Karol Nawrocki, obecny prezes Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) i były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, odbył niezliczoną liczbę zagranicznych podróży, które wywołały spore kontrowersje. Hawaje, Japonia, Chiny, Australia, Nowa Zelandia, Zimbabwe, Meksyk, Argentyna – to tylko część destynacji, do których się udał. Koszt? Bagatela 800 tys. zł z publicznych środków. Czy rzeczywiście każda z tych wypraw była niezbędna? A może to raczej turystyka na koszt podatników?
Prezes IPN na walizkach – gdzie i za ile?
Już jako dyrektor Muzeum II Wojny Światowej (2017-2021) Nawrocki często podróżował. Nie ograniczał się jednak do Europy – w 2019 roku poleciał do Chin i Japonii na 12 dni, co kosztowało 88 tys. zł. Wisienką na torcie była jednak podróż do Nowej Zelandii i Australii, za którą podatnicy zapłacili 121 tys. zł. W sumie na jego wyjazdy w tym okresie wydano 463 tys. zł.
Podróże jako prezes IPN – misja czy przyjemność?
Gdy Nawrocki objął stanowisko prezesa IPN w 2021 roku, podróżniczy styl pracy pozostał bez zmian. Na liście jego wizyt znalazły się m.in.:
- Harare, Zimbabwe – wymiana archiwalna,
- Meksyk, Argentyna – spotkania z historykami i Polonią,
- Uzbekistan – projekty edukacyjne.
Tym razem rachunek zamknął się kwotą 326 tys. zł. Brzmi poważnie? To jeszcze nie koniec.
Krytyka i kontrowersje – czy Hawaje to centrum polskiej historii?
Gorzkich słów nie szczędził profesor Antoni Dudek, były przewodniczący Kolegium IPN: „Szuka się rozwiązań, żeby pod pretekstem działań w interesie polityki historycznej po prostu dobrze się zabawić. To jest oczywiste”.
Najwięcej kontrowersji wzbudziła podróż Nawrockiego na Hawaje, która trudno wpisać w ramy polityki historycznej. „Trudno sobie wyobrazić, że Hawaje były kluczowym punktem dla działań IPN” – dodał Dudek.
Głos w tej sprawie zabrał także Radosław Sikorski, który ironizował na temat podróży do Zimbabwe: „Chciałbym zapytać prezesa Karola Nawrockiego, jakie polskie sprawy można tam przy okazji załatwić”.
Z kolei Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS, bronił Nawrockiego, twierdząc, że jego podróże miały uzasadniony charakter i dotyczyły ważnych miejsc związanych z polską historią. Według Błaszczaka, Nawrocki odwiedzał m.in. kraje, w których znajdują się istotne archiwa historyczne oraz miejsca, do których trafili Polacy na skutek wydarzeń XX wieku. „Te wizyty są elementem dbałości o polskie dziedzictwo historyczne i w moim przekonaniu są uzasadnione” – podkreślił Błaszczak.
Gorzkich słów nie szczędził profesor Antoni Dudek, były przewodniczący Kolegium IPN: „Szuka się rozwiązań, żeby pod pretekstem działań w interesie polityki historycznej po prostu dobrze się zabawić. To jest oczywiste”.
Najwięcej kontrowersji wzbudziła podróż Nawrockiego na Hawaje, która trudno wpisać w ramy polityki historycznej. „Trudno sobie wyobrazić, że Hawaje były kluczowym punktem dla działań IPN” – dodał Dudek.
Głos w tej sprawie zabrał także Radosław Sikorski, który ironizował na temat podróży do Zimbabwe: „Chciałbym zapytać prezesa Karola Nawrockiego, jakie polskie sprawy można tam przy okazji załatwić”.
Łączny rachunek: 800 tys. zł – konieczność czy ekstrawagancja?
Gdy podliczymy wszystkie wyjazdy, suma 800 tys. zł robi wrażenie. To równowartość nowego mieszkania w Warszawie! IPN broni tych wydatków, podkreślając ich znaczenie dla budowania międzynarodowych relacji. Ale czy naprawdę każda z tych podróży była konieczna?
Podróże i polityka – czy Nawrocki szykuje się do wyścigu o prezydenturę?
Nie jest tajemnicą, że Nawrocki jest jednym z kandydatów Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta RP. Czy jego podróże to sposób na budowanie rozpoznawalności na arenie międzynarodowej? Wybory pokażą, ale jedno jest pewne – temat jego kosztownych wyjazdów jeszcze długo nie ucichnie.
Kto zapłacił za te podróże?
Podróże Karola Nawrockiego wywołują emocje. Czy to była konieczna misja, czy raczej luksusowy objazd świata na koszt podatnika? Opinie są podzielone, ale jedno jest pewne – wątpliwości dotyczące wydatków IPN na podróże będą jednym z głównych tematów w debacie o transparentności finansowania instytucji publicznych.