Szukaj w serwisie

×
18 września 2020

Radek Wiśniewski: Buddy Guy, czwarty z tych wielkich i ostatni

Radek Wiśniewski

Radek Wiśniewski

B.B. King, John Lee Hoker, Muddy Waters i czwarty z tych wielkich, ostatni, by użyć buddyjskiej terminologii - dzierżyciel oryginalnej linii przekazu - Buddy Guy. Facet, całe życie ciężko tyrał, przebywał koło wielkich kolesi, nawet z nimi grał, ale jakby w cieniu i na dobre wypłynął mocno po 50-tce.

 

16 września były urodziny B.B. Kinga, który formalnie jak wiadomo od jakiegoś czasu nie żyje. Rano pomyślałem, sprawdzę kto się jeszcze, kiedy urodził. John Lee Hoker, wiem, Muddy Waters, też wiem, B.B. King wiem, ale czwarty z tych wielkich i ostatni, by użyć buddyjskiej terminologii - dzierżyciel oryginalnej linii przekazu - Buddy Guy? No i bęc.

Okazało się, że urodził się w tym samym dniu co ja, 30 lipca, tyle że w 1936 roku. Cieszę się od samego rana i słucham jednego z najlepszych bluesów ever, a do tego w najlepszym wykonaniu. Takiego wykonania "Five long years" jak Buddy Guy nie zrobił nikt.

Nagranie pochodzi z płyty "Damn right I've got the blues" z roku 1991. Buddy Guy miał za sobą już wówczas nagranie 31 (słownie; trzydziestu jeden) płyt w różnych składach. Ale dopiero ta, wydana w momencie, kiedy miał grubo powyżej 50 lat wyniosła go tam, gdzie było jego miejsce od zawsze, zaraz obok tych największych - wymienionych w początku mojej notatki.

Pamiętam, że kiedy pomieszkiwaliśmy z Krzywym w Krakowie, to mieliśmy podział na kasety na poranek i wieczór. Na wieczór puszczaliśmy sobie w rozpadającym się mieszkaniu po Suchockim na Berka Joselewicza Mike'a Sterna "Standards and other songs", a o poranku właśnie "Five long years" które otwierało kasetowe wydanie przełomowego albumu Buddy'ego Guya.

Dzisiaj myślę sobie tak. Że zawsze najbliżej mi było do Johna Lee Hookera, bo on nie za bardzo umiał grac i śpiewać a jednak stał się sam bluesem. I tak się pocieszałem, że ja też nie umiem grać ani śpiewać, ale inaczej nie umiem. To może to kiedyś da swoje efekty. Śnił mi się kilka razy Muddy Waters, który pokazywał mi jak grac rurką solówkę na jednej stronie i mimo wszystko czynić ją ciekawą. On wiedział jak to się robi. jak kto nie wierzy niech posłucha "They call me Muddy Waters" w wersji live.

A tymczasem może natchnieniem powinien być dla mnie facet, który całe życie ciężko tyrał, przebywał koło wielkich kolesi, nawet z nimi grał, ale jakby w cieniu i na dobre wypłynął mocno po 50-tce.

Mam 46 lat. To naprawdę daje mi nadzieję, że jeszcze coś ze mnie wyrośnie.

 

Radek Wiśniewski

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: