Roman Giertych
A gdyby tak sąd ukarał mnie pracą społeczną w wymiarze jednej godziny miesięcznie polegającą na pomocy prezesowi w dochodzeniu do prawdy?
Dziś tzw. prawicowe media ogłosiły z lubością, że Policja min. Błaszczaka skierowała do sądu wniosek o ukaranie mnie za głośną imprezę na urodzinach mojej żony.
Ponieważ publicznie wyraziłem już samokrytykę teraz czas na wniosek o samoukaranie.
Świadomy zbrodniczości mojego czynu i drżąc przed rujnującym mnie mandatem, postanowiłem zaproponować Policji karę w postaci pracy społecznej.
Zastanawiałem się jaką mógłbym pracę wykonać, tak aby społeczeństwo, rząd i partia rządząca odnieśli największą korzyść. I wreszcie wpadłem na pomysł.
A gdyby tak sąd ukarał mnie pracą społeczną w wymiarze jednej godziny miesięcznie polegającą na pomocy prezesowi w dochodzeniu do prawdy?
Gdyby sąd ukarał mnie takimi pracami to stawałbym co miesiąc obok niego (nawet bez drabinki) i mówiłbym całą prawdę. Przecież Policja wyrok sądu by uszanowała i przez zasieki, kordony i szpalery dopuściłaby mnie do boku Najczcigodniejszego! I w ten sposób społeczeństwo zyskałoby prawdę, prezes pomoc w dotarciu do niej, partia rządząca zaoszczędziłaby na drabince, a ja odpokutowałbym swoje winy. Same zyski!
Aby podkreślić moją skruchę przypominam ponownie samokrytykę z czerwca br.
Samokrytyka
Ja, Giertych Roman syn Macieja i Antoniny powalony brutalnymi faktami ujawnionymi dziś przez media (pół Teleexpressu poświęcono moim zbrodniom) postanowiłem ze skruchą przyznać się do winy i dokonać publicznej, dalszej autodenuncjacji.
Tak, przyznaję, że w dniu 23 czerwca roku bieżącego dopuściłem się zorganizowania imprezy w moim ogrodzie. Impreza odbyła się w przededniu wigilii połowinek pomiędzy miesięcznicami. Podczas przyjęcia zamiast marszów patriotycznych, żałobnych oraz pieśni wojskowych grano piosenki płoche, trzpiotne i cudzoziemskie.
Przechodzę tutaj do kolejnego wyznania, które przychodzi mi z ogromnym trudem, ale rzeczywistość jest właśnie taka.
Podczas przyjęcia serwowano... alkohol. Nikt go w prawdzie nie nadużył, ale zdaję sobie sprawę ze złego przykładu, który rozsiał się wobec okolicznej ludności znanej z tego, że o podobnych używkach dowiaduje się jedynie z reklam w TVP.
Z jeszcze większym wstydem przyznaję, że podczas imprezy goście śpiewali "Sto lat", jakby nie wiedzieli, że tego typu życzenia w dobie obniżenia wieku emerytalnego są czystym przejawem braku propaństwowej postawy zachęcającym do nieodpowiedzialnego obciążania długim wiekiem ZUS-u.
Nadto podczas całej, długiej imprezy nikt nie krzyczał "Jarosław, Jarosław", ani nie żądał ujawnienia żadnej ukrytej przez wrogów prawdy.
Roman Giertych