Poniedziałek wieczór, idę Krakowskim Przedmieściem, pod Pałacem Prezydenckim rozmodlona grupa (z nowoczesnym nagłośnieniem, więc hałaśliwa), odmawiają zdrowaśki, modlą się, śpiewają, palą znicze i domagają się... nie, nie zbawienia, wybaczenia czy miłości, domagają się pomnika dla ofiar Smoleńska oraz Prawdy (jakiej? Tej, o której grzmi w tym samym miejscu Prezes czyli władzy).
Naokoło puste kościoły (może służą one wyłącznie dla głoszenia "Słowa PiS", więc modlić się trzeba gdzie indziej?) oraz zachwyceni turyści zagraniczni, którzy cykają zdjęcia jakby natrafili na egzotyczną prastarą obyczajowość w środku cywilizacji.
Polityczno-religijno mania
Przy rozmodlonej grupie brzozowe krzyże z napisem "chcemy Boga od Tatr po Bałtyk" i trochę kiczu pochodzenia cmentarnego. A ja jestem pewna, że tu w ogóle o żadnego Boga nie chodzi, że nie chodzi o modlitwę (bo to w końcu bardzo intymna narracja), nie o wiarę, nadzieję czy miłość. To wyraźne symptomy nachodzącego plebejskiego fundamentalizmu religijnego. Polityczno-religijno mania, która urasta do rangi państwowej wiary w wersji chałupniczej. Wiara bez Boga i bez miłości. Wiara w PiS.
Czy jak zbudują pomnik, to "wiara" zaniknie? Na co się przerzuci?
Magdalena Środa