Nie lubiłam żadnego z naszych prezydentów. Żaden nie wydawał mi się godny tej roli.
Wałęsa, mimo zasług, był histerykiem i intrygantem, do Kwaśniewskiego nie miałam za grosz zaufania (ten PZPRowski styl, to picie z Głódziem, jeżdżenie papamoblie), Lech Kaczynski był poczciwym człowiekiem ale tylko cieniem swojego brata, Komorowski leniwym szlachcicem (no i zabijał bezbronne zwierzęta)... ale Duda!
Duda przerasta wszystkich w beznadziei.
Wysłuchałam jego ostatniego wywiadu, gdzie mówi o potrzebie polityki historycznej rozumiejąc przez nią propagandę PiS. Bajdurzył o polityce wstydu i wstawaniu z kolan (on, który nigdy z nich nie wstaje i chyba sam nie wie do kogo się modli: do Boga czy Prezesa, choć może dla niego, jak i dla polskiego Kościoła to wszystko jedno) bezmyślnie zachwalał żołnierzy wyklętych, powiedział "spór o żołnierzy wyklętych to spór o rząd dusz, o to czy kraj ma być nadal w rekach poskomunistów" przy czym zapewne nie chodziło mu o Czabańskiego czy Piotrowskiego i wielu innych PZPRowców w PiSie. Tylko o tych, których PiS nie lubi. Zakłamany, ogłupiony, służalczy pusty człowiek.
Na zakończenie stwierdził, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków bo nie ma takiego, który wszystkim by się podobał. W języku młodych nazywało sie to kiedyś "rżnięciem głupa".
Pani premier ciągle odwołuje sie do godności. Może by tak popracować nad godnością prezydenta? Bo nie ma jej za grosz.
Magdalena Środa