Dariusz Stokwiszewski
Opierając się na tym, co wydarzyło się podczas ostatnich wyborów proponuję, abyśmy się wszyscy poważnie zastanowili nad tym, dlaczego populizm, zwyczajne chamstwo, obłuda i prostactwo wygrały
Opierając się na tym, co wydarzyło się podczas ostatnich wyborów proponuję, abyśmy się wszyscy poważnie zastanowili nad tym, dlaczego populizm, zwyczajne chamstwo, obłuda i prostactwo wygrały.
Z jednej strony mamy taką oto sytuację, że w mediach społecznościowych głównie, ale nie tylko, przebija się antypisowska retoryka i krytyka działań tej destrukcyjnej partii, co słychać też na „ulicy”. Każdy, kto ma rozum widzi, że „szaleństwo tej władzy” stało się trwałym sposobem na rządzenie oraz manipulację nami, społeczeństwem. Z drugiej, pozycja owego szaleństwa umacnia się nie tylko w realu, ale także w polskich sercach i umysłach. Nie utożsamiam tego z naszą akceptacją; ot po prostu, coś zapada w ludzką świadomość i na długo tam pozostaje. To aberracja lub jak kto woli - odlot! Trzeba nam chyba tego, abyśmy zajrzeli w głąb własnych umysłów i dokonali pewnego rachunku sumienia, który odsłoni nam samym nasze wnętrza. Tak więc bardziej chodzi mi tutaj o pobudzenie nas wszystkich do konstruktywnej refleksji niż do „obnażania się” z tego, czego byśmy mówić nie chcieli.
To, jaka jest dzisiejsza rzeczywistość każdy widzi i choć postrzega ją często różnie, to gdzieś w duszy wie, że robi tak czy inaczej dlatego, że …, i tutaj całe mnóstwo różnych tłumaczeń mających uspokoić nasze sumienia, które w ten sposób stają się „czyste”, bo nieużywane! „Sprzedaję się” temu bądź owemu, ale mam swój powód: muszę utrzymać pracę, boję się o swoje dzieci, nie chcę być wytykany palcami, jako mąciciel, chcę, aby mnie lubili, nie mogę odmówić, bo mi głupio, gdyż oni dali mi zarobić etc. Tuż po tak odprawionej pokucie czujemy się już lepsi, bardziej oczyszczeni i usprawiedliwieni. No dobrze; wstęp trochę nudny, ale chyba potrzebny.
To fragment postu (jest ich więcej) znajomego z FB – Marka M.: „(…) Jako zwykły obserwator powiem tylko, że w Polsce i innych krajach przejęli inicjatywę ludzie intelektualnie zaniedbani (wyborcy i wybrani). Za stan narodu i państwa powinni zawsze odpowiadać mądrzejsi, ale w Polsce ich aktywność społeczna i wyobraźnia totalnie zawiodła. Nawet dzisiaj ich uczestnictwo w życiu narodu jest symboliczne. A więc na kim ten naród ma się oprzeć? Kto ma ten naród pogodzić? Kto ma ten naród przekształcić również w sprawne, mądre społeczeństwo? Kto ma wskazać polskiemu Kościołowi jego właściwe miejsce w państwie? Na pewno nie ‘inteligencja uśpiona’. Naszym największym grzechem jest nasza aspołeczność! (…)”.
I drugi, Ewy: „(…) Czytałam niedawno artykuł o prof. Sadurskim, który chce powołać coś na kształt obywatelskiego Trybunału Stanu, oskarżając kamarylę Kaczyńskiego, a jego za sprawstwo kierownicze i myślę, że to nie jest zły pomysł. Wszak TS dla tych zdrajców nie doczekamy się nigdy, bo ‘polityczni pomagierzy’ wymienią się tylko stołkami. Tak naprawdę nic się nie zmieni (…)”! Ileż w tym prawdy…?!
A zatem ad rem (czyli do rzeczy)! Nie jest moim zamiarem opisywanie przeszłości ani teraźniejszości, bo i ja i inni robimy to na co dzień. Zamierzam zastanowić się na tym, co należy zrobić, aby tę ostatnią zmienić na normalność. Zasadnym jest zatem ustalenie tego, przy pomocy jakich narzędzi i środków. Zapyta mnie ktoś co mam na myśli pisząc to, na dodatek w jakiś zawiły, być może naukowy sposób. Nie, to tylko z pozoru jest tak skomplikowane.
Sytuacja w Polsce jest następująca: mamy dwie partie, kilkanaście małych niewiele lub nic nie znaczących, potem długo, długo nic i zwoływane ad hoc wszelakie manifestacje, marsze, protesty etc. I jak się w tym nie zagubić? Scena polityczna Polski wygląda tak, jak sytuacja z okresu dwudziestolecia międzywojennego tj. II RP. Nie zapominam tu jednak o inicjatywie tzw. „Ruchów ulicznych”, będących ogromną wartością dodaną w naszej rzeczywistości. I tu przejść chciałbym do meritum. Polaków jest około 38 mln; jesteśmy pod tym względem w czołówce największych państw UE. Czy w ślad za tym, tak wielkie jest także nasze znaczenie w tej wspólnocie? Od trzech lat, już niestety nie! Dlaczego? Wiemy; rządzą nami ludzie nienawidzący nie tylko UE, ale każdego, kto nie jest z „nimi na froncie walki w niszczeniu państwa polskiego”! Polska zaczyna się już nie tylko nam jawić, jako eklektyczne „połączenie” (a to już sprzeczność sama w sobie) komunizmu z narodowym socjalizmem o odchyleniu faszystowskim (parasol ochronny władzy nad środowiskami nacjonalistów).
*
Jaką zatem drogę wybrać i środki podjąć, by do Polski powróciła normalność? Abyśmy ponownie stali się państwem szanowanym i znaczącym, nieobśmiewanym od Wschodu po Zachód! To jest najistotniejsza kwestia, którą poddaję pod rozwagę w tym tekście, ale nie zostawiam was samych sobie, i podaję pewne konkrety niezbędne do zajęcia przez was stanowiska. Otóż w tak dużym kraju, jak nasz Polską rządzą dwie partie, każda po około 30 – 40 tysięcy ludzi. Na ich czele stoją ci sami co 20, 30 lat temu ludzie. Czy nie jest zatem tak (jak stwierdziła już powyżej Ewa), że obie te partie (plus PSL, ale to specyficzna grupa) są najbardziej zainteresowane w utrzymaniu obecnego status quo?! Potraktujcie to pytanie, jako coś, co ma istotne znaczenie dla przyszłości naszego kraju i zastanówcie się nad tym, czy tak być powinno ¬– może uznacie, że tak. Oczywiście naiwnością jest sądzić, że polityka bez partii jest możliwa i to nie dlatego, że jest tak potrzebna, ale dlatego, że politycy nie odpuszczą. Jednak czy nie należałoby sceny politycznej odświeżyć z zaszłości i naleciałości tamtej jeszcze epoki?!
Nie bez kozery wspomniałem o ruchach ulicznych i bezinteresownej działalności wielu przyzwoitych ludzi, z których wielu znam osobiście. Kto, jak nie oni organizował wiece i manifestacje pod SN, czy Sejmem i Senatem, w których sam brałem udział? To nie partie, choć przywódcy „wpadali tu na sweet focię”, aby oddalić się następnie do swych parlamentarnych obowiązków – głównie wywiadów na sejmowym/senackim korytarzu! To oni, ci z ulicy powinni zostać docenieni, znaleźć miejsce w polityce i mieć wpływ na jej kształt. Formy tego wpływu, to rzecz wtórna w tym momencie.
Nie chcę więcej pisać, aby nie zniechęcać do lektury osób nieprzepadających, za taką jak tą formą publicystyczną, ale dodać muszę rzecz jedną. Już od dawna moje duże zdziwienie budzi pewna rzecz. Kiedy się samemu uczestniczy w ulicznych pochodach czy protestach, to na myśl przychodzi najpierw refleksja, a po niej pytanie. Ta pierwsza dotyczy tego, że w tych wydarzeniach większość stanowią ludzie spoza Warszawy. To pytanie już nasuwa się samo: dlaczego tak się dzieje? Niech mi wybaczą Ci wszyscy, którzy są „duszą” tych działań, ale czy nie byłoby lepiej i skuteczniej, gdyby więcej mieszkańców stolicy zechciało pokazać to, jak bardzo kochają swoje miasto? Bo, tego, że kochają jestem pewien! Stańmy się bardziej aktywni, a wszystko może powrócić jeszcze do względnej równowagi!
Dariusz Stokwiszewski