Szukaj w serwisie

×
4 czerwca 2019

Kazimierz Marcinkiewicz: Gdyby nie Jarosław Kaczyński, czułbym się człowiekiem spełnionym

Kazimierz Marcinkiewicz

Kazimierz Marcinkiewicz

To było świąteczne, obywatelskie uniesienie, autentyczna radość. Nie liczył się nikt z nas. Liczyliśmy się wszyscy razem. Liczyła się nasza solidarność

Jeśli trzeba określić jednym słowem, co pokonało siermiężny, beznadziejny komunizm, to z pewnością była to właśnie SOLIDARNOŚĆ. Solidarność, która zaczęła się od współpracy robotników z inteligencją i studentami, a zakończyła się świętem solidarności narodowej, czy może lepiej obywatelskiej, wspólne,nie, razem, we wspólnym celu. Te 30 lat temu wszyscy powtarzaliśmy sobie, że solidarność, to „jedni drugich brzemiona noście”, i że „nie może być walka silniejsza od solidarności”, i że „każdy z nas ma swoje Westerplatte”, i że „nie ma wolności bez solidarności”. Tak, to nasza solidarność, skwapliwie budowana przez lata, budowana bez nienawiści, doprowadziła nas do ZWYCIĘSTWA, do WOLNOŚCI I DEMOKRACJI, do naszej Polski.

Solidarność może wszystko, może zmieniać ustrój, budować państwo, naprawiać świat. Solidarność ma niepojętą, wielką siłę. Gdziekolwiek spojrzymy, to zawsze dobrze współpracujący zespół, stawiający sobie te same cele wygrywa, tworzy dobro, czy piękno i zachwyca. Czy będzie to rodzina, nauka, sport, biznes, czy państwo. Solidarność w ostateczności zawsze wygrywa.

Mam to szczęście, że urodziłem się u schyłku stalinizmu. 68 rok pamietam jeszcze słabo, ale wszystkie zrywy od 76 już mnie kształtowały. Łatwo więc było stanąć po stronie solidarności już w technikum, pózniej na studiach, a dalej w pracy. Nie przespałem wolności. W niedzielę całą noc drukowaliśmy „podziemne” gazety, o 6 wracaliśmy do domów na chwile odpoczynku i dobre śniadanie. I ruszałem do pracy na 9 lekcji fizyki i matematyki. „Mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi, lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku”, jak pisał Herbert. Jak się cieszę, że posiadłem smak.

Gdyby nie Jaroslaw Kaczyński, czułbym się człowiekiem spełnionym dokumentnie i to spełnionym, w każdym właściwie wymiarze. Przede wszystkim dlatego, że uczestniczyłem czynnie w odzyskiwaniu wolności i tworzeniu demokracji. I 4 czerwca 1989 roku, z tymi kilkoma miesiącami wcześniej i pózniej było ŚWIĘTEM SOLIDARNOŚCI, świętem całej Polski, ale świętem rangi światowej. Zrobiliśmy psikusa komunizmowi, całemu wielkiemu, choć walącemu się imperium. Zrobiliśmy, jak nikt przed nami i nikt po nas. Tu w naszej kochanej Polsce, my Polacy. Sami i własnymi rękoma.

Co pamiętam? Entuzjazm, właściwie aż podniecenie, autentyczną życzliwość do wszystkich i całego świata, zaangażowanie i pracę od rana do nocy, chłonięcie informacji, wydarzeń, sporów, ale też szybka nauka tego czym jest dialog, debata, demokracja, władza i opozycja. To było świąteczne, obywatelskie uniesienie, autentyczna radość. Nie liczył się nikt z nas. Liczyliśmy się wszyscy razem. Liczyła się nasza solidarność. Nie da się zbudować niczego wielkiego bez wspólnoty, bez solidarności, bez smaku. Właśnie dlatego czuję nie pełne spełnienie, bo rządzi nami człowiek bez smaku. I dziś widzę, że nigdy go nie miał.... SOLIDARNOŚCI WRÓĆ !!!

Kazimierz Marcinkiewicz



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję