na wikarego padnie podejrzenie, że z ministrantami nie grał wyłącznie w piłkę.
Więc sezon rusza. Polska je, piję i świętuje sakrament komunii świętej, a tymczasem taka niewygodna premiera.
Cóż począć? Jak to ugryźć skoro na stołach stygnie już rosół w wazach, schabowe dochodzą na rozgrzanym smalcu, a ciocia Ania specjalnie na tę okazję zrobiła sobie sztuczne rzęsy i hybrydę.
Cóż zrobić? Ano najlepiej jak zawsze - nic, mianowicie udajemy, że nic się nie stało. Jak co niedziela, co Boże Narodzenie, co Wielkanoc. Przecież nie będziemy dzieciom psuć zabawy, tego dnia zatruwać refleksją, a poza tym to przecież nie nasza parafia, nie nasz proboszcz, nie nasz wikary te dzieci maca. To jakiś inny. Jakiś zboczony, nie wiadomo skąd. I nie wiadomo czy to wszytko prawda, bo przecież "Papież Polak", "Matka Boska", bo "Toruń", bo "Licheń", bo "pielgrzymka na Jasną Górę". I jak to tak, okazuje się, że to wszystko utopione w jakimś przestępczym procederze, że jakaś "mafia" ukrywa przestępców, że na dodatek ma jeszcze czelność pouczać i moralności prawi, pieniądze bierze za chrzty, za pogrzeby.
Przecież to nie może być prawda, a jeśli coś tam od czasu do czasu się zdarzy, to wiadomo "czynnik ludzki", a człowiek, to jest tylko człowiek. "Przecież jeśli to wszystko okazałoby się prawdą" - myśli ciocia Ania znad sałatki warzywnej z majonezem - "Jeśli to wszytko, co Sekielski pokazał, to jest prawda, to by oznaczało, że nas ten święty kościół zwyczajnie zdradził, zwyczajnie nas wydymał. Oszukał i wciąż nas okłamuje. Ja jebe" - myśli ciocia Ania - "Przecież to nie może być prawda. A poza tym, jeśli nawet, to co to ma wspólnego z naszym proboszczem?"
A wszystko hula jak hulało i hulać będzie. Ponieważ to jest taka ilość zła - na raz, taka ilość zła ze strony tych, którym tak wielu ufało i ufa, że ani ciocia Ania, ani wielu innych polskich katolików nie uniosą, nie dźwignią i trzeba będzie jak dotąd, wypierać, zaprzeczać, szukać usprawiedliwień. A przede wszystkim, szczególnie w maju - nie psuć dzieciom święta.
Marcin Zegadło