Polski publicysta i wyznawca islamu Piotr Ibrahim Kalwas przez 8 lat mieszkał w Egipcie, teraz żyje na Malcie. Fascynacja światem arabskim i religią islamską przełożyła się na jego model życia.
DW: Jak przechodzi się na islam?
Piotr Ibrahim Kalwas: Jak na każdą inną religię – to bardzo indywidualna sprawa. Od strony formalnej jest to wypowiedzenie muzułmańskiego wyznania wiary, a intencje to sprawa zupełnie prywatna.
DW: Co praktycznie zmienia się wtedy w życiu?
Piotr Ibrahim Kalwas: To jest różnie: jeden staje się neofitą, fundamentalistą i człowiekiem coraz bardziej zamkniętym na innych. To dosyć częste niestety. Ktoś inny zanurza się w świat mistycyzmu, sufizmu, jakiejś kontemplacji i medytacji.
Jeszcze ktoś inny – to przeważnie kobiety – robi to zupełnie formalnie i bez żadnych duchowych podtekstów, dla świętego spokoju, żyjąc z orientalnym mężem. Rodziny może tego nie wymuszają, bo nie ma takiego obowiązku w islamie, ale naciskają na kobiety. Czasami chrześcijanie albo żydzi przechodzą na islam, jeżeli chcą wejść w związek małżeński z muzułmaninem czy muzułmanką, i potem tej religii w ogóle nie praktykują. Niektórzy robią to z powodów politycznych.
DW: Co przekonało pana do tej religii?
Piotr Ibrahim Kalwas : To było bardzo dawno temu, przed 18 laty. Byłem wtedy innym człowiekiem. To była potrzeba wiary, Boga, zagubienie, poszukiwanie sensu życia. Takie rzeczy trochę banalne, ale i ważne. Chyba wszyscy ludzie, którzy konwertują na jakąś religię, mają jakieś cele i marzenia.
DW: Ale dlaczego islam, a nie np. buddyzm?
Piotr Ibrahim Kalwas : Nie odpowiem pani jednoznacznie. Nie wiem. To są problem z dziedziny duchowej, które trudno wyrazić słowami. Coś było takiego, co skierowało mnie do islamu. Decyzja przyjęcia jakiejkolwiek religii jest zawsze duchowym, irracjonalnym posunięciem, które trudno wytłumaczyć.
DW: Czy zna Pan wielu polskich konwertytów na islam?
Piotr Ibrahim Kalwas : Teraz nie znam, kilkanaście lat temu w Warszawie znałem kilku, teraz utrzymuję z nimi sporadyczne kontakty. Natomiast wiem, że islam w całej Europie przyjmuje teraz wielu młodych ludzi i także w Polsce to zjawisko narasta. Mieszkam od ponad 12 lat poza Polską, a poza tym niespecjalnie mnie ciągnie do jakiejkolwiek wspólnoty, ani muzułmańskiej, ani żadnej innej.
Obserwuję, co młodzi muzułmanie wypisują na swoich forach czy pokazują na YouTubie. Dostrzegam dużo więcej agresywności wśród tych młodych ludzi, niepokojącego fundamentalizmu. Mam nadzieję, że odpowiednie służby mają na to oko.
DW: Islam jest religią, którą chce misjonować i resztę świata uważa za niewiernych…
Piotr Ibrahim Kalwas : Teoretycznie tak, chociaż to zależy od szkoły i od samego muzułmanina i jego oglądu świata. Ale rzeczywiście, islam dzieli świat formalnie na wiernych i niewiernych. W chrześcijaństwie zresztą tak samo mówi się o ludziach, którzy są poza Kościołem, i dogmat mówi, że nie będą zbawieni.
W islamie ludzi niemuzułmanów traktuje się nawet podświadomie jako tych niewiernych, gorszych. Muzułmanin traktuje niemuzułmanina jak kogoś, komu trzeba pomóc i go nawrócić.
Kiedy opowiedziałem jednemu znajomemu, że umarła mi babcia i on się tym strasznie przejął. Bardzo mnie to zdziwiło, bo on jej w życiu nie widział, ale potem w rozmowie okazało się, że on to tak strasznie przeżywał, bo żałował, że nie umarła jako muzułmanka.
DW: W Europie, w powszechnym mniemaniu największe zagrożenie występuje właśnie ze strony muzułmanów. Faktem jest też, że w Europie jest ich coraz więcej. Dlaczego ludzie tak się ich boją?
Piotr Ibrahim Kalwas : Przeciętny człowiek, Europejczyk patrzy na fakty, na to, co się dzieje, co widzi w mediach, na przykład na zamachy terrorystyczne. A kto je robi? Wiadomo. Ale faktem jest, że problemy dotyczące wspólnot imigranckich w Europie to problemy związane przede wszystkim z muzułmanami: z przemocą wobec kobiet, przemocą na tle fundamentalizmu, nietolerancją. Lęk ten wzmógł się jeszcze w okresie ostatnich 2-3 lat w związku z ogromnym napływem muzułmanów po arabskiej wiośnie, po wojnie w Syrii, Libii.
Jest to także lęk przed ludźmi, którzy żyją zupełnie inaczej, według innych kanonów obyczajowych, kulturowych i się słabo integrują. Gdy patrzy się w Europie na dzielnice zamieszkałe w przeważającej części przez muzułmanów, to widzi się, że są one najsłabiej zintegrowane.
DW: Co pana zdaniem jest największą przeszkodą w integracji?
Piotr Ibrahim Kalwas : Religia i jej wykładnia, która nie przystaje do kultury europejskiej. To nie dotyczy tylko fundamentalistów, tylko większości przeciętnych muzułmanów. Większość tych, którzy przyjechali do Europy, to ludzie prości, niewykształceni. To są ludzie mocno zanurzeni w religijnym postrzeganiu widzeniu świata, kosmosu. W Europie tak się nie myśli. Oni dzielą świat na wiernych – niewiernych, na świat haram i halal, czyli zakazanego i dozwolonego. Są tak wychowani. Nie znaczy, że są źli z gruntu, bo nie są, Jest to tylko u nich mocno zakodowane w psychice. Przybywając do Europy, nie pozostawiają tych swoich nawyków i wizji świata na granicach Unii Europejskiej. Oni je przywożą ze sobą. Dlatego mają problem z integrowaniem się później w po oświeceniowej Europie, która jest zlaicyzowana, otwarta, tolerancyjna i liberalna. Nasza cywilizacja galopuje, natomiast ich cywilizacja stoi w miejscu, a tym samym się cofa.
DW: Czyli nie ma co żywić nadziei na to, że ludzie mieszkający w jednym kraju, pod jednym dachem, których dzieli religia, będą w stanie się dogadać?
Piotr Ibrahim Kalwas: Niekoniecznie. Jest dużo pozytywnych przykładów, również w Niemczech, muzułmanów, którzy się znakomicie zintegrowali. Tylko ci, którzy po części urodzili się już w Niemczech, są z sekularyzowanymi muzułmanami. Oni nie porzucili swojej religii, tylko trochę jak chrześcijanie w Europie, traktują religię jako sprawę prywatną. Dostosowali się do sposobu życia na zachodzie.
DW: W Niemczech religia jest czymś ważnym, ale nie ma charakteru politycznego i o niej nikt publicznie nie mówi. Każdy ją uprawia w zaciszu swojego dywanika i ołtarza.
Piotr Ibrahim Kalwas : Religii nie narzuca się nikomu formalnie. Podobnie jest w innych zachodnich krajach. Muzułmanie się integrują i będą się integrować, ale będzie to mniejszość tych, którzy tu przybywają. Będzie to ta mniejszość, która upodobni się w praktykowaniu islamu do Europejczyków wyznających katolicyzm czy protestantyzm.
W islamie jest inny problem: jest to religia holistyczna, całodobowa, obejmująca każdy aspekt życia. Z punktu widzenia dogmatów i doktryn religijnych islamu wyznawca, który spycha tę religię w prywatność, staje się heretykiem. Islam to jest coś, co się praktykuje non stop: to wolno – tego nie wolno, to wolno jeść – tego nie wolno, z tą osobą mogę się spotkać – z tą nie, to mogę wypić – tego nie mogę, to mogę dotknąć – tego nie, tej muzyki mogę słuchać – tej nie. To jest bezustanne pilnowanie się. Muzułmanin, który naprawdę chce praktykować islam, to ktoś, kto praktykuje go bez przerwy, z pełną świadomością haram i halal.
DW: To ja zapytam przewrotnie: i pan sam też tak żyje?
Piotr Ibrahim Kalwas : Nie, nigdy tak nie żyłem. Może na samym początku, w pierwszych miesiącach, w pierwszym roku, w takim afekcie neofity. Ale nie mam takiej konstrukcji psychicznej, żeby stać się poddanym, bo to jest poddaństwo. Ale większość muzułmanów, np. w Egipcie, gdzie żyłem przez 8 lat, tak właśnie żyje. To są na co dzień normalni ludzie, funkcjonujący w społeczeństwie, którzy przez cały czas mają gdzieś z tyłu głowy to poczucie obecności siły wyższej, która ich obserwuje. Tak jest właściwie w każdej religii, ale w chrześcijaństwie od czasów średniowiecza już nikt nie myśli, że stoi za nim anioł, jeden i drugi, i patrzy na jego czyny. W cywilizacji islamu to jest wciąż żywe. Stąd rodzi się w ludziach wieczne poczucie winy. Ze strachu przed bóstwem ludzie boją się przemyśleć niektóre rzeczy do końca, bo boją się przekroczyć jakieś granice. To różni ludzi orientu i zachodu.
DW: Chętnie opuścił pan Egipt?
Piotr Ibrahim Kalwas:Z jednej strony tak, a z drugiej strony tęsknię za tym krajem, ale musieliśmy wyjechać. Napisałem moją książkę "Egipt: haram halal”, bardzo kontrowersyjnie ocenianą przez wielu muzułmanów i niemuzułmanów. Ale przede wszystkim dlatego, że coraz intensywniej zacząłem pisać dla polskich mediów o realiach egipskich, o religii i polityce, bo to jest tam splecione ze sobą, i zacząłem się po prostu trochę bać. Póki co pisze po polsku, więc mało kto to rozumiał w Egipcie, ale jednak. Dyskutowano o tym na różnych forach muzułmańskich, a w globalnym świecie to się roznosi błyskawicznie. Dwa lata temu, kiedy wyjeżdżaliśmy na Maltę, bardzo wielu dziennikarzy zostało wydalonych z Egiptu w trybie natychmiastowym. Postanowiliśmy więc dla pewności wyjechać na spokojnie. To były względy polityczne.
Bycie dziennikarzem w krajach muzułmańskich, szczególnie kiedy nie ma się akredytacji jak ja, będąc tylko obserwatorem świata i pisarzem, to nie jest łatwe zadanie. To są kraje, gdzie cenzura polityczna, policyjna i obyczajowa jest bardzo silna. A ja nie chciałem pisać tylko o kuchni i kurortach.
REDAKCJA POLECA