Magdalena Środa
Onegdaj czytałam Marksa w nadmiarze i nijak nie mogłam się przekonać do jego matanarracji z ekonomią w centrum.
Doczekałam czasów, gdy spokojnie mogę zabrać się za Marksa. Dziś to prawie równie straszne jak kiedyś, w PRLu, czytanie Sołżenicyna czy Hayeka.
Jak twierdzi ksiądz Oko, poseł Jaki i jeszcze wielu rzeźbiarzy publicznej opinii czasów dzisiejszych, wszystko co złe ma marsksowskie korzenie: wolność, postęp, emancypacja, równość, nauka. Za tymi okropnymi ideami stoją lewacy będący głosicielami "neomarksistowskiej ideologii gender", którzy pragną zniszczyć męskość księdza Oko, rodzinę Prezesa, poczucie sprawiedliwości posła Jakiego i elegancję sędziny Pawłowicz.
Onegdaj czytałam Marksa w nadmiarze i nijak nie mogłam się przekonać do jego matanarracji z ekonomią w centrum. W siermiężnej Polsce łaknęłam kapitalizmu, wolnego rynku, konsumpcjonizmu a przede wszystkim wolnej od ideologii wymiany myśli. Marks wydawał mi się dęty, nieprawdziwy, nudny bo nakazany (choć myliłby się ten, kto myśli, że na filozofii był sam marksizm, marksistów było tam dwóch).
Proszę! Trzeba było czterdziestu lat w kapitalizmie okraszonym populizmem i demagogią by do niego (Marksa) wrócić z nieskrywaną ciekawością.
Magdalena Środa