Szukaj w serwisie

×
17 maja 2020

Rafał Sulikowski: Kościół na piaskach. Czy całe życie byliśmy oszukiwani?

Rafał Sulikowski

Rafał Sulikowski

Dziwi mnie, że cała dotychczasowa krytyka Kościoła opiera się na krytyce, obnażaniu społecznych win, zachowań. Trzeba zadziałać głębiej i poddać krytyce bezpośredniej to, co najistotniejsze - wiarę w Jezus-Boga. Na potędze ludzkiej wyobraźni, która ze zwykłego, choć niezwykle utalentowanego Człowieka zrobiła Bóstwo, co zresztą miało miejsce w prawie wszystkich pozostałych religiach świata. Już od początku niejasne jest pochodzenie Jezusa

 

Od razu przyznaję - jestem weredykiem, interesuje mnie bardziej poznawanie prawdy niż emocje czy uczucia, także religijne. Uważam, że istnieje obiektywna prawda w dziedzinie także wiary i można ją po wielu przemyśleniach odkryć i przekazać innym. Sądzę, że wiem, jaka jest największa tajemnica Kościoła, a utwierdza mnie w tym drugi odcinek filmu Braci Sekielskich, dziś opublikowany.

Sam będąc niegdyś ofiarą molestowania, tyle że nie przez księdza, również jak ofiary na filmie przeżyłem poważny kryzys psychologiczny, który jednakże poprowadził mnie, jak i ofiary księży, do nowej pewności, nowego spojrzenia niezależnego od jakiejkolwiek instytucji.

Religia opiera się na zmartwychwstaniu i wierze w to, że Chrystus żyje, jest drugą osobą boską i razem z Ojcem i Duchem Świętym stanowi Trójcę Świętą, że istnieje inny, lepszy świat, dokąd idzie się po śmierci, że życie na Ziemi jest tylko przejściem na drugą stronę. Inaczej mówiąc, chrześcijanie wierzą, że Jezus był Bogiem, więc musiał zostać wskrzeszony i odszedł, aby przygotować wiernym miejsce, jak sam powiedział.

Wszystko opiera się więc o życie Chrystusa. I to badając życie Jezusa, który nie tylko wierzył w Boga, ale sam uznawał się czasami za Boga, można odkryć prawdę. Nie każdemu się ona spodoba. I wielu za jej odsłonięcie autora będzie potępiać, nienawidzić i wypierać. To naturalny proces, gdy jakaś nowa prawda uderza jak obuchem, niszczy dotychczasową poznawczą niewolę. To dzieło mego życia.

Od lat zastanawiam się, kim był Jezus. I myślę, że uchylam rąbka tajemnicy…

Piszę to wszystko, co poniżej, będąc w trakcie lektury najnowszego filmu Sekielskich. Ofiary są zniszczone psychicznie - to cała prawda, a katom nic się nie dzieje. Postanowiłem działać inaczej - widząc potęgę materialną i duchową Kościoła, uderzę w najczulszy punkt - wiarę.

Dziwi mnie, że cała dotychczasowa krytyka Kościoła opiera się na krytyce,
obnażaniu społecznych win, zachowań. Trzeba zadziałać głębiej i poddać krytyce bezpośredniej to, co najistotniejsze - wiarę w Jezus-Boga. Na potędze ludzkiej wyobraźni, która ze zwykłego, choć niezwykle utalentowanego Człowieka zrobiła Bóstwo, co zresztą miało miejsce w prawie wszystkich pozostałych religiach świata.

Już od początku niejasne jest pochodzenie Jezusa. Nigdy nie potrafiłem zaakceptować sceny zwiastowania i dziewiczego poczęcia Jezusa. Moja wyobraźnia oczywiście “widziała” tę oświetloną blaskiem z wysoka scenę, ale zawsze coś mi nie grało.

Czy zastanawialiście się kiedyś Państwo, jaki wpływ miałoby to na psychikę dziecka, potem młodzieńca i dorosłego, gdyby ktoś mu wyznał, że nie posiada ojca ziemskiego, biologicznego, tylko że Bóg jest Jego Ojcem? Czy wiadomość tę usłyszał od swej matki, czy kogoś innego? Jeśli od matki, to czemu to miało służyć?

Pomyślmy przez chwilę: narzeczony Józef poznaje Maryję, zaręcza się i planują wspólny ślub. Jednak w trakcie trwania narzeczeństwa odkrywa, że jest ona w stanie błogosławionym. Jak to wpływa na ich relację? I skąd się wzięła myśl, że dziecko ma Boga za ojca?

Oczywiście, spekulujemy, ale w tamtych czasach cudzołóstwo karano śmiercią, co do dziś ma miejsce w islamie, który idzie podobną drogą (jest na etapie wojen krzyżowych).

Jeśli Maryi nie podobał się Józef, bo był znacznie starszy, to romans z kimś młodszym wcale nie był taki niemożliwy. Poza tym kobiety tam nie miały nic do powiedzenia - małżeństwa były od początku do końca reżyserowane, ustawiane w celach rodzinnych, politycznych, biznesowych. Jeśli tak było, to Józef był rzeczywiście ojcem przybranym Jezusa. Tyle że w takim kontekście wszystko nagle zmienia sens.

Potem już górki: dojrzewający chłopak czuje, że coś jest nie tak, że rodzice coś kręcą. Ile razy tak się działo w rodzinach. Chce poznać prawdę, czuje, że Józef nie zachowuje się jak prawdziwy rodziciel.

Okłamywana psyche zaczyna szwankować, pojawiają się problemy dojrzewania. Wreszcie ucieka czy odchodzi z domu, gdzie nie chciano mu powiedzieć prawdy. Postanawia zostać wędrownym kaznodzieją, jakich było wielu wtedy w Izraelu. Wybiera sobie uczniów, zaczyna głosić naukę, nawet leczyć choroby. I zaczyna bardzo dużo, zbyt dużo, aby się temu bliżej nie przyjrzeć, myśleć i mówić uczniom o Ojcu…

Kiedy narusza świętość szabatu, co eufemistycznie nazywa się w religii “wyrzuceniem kupców ze świątyni”, zostaje zaaresztowany i skazany na śmierć, a wyrok wykonany zostaje dzień przed szabatem. Bliscy z rodziny
i uczniowie nie wiedzą, gdzie pochować Jezusa, ale pojawia się Józef z Arymatei, który na okres szabatu pożycza swój wykuty w skale w dawnym kamieniołomie poza granicami miasta, blisko Golgoty, grobowiec.

Szabat to wielkie święto, nie wolno nikogo grzebać, nic robić, nawet przejść więcej niż dwa tysiące kroków. Arymatejczyk był cichym uczniem Jezusa, bał się jednak Żydów. Kiedy wykupił ciało Chrystusa na własność, Żydzi mogli zagrozić mu usunięciem z Rady i zażądać usunięcia ciała zaraz po szabacie. Przestępców wydawano rodzinom, w braku tychże chowano “extra muros”, poza granicami miasta. “Policzony został w poczet przestępców”.

Kiedy tylko minął o północy szabat, Arymatejczyk wraz ze służbą usunęli ciało Jezusa i zrobili powtórny pochówek. Nieświadome niczego kobiety oraz niektórzy uczniowie mogli błędnie zinterpretować ten fakt “pustego grobu” jako zmartwychwstanie, a opowieści o spotkaniach bliskiego stopnia mogą być późniejszą wstawką apokryfistów.

Twarzy z całunu tutyńskiego (pozytyw i negatyw). Fot. wikipedia

To tylko hipoteza, jednak to na wierzących spoczywa ciężar obalenia jej i
udowodnienia, że było tak, jak chciała Tradycja, jak głosi “pismo” i jak uczy Kościół. To nie ja mam udowodnić, że wyjaśnienie naturalne jest prawdziwe. Jest to jednak bardzo prawdopodobne w świetle całej dostępnej wiedzy historycznej, psychologicznej i socjologicznej. Tak czy siak, jeśli taka wersja życia Jezusa jest możliwa, wzięcie jej pod uwagę w sporach religijnych jest obowiązkiem poznawczym nie tylko ateistów, ale i wierzących. Prawda, tak czy siak, wyjdzie na jaw. I osobiście w głębi ducha mam nadzieję, że się mylę. Jednak to, czy tak jest, wymaga dalszych badań, także archeologicznych i społecznych, także teologicznych.

Bądźmy jednak otwarci na każdy rodzaj prawdy. Niezależnie od tego, kto
ją nam głosi.

Rafał Sulikowski

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: