Manuela Gretkowska
Mam wrażenie, że naród, którego jednym z niewielu oryginalnych wkładów w kulturę europejską były portrety trumienne, umiera intelektualnie w sarmackim bełkocie.
SŁOWO NA NIE/DZIELĘ
PO CO ROZMYŚLAĆ
Nie będzie o polityce. To co dzieje się między PiS a PO, blaknie przy tym co naprawdę ważne, między życiem a śmiercią.
Rozmawiamy o sensie bez kościelnych pouczanek, dopiero przy spektakularnych tragediach (śmierć polskich himalaistów) albo, gdy odejdzie ktoś sławny.
Anthony Bourdain był królem życia, został królem śmierci.
Duszę diabłu wielu by sprzedało żeby osiągnąć choć cień jego powodzenia. A on to wszystko olał. Udowodnił, że ani celebryckość, ani kasa nie są wystarczającym pretekstem by żyć. My, zarzynamy się dla kredytu, on nie musiał go zaciągać. Zaciągnął sobie za to na szyi pasek od szlafroka. Swoją śmiercią zakwestionował nasze idiotyczne marzenia o luksusie sławy.
Smakoszowi życia przestało smakować samo życie. Za darmo zwiedzał świat. Znał wszystkich, był lubiany. Miał małe dziecko, nową miłość. I to nic nie warte? O co więc chodzi? Kogo naśladować jeśli nie celebrytów instruujących co jeść, z kim spać? Można się w tym pogubić, bo dla jednych, na przykład małżeństwo Majdan-Rozenek jest mistrzostwem świata. Dla innych narcystyczną patologią.
Samobójstwo Bourdaina to wstrząs straty, ale i poczucie zawodu. Dojrzały facet z impulsywnym zachowaniem nastolatka. Jego targnięcie się na życie nie wyglądało na zaplanowane. Nie szlifował miesiącami srebrnej gałki od cukiernicy w kulę pistoletu jak Potocki. Nie twierdzę, że nie myślał wcześniej o śmierci.
Złe obchodzenie się z depresją jest już powolnym samobójstwem. Pociągniecie za cyngiel (Kurt Cobain), zaciśnięcie pętli to końcówka. Do tego uzależnienia. Najpierw alkohol i narkotyki dają ulgę. Potem niszczą więzi z innymi i samym sobą. Bourdain odstawił prawdopodobnie herę i kokę, alkohol. Ale uzależnionym zostaje się do końca życia, i trzeba iść w cieniu własnej depresji. Tego współczesnego fatum domagającego się ofiar. Nie każdego, nawet najbogatszego, najsławniejszego stać na walkę z samym sobą. Brat Bourdaina też popełnił samobójstwo. Depresja bywa rodzinnym smutkiem przekazywanym pokoleniami, póki ktoś nie przerwie klątwy leczeniem.
Zostajemy my, widzowie tragedii i jego programów telewizyjnych w CNN. Cieszymy się, że mimo niedostatków żyjemy. Zastanawiamy się dlaczego sukces nie daje szczęścia. Nowoczesna przypowieść o sensie życia. Na chwilę, póki nie zagapimy się na inny program i reklamę tego co trzeba mieć by poczuć się szczęśliwszym.
Wiem czym jest żałoba po samobójczej śmierci kogoś bliskiego. Opisałam to w „Kosmitce”. Nie kpię z Bourdaina, nie szydzę z samobójstwa. Czytając komentarze zastanawiam się czasem, czy przy tekstach nie powinno stawiać się gwiazdek trudności, jak przy przepisach kulinarnych. Albo ostrzegać „Myślenie szkodzi”.
Mam wrażenie, że naród, którego jednym z niewielu oryginalnych wkładów w kulturę europejską były portrety trumienne, umiera intelektualnie w sarmackim bełkocie.
Zdanie jednego z komentarzy pod moim tekstem o ślubie książęcym - powinno się znaleźć w preambule naszej Konstytucji.
„Po co rozmyślać?” - napisał jakiś szczery idiota.
No właśnie po co, skoro można powiedzieć alleluja, albo amen.
Manuela Gretkowska