Szukaj w serwisie

×
20 października 2015

Debata Kopacz-Szydło nie zmieniła politycznych nastrojów w społeczeństwie (opinie)

Telewizyjne starcie Ewy Kopacz i Beaty Szydło nie zmieniło politycznych nastrojów w społeczeństwie ani nie wskazało, kto wygra wybory. Obie kandydatki opanował strach, skupiały się na defensywie, a nie na konkretach - oceniają Hanna Lis, Konrad Piasecki, Sławomir Jastrzębowski, Michał Karnowski, Mikołaj Wójcik i Eryk Mistewicz.

Wczorajszą debatę premier Ewy Kopacz i posłanki PiS podzielona na trzy rundy - bloki tematyczne dotyczące gospodarki i spraw społecznych, spraw zagranicznych i obronności oraz polityki i ustroju. W każdym przewidziano czas na trzy pytania dziennikarzy oraz po jednym pytaniu wzajemnym dla Szydło i Kopacz. W ostatniej części obie kandydatki podsumowały debatę i zaapelowały do wyborców o głos. Pytania w debacie zadawali Justyna Pochanke, Dorota Gawryluk i Piotr Kraśko.

Eksperci chwalą nienarzucającą postawę dziennikarzy, krytykując jednocześnie ustaloną przez sztaby formułę debaty, w której dziennikarze zostali sprowadzeni jedynie do roli odczytujących pytania. Zdaniem niektórych ekspertów, zablokowanie możliwości dopytywania umożliwiło kandydatkom unikanie odpowiedzi na pytania, co w pewnym momencie stało się - ich zdaniem - męczące i nudne.

- Póki politycy nie uwierzą, że z dziennikarzami można poważnie debatować i traktować ich jak partnerów, a nie osaczać tysiącem ograniczeń, to debaty będą tak wyglądały. - mówi Konrad Piasecki z RMF FM. - Taka formuła debaty jest fatalna. Dziennikarze jedynie zadają pytania, (..) dziennikarz nie ma prawa do riposty, dopytania, czy sprowadzenia na odpowiednią ścieżkę - zaznacza.

Prawicowy publicysta Michał Karnowski, dostrzegł zdenerwowanie u obydwu kandydatek. Debatę ocenia, jako nudną, ponieważ zarówno Ewak Kopacz jak i Beata Szydo skupiły się na defensywie i nie udzielały konkretnych odpowiedzi. Jego zdaniem audycja nie będzie miała żadnego wpływu na wynik wyborów, choć uważa, że starcie wygrała Beata Szydło.

- Pokazała się, jako liderka debatująca na politycznych szczytach. Dla osoby aspirującej do władzy to jest zawsze plus. Miała też nieco więcej celnych ripost, w tym najlepsze zdanie debaty: „Pani ogląda Polskę zza szyb pędzącego pendolino, a ja jestem w miejscowościach, gdzie żaden pociąg nie dojedzie, bo zlikwidowano tory”. Złe wrażenie robił też pewien brak klasy Ewy Kopacz - przerywanie wbrew zasadom. No i ta nieznośna płynność. Nagle pojawiają się „prawa kobiet”, nagle to staje się jakimś tematem. Podobnie wyciągnięta nagle konstytucja PiS - konia z rzędem temu, kto zrozumiał, o co tu chodzi - stwierdza Karnowski.

- Za sprytne można uznać zwracanie się przez Szydło do Ewy Kopacz per „pani przewodnicząca”. Pani premier próbowała się ratować mówieniem o „pryncypale” czy „szefie” Szydło oraz zwrotami „pani poseł”, ale była w tym wyjątkowo niekonsekwentna. Dobry był też końcowy komentarz odwołujący się do prezydenta Andrzeja Dudy i obietnica wspólnej z nim pracy. W mojej ocenie końcowe wystąpienie Ewy Kopacz było bardzo blade, trudno było z niego wyłowić jedno zdanie do zapamiętania - dodaje Michał Karnowski.

- Wystąpienie Beaty Szydło było znakomitym wystąpieniem wiecowym, w którym padły kolejne obietnice. - uważa z kolei Hanna Lis, dziennikarka Telewizji Polskiej - Język premier Ewa Kopacz był bardzo hermetyczny, wspominała ona o rzeczach, które dla przeciętnego wyborcy są kompletnie niezrozumiałe - dodaje.

- Kiedy jedna z kandydatek obiecuje: „będziecie mieć wcześniejsze emerytury, 500 zł na dziecko, damy wam mieszkania za 2,5 tys. zł”, a druga mówi o „rozchwianiu finansów publicznych” albo o „regule wydatkowej”, to ten dyskurs nie może oprzeć się o jakąś sensowną wymianę zdań. Wyborca dostał obietnicę wcześniejszej emerytury i „rozchwianie finansów publicznych” - wskazuje Hanna Lis.

- Po debacie ktoś zatweetował, że Jarosław Kaczyński i Donald Tusk zrobili wszystko, żeby wyborcy za nimi zatęsknili. Trudno się z tą prześmiewczą opinią nie zgodzić, bo to nie był spektakl Kaczyński-Tusk, tylko do bólu przewidywalne widowisko. Przewidywalne było, że kandydatka PiS rozwinie stary „dobry” zwyczaj Jarosława Kaczyńskiego, który nigdy nie tytułował Donalda Tuska „premierem”. Dzisiaj się okazało, że pani premier jest dla Beaty Szydło „przewodniczącą”. Jest to pewien sposób na wciśnięcie przeciwnika w kąt, choć trudno mi sobie wyobrazić, żeby Ed Miliband mówił do Davida Camerona „chairman”, a nie „mister prime minister” - ocenia Hanna Lis.

- Obie panie były dobrze przygotowane, ale nie odpowiadały na pytania dziennikarzy i te zadawane sobie nawzajem. - ocenił szef działu Polityka serwisu „Fakt” Mikołaj Wójcik. - Wczorajszą debatę musiała wygrać Ewa Kopacz, bo to ona musi przekonywać wyborców niezdecydowanych o tym, że Platforma Obywatelska jest godna, żeby zaufać jej jeszcze raz. Myślę, że ci, którzy zastanawiali się nad poparciem PiS podjęli już decyzję, ich wśród niezdecydowanych jest niewielu - analizuje Wójcik.

- Prawda jest taka, że dla obiektywnego obserwatora rozstrzygnięcia być nie mogło - ocenia Wójcik. - Debatę wygrywa się wtedy, gdy zostawia się u niezdecydowanego wyborcy przekonanie, że dowiedział się czegoś nowego. Tutaj tak nie było. Za to obiektywny obserwator zauważył, że na żadne pytanie nie padła konkretna odpowiedź - dodaje.

Zdaniem Mikołaja Wójcika, starcie Kopacz i Szydło było ekspresyjne, ale nieciekawe. W jego opinii Polacy nie dowiedzieli się niczego nowego, więc wystąpienie kandydatek nie pomoże im w decyzji przy urnach wyborczych.

 

Źródło: Wirtualne Media



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję