Szukaj w serwisie

×
22 lutego 2016

Podniebne slumsy w Hongkongu. [Video]

Chodząc ulicami Hongkongu mało kto domyśla się, że na szczytach apartamentowców istnieje całkiem inny świat. Slumsów z ulicy  nie widać, można je zobaczyć tylko z okien drapaczy chmur i dachów innych wieżowców.

Hongkong to miasto, które cierpi nie tylko na brak przestrzeni, ale przede wszystkim uporządkowanej polityki zagospodarowania przestrzennego, musi się zmagać z jeszcze jednym problemem – podniebnymi slumsami.

 


Rząd nie ma pojęcia, ile tak naprawdę istnieje domów na dachach apartamentowców i ile zamieszkuje je osób. Szacuje się, że w podniebnych slumsach żyje od kilku do kilkudziesięciu tysięcy ludzi, zarówno rodowitych mieszkańców Hongkongu, jak i emigrantów z Pakistanu, Nepalu czy Chin kontynentalnych.

W slumsach, które ze swoją plątaniną wąskich przejść przypominają typowe chińskie wioski, żaden materiał się nie marnuje, a plastik, blacha czy karton czasem są wzbogacane nawet cegłami. Największym problemem jest tu cieknąca woda, karaluchy, szczury i moskity. Jeśli dodamy do tego brak klimatyzacji, co powoduje upiorny wręcz upał, mamy pełen obraz tego piekła w środku miasta.

Komu miejscówkę na dachu?

Nielegalne mieszkania na dachach, których powierzchnia waha się od 9 d 28 m kw. są przedmiotem handlu, a na czarnym rynku osiągają wartość ok. 20 tys. złotych. Zważywszy, że mieszkanie „legalne”, o tym samym metrażu kosztuje w Hongkongu ok. 400 tys. zł, to decyzja o pozostaniu na dachu wydaje się w wielu przypadkach oczywista.

Nikt nie prowadzi rejestru osób zajmujących te nietypowe slumsy. Według słów Sze Lai-shan, pracownika socjalnego, rząd nie ma pojęcia o całej sytuacji i nie ma zamiaru tego zmienić. Powód jest jeden – brak pomysłu na zakwaterowanie mieszkańców slumsów. „Nie chcą mieć na ulicach więcej bezdomnych, więc pozwalają im mieszkać na dachach” – powiedział Lai-shan, który pracuje w środowisku lokatorów slumsów.

 


Prywatni inwestorzy nie mają już takich sentymentów – jedna z wiosek na szczycie 10-piętrowego budynku Hoi On w dzielnicy Tai Kok Tsui już obecnie nie istnieje. W 2010 roku deweloper wyeksmitował ponad 100 nielegalnych lokatorów płacąc im od 10 do 100 tys. miejscowych dolarów (4 – 40 tys. złotych), by przenieśli się do mieszkań komunalnych. Wielu mieszkańców odmówiło wyprowadzki, zatem dwa pożary, które wkrótce wybuchły, nie mogły być przypadkowe. Ostatni pożar, który miał miejsce w 2011 roku, nawet przez strażaków został uznany za podejrzany.

Trzy dekady w slumsach

Jednym z mieszkańców Hoi On był 57-letni Yu Wing-hong, który na dachu mieszkał przez 30 lat. Na apartamentowcu zbudował sobie piętrowy dom z kuchnią i stylową łazienką. Jak twierdzi, mieszkał w slumsach z wyboru. Proponowano mu kiedyś zamieszkanie w komunalnym bloku na wyspach, ale za nic nie wyprowadziłby się z Hongkongu. „Wolałbym umrzeć niż zamieszkać na wyspach. Musiałbym się nauczyć od nowa układu miasta, a koszty komunikacji miejskiej zjadłyby mi całą pensję” – powiedział Yu. Taki sam stosunek do przeprowadzki mieli pozostali mieszkańcy.

 


W całym Hongkongu ponad 300 tys. ludzi oczekuje na mieszkania komunalne, a każdego roku jedynie 15 tys. lokali jest oddawanych do użytku. W tej sytuacji niewiele osób ma szansę na legalne zakwaterowanie, a ci, którym się oferuje budowane tu betonowe klitki, wolą pozostać na dachu zasilając tę dość specyficzną szarą strefę.

 

 

Źródło: Wp.pl



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję