Adam Mazguła
Dzisiaj niepełnosprawni, zdesperowani brakiem warunków do życia, nie widzą ani empatii, ani poczucia obowiązku ze strony państwa; nie znajdują też wsparcia w Kościele.
Mimo protestów w sejmie i na ulicach, po raz kolejny S.L. Głódź zaapelował do PiS-u o uchwalenie w trybie pilnym ustawy o całkowitym zakazie aborcji.
Opowiadała mi młoda pielęgniarka, że pewne młode małżeństwo zdecydowało, że, mimo stwierdzonego uszkodzenia płodu, ich dziecko przyjdzie na świat. Pomogła w tej decyzji dewocyjnie katolicka rodzina, która wykupiła msze i modliła się, wierząc głęboko, że wszystko zakończy się pomyślnie. Cud się jednak nie zdarzył – dziecko urodziło się z wodogłowiem. Na drugi dzień po porodzie zrozpaczona matka uciekła ze szpitala, ojciec dziecka też zaginął. Dziadkowie przestali się interesować chorym noworodkiem, problem został w szpitalu.
Każdy z nas słyszał wiele podobnych opowiadań, a mimo to - wielu ludzi poddaje się propagandowej agresji kościelnych hierarchów, domagających się niesienia na swoich barkach pokutnego krzyża. Powód jest niezwykle prosty: chodzi o jasny przekaz do często niewykształconych i uległych mas wiernych. Chodzi o słowo - klucz, o najpiękniejsze, obok miłości, słowo „ŻYCIE”.
Jest ono odmieniane przez hierarchów Kościoła na wszelkie sposoby: jesteśmy za życiem, chrońmy życie, nie zabijaj…
Taki slogan przebije się wszędzie, ponieważ pociąga za sobą humanitarne przesłanie współczesnego świata; jest uniwersalny, niesie w sobie miłość i troskę o byt. To idea najważniejsza, to kod wiary. Dlatego biskupi tak wielkie znaczenie przypisują wyrazowi „życie”. To nic, że namawiają do niepotrzebnych poświęceń, kłamią i wydają fałszywe świadectwo, ważniejsze jest dla nich zawłaszczenie idei życia.
Im więcej będzie problemów, sporów o aborcję, tym bardziej będą mogli narzucać swoje prawo do własności pojęcia „życie”. Często dodają wzmocnienie i kłamliwe określenie typu: „nienarodzone dziecko w 10. tygodniu życia”, „nie zabijajcie dziecka tabletką dzień po”. Jeśli nienarodzone albo nawet niezawiązane komórki - to dlaczego mowa o dziecku? Biskupi to wiedzą; nie chodzi tu o spór, tylko o ciągłe powtarzanie, że oni są za życiem, a dla wzmocnienia emocji dobrze jest skupić uwagę na dziecku. Wszyscy przecież kochamy dzieci i chcemy ich szczęścia.
Publiczne granie słowem „życie” - to jednak wielki koszt społeczny, który łączy się z tragediami ludzi, ale to już nie interesuje biskupów. To koszt propagandy duchowego przywództwa, za który płacą oszukani wierni.
Każdy z nas, nawet jeśli urodził się sprawny, może ulec wypadkowi i będzie potrzebował pomocy. Jednak ci, którzy urodzili się niezdolni do samodzielnego funkcjonowania muszą mieć mocne wsparcie nie tylko rodziny, ale właśnie Kościoła, namawiającego do rezygnacji z prawa do aborcji, jak również państwa, które ma obowiązek społeczny w stosunku do obywatela.
Dzisiaj niepełnosprawni, zdesperowani brakiem warunków do życia, nie widzą ani empatii, ani poczucia obowiązku ze strony państwa; nie znajdują też wsparcia w Kościele.
Nie znam żadnego chwytnego katolickiego hasła, które odnosiłoby się do godności ludzkiego życia. Pozostaje jedynie cierpienie. Jeśli jest ono świadomym wyborem - to wszystko w porządku, ale jeśli nie – to ciągła walka ze śmiercią; całkowite poświęcenie, z rezygnacja z pracy zawodowej, z życia rodzinnego, z myśli o następnych dzieciach.
A kto jest za śmiercią? Nie dajmy sobie narzucać kłamstwa, że jesteśmy przeciwko życiu, czyli za śmiercią.
Świadome godne rodzicielstwo, a nie udręka trwania, powinno być treścią naszego życia. Jestem przekonany, że w nas, którzy jesteśmy za dopuszczaniem aborcji jest więcej szacunku do życia, niż w tych, którzy ogłosili swoją krucjatę.
Tymczasem dzisiaj krzyki nieszczęśliwie narodzonych dzieci i ich rodziców zagłuszają apele biskupów. To echo krzywdy skierowane w ich sumienia. Może kiedyś się opamiętają, pomogą i zamilkną. Wtedy niech tak zostanie!
Adam Mazguła
Dystrybutorem książki jest Ateneum.
Na terenie Wielkiej Brytanii książkę można kupić po złożeniu zamówienia TUTAJ >>> |