Wieść, że zostaniesz mamą to najczęściej szok. Nawet jeżeli staraliście się o nowego członka rodziny to taka informacja zawsze zwala z nóg Ciebie i ojca dziecka. Pozytywne odczucia, które z czasem przysłaniają jednak początkowy strach, dostarczają mnóstwa endorfin i wierzcie mi, będziecie wracać wspomnieniami do czasu ciąży. Jak najlepiej zachować te piękne momenty? Swoją historię opowie Justyna.
Będę mamą! Będziesz tatą!
O tym, że zostanę mamą dowiedziałam się w marcu. W tajemnicy przed mężem zrobiłam sobie test, aby mieć pewność, bo symptomy ciąży zauważyłam już wcześniej.
Wynik? Pozytywny, bo za taki uznałam fakt przyszłego, przepraszam, obecnego macierzyństwa. Mój mąż również zareagował dobrze. Zwykle to on dawał mi prezenty na dzień kobiet, ale tym razem, 8 marca coś podarowałam mu ja. Para małych bucików wprawiła męża w osłupienie, ale gdy dotarło do niego co oznacza takie symboliczne obuwie, przytulił mnie z radością.
Natychmiast zaczął wszystko planować. Układał listę rzeczy niezbędnych dla dziecka i dla mnie.
Przez jakiś czas czułam się lekko tym przytłoczona, choć oczywiście cieszyłam się z zaangażowania męża. Niedawno skończyliśmy 30 lat, wielokrotnie rozmawialiśmy o dziecku, udało się i to było teraz najważniejsze, ale... musiałam sobie znaleźć zajęcie, bo mąż chciał wyręczać mnie we wszystkim.
W wirze zajęć i radości
Podczas, gdy mój mąż skupiał się na zakupie fotelika, wózka, łóżeczka, zabawek i malowaniu pokoju, ja mogłam zająć się czytaniem poradników dla przyszłych mam, lecz i to wkrótce przestało mi wystarczyć. Chciałam pomagać mężowi, ale ten wpadł w wir pracy nad najlepszymi warunkami dla dziecka.
Zaczęłam zastanawiać się co chciałabym kiedyś pokazać nowemu członkowi rodziny. Właściwie członkini, bo okazało się, że będziemy mieli dziewczynkę.
Chciałam jej kiedyś opowiedzieć jak tata przygotowywał dla niej miejsce, ile pracy w to wkładał, musiałam pokazać ten wyjątkowy czas oczekiwania. Dlatego zaczęłam po prostu fotografować. Męża, siebie i różne rzeczy. Tak się w to zaangażowałam, że powstało kilkaset zdjęć, które powoli przestały mieścić się mi na karcie i telefonie.
Odpowiedni czas, odpowiednie miejsce
Zaczęłam szukać miejsca na te fotografie. Zaczęłam tworzyć fotokalendarz, a pierwszą fotografią, którą w nim umieściłam była uśmiechnięta twarz męża z małymi bucikami w dłoni - dokładnie z 8 marca, gdy dowiedział się o dziecku.
Całe 12 kartek kalendarza wypełniłam zdjęciami rodziny i najbliższych przyjaciół. Zawsze robiłam im zdjęcie, gdy mówiłam o dziecku - każdy otrzymywał te symboliczne, małe buciki. Z zebranych tak fotografii stworzyłam fotokalendarz, na którym widniały zdziwione, ale szczęśliwe twarze bliskich. Zawiesiłam to na ścianie w pokoju małej, aby po narodzinach mogła oswajać się z nowymi twarzami na tym nowym dla niej świecie. Najpierw tata, bo mnie mała miała na co dzień, a on dużo pracował. Później dziadkowie, wujkowie i przyjaciele. Może mała ich kojarzyła, może nie, ale chciałam, aby czuła, że najbliżsi są przy niej... czuwają. Co ciekawe, kalendarz nie musiał rozpoczynać się w styczniu. Początek ustanowiłam na listopad, czyli miesiąc, w którym miała urodzić się nasza córka.
Hobby złożone ze wspomnień
Swój drugi fotokalendarz, który opowiadał o pracy męża nad miejscem dla naszego dziecka, uzupełniłam zdjęciami, na których pozuję z coraz większym brzuchem.
Tym razem fotografował mąż. Było z czego wybierać więc żałowałam, że rok ma tylko 12 miesięcy... Może następnym razem zrobię książkę ze zdjęć? Póki co zostałam przy kalendarzach i robiłam je nawet po narodzinach córki, gdy spała.
Jeden fotokalendarz zrobiłam dla męża, na biurko, aby w pracy było mu milej na myśl o córeczce i żonie, które czekają na niego w domu.
Drugi dałam rodzicom i teściom, powiesili na ścianie i z radością wpatrywali się w swoją wnuczkę, gdy nie mogli do nas przyjechać.
Trzeci fotokalendarz przygotowałam dla... siebie. Prócz zdjęć zawierał miejsce na notatki, które wpisywałam, gdy mała spała. Lista zakupów, szczepienie, wizyta dziadków i coś co zauważałam u małej w odstępach tygodniowych, jej postępy, które powiem streszczałam mężowi.
Ani się obejrzałam, a nasza Kasia skończyła roczek i mój kalendarz.... nie, nie stracił ważności. Zachowałam go w szufladzie i kiedyś pokażę córce, gdy dorośnie.
Póki co, mąż tworzy nowy fotokalendarz i nie chce zdradzić szczegółów, ale mówi, że uśmiechnę się na widok efektu końcowego niczym on w dniu, w którym dowiedział się, że zostanie tatą.
Gdy Kasia miała 2 latka zebrałam ilustracje postaci z bajek, które bawiły mnie w dzieciństwie. Umieściłam je w kalendarzu, powiesiłam na ścianie i widzę, że cieszą moje dziecko jak niegdyś mnie. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, szczególnie jeśli to owoc miłości rodziców.
Artykuł powstał we współpracy z CEWE - producentem kreatywnych fotokalendarzy, fotoobrazów, fotoprezentów i najchętniej kupowanej fotoksiążki w Europie.