Szukaj w serwisie

×

Smartfony to przeżytek? Nothing i AI rewolucjonizują technologię

W świecie, gdzie każdy z nas nosi w kieszeni komputer o mocy większej niż ta, która posłała człowieka na Księżyc, trudno uwierzyć, że smartfony mogą stać się przeszłością. A jednak Carl Pei, założyciel Nothing Technologies, przekonuje, że przyszłość należy do urządzeń natywnych dla AI – sprzętów, w których sztuczna inteligencja nie jest dodatkiem, ale rdzeniem działania.

Fot. Evgeny Opanasenko / Unsplash

Wizja tej zmiany nie pochodzi z Doliny Krzemowej, lecz z Londynu. Nothing, startup założony przez Carla Peia w 2020 roku, właśnie pozyskał 200 milionów dolarów w rundzie Series C — czyli trzecim etapie finansowania od inwestorów prywatnych, takich jak fundusze venture capital. Tego rodzaju runda jest przeznaczona dla firm, które mają już działający produkt i bazę klientów, a teraz potrzebują dodatkowego kapitału, by zwiększyć skalę działania, wejść na nowe rynki lub rozwinąć nowe technologie. W efekcie wycena Nothing przekroczyła 1,3 miliarda dolarów. Firma znana dotąd głównie z minimalistycznego designu i przezroczystych obudów smartfonów, zapowiada teraz kolejny krok: budowę zupełnie nowej klasy urządzeń AI, które mają wyprzedzić dzisiejsze telefony, zegarki i laptopy. W 2026 roku na rynek mają trafić pierwsze produkty projektowane od podstaw z myślą o sztucznej inteligencji.

Nowy język sprzętu: cicho, kontekstowo, spersonalizowanie

„W przeciwieństwie do dzisiejszych uniwersalnych rozwiązań, powstanie miliard różnych systemów operacyjnych dla miliarda różnych ludzi” – napisał Pei w mediach społecznościowych. To manifest. W jego wizji urządzenia AI-native będą dostosowane do użytkownika w czasie rzeczywistym: będą rozpoznawać kontekst, uczyć się zachowań, przetwarzać dane lokalnie, reagować zanim padnie pytanie. Zamiast „Hej Siri” – subtelna obecność. Zamiast powiadomień – cicha sygnalizacja potrzeby.

Nic dziwnego, że Nothing zaczyna od sprzętu, który zna najlepiej. Firma zdobyła rozpoznawalność dzięki smartfonom z przezroczystą obudową, świetlnym systemem powiadomień (glyph lights) i uproszczonym, szybkim interfejsem pozbawionym bloatware’u. Nothing Phone 1 i Phone 2 miały wielu fanów również w Polsce – wśród tych, którzy szukali estetyki i alternatywy dla nadmiaru funkcji w Androidzie. Ale nowa linia produktów ma wyjść poza estetykę.

W roadmapie firmy są inteligentne zegarki, słuchawki, okulary AR, a nawet roboty i pojazdy elektryczne. Wszystko to ma działać w ramach wspólnego systemu, opartego na AI i maksymalnie spersonalizowanego. Zamiast jednej platformy — miliard wersji dostosowanych do miliarda osób.

Globalna konkurencja: wyścig o następcę smartfona

Pei nie jest jedynym, który widzi kres ery dominacji smartfonów. W wyścigu o nowe urządzenie osobiste udział biorą także giganci. Sam Altman, szef OpenAI, wspólnie z Jonym Ive’em – byłym szefem designu Apple – pracuje nad urządzeniem bez ekranu, które ma stać się fizycznym interfejsem dla modelu GPT. Meta rozwija kolejne wersje okularów Ray-Ban z wbudowanym AI-asystentem, a startup Humane prezentuje projektor zakładany na ubranie, który reaguje na głos i gesty.

Wszystkie te projekty mają wspólny mianownik: sztuczna inteligencja nie jako funkcja, ale fundament. Urządzenie ma być bardziej obecnością niż narzędziem. Technologią, która znika z pola widzenia, ale zostaje w świadomości.

Dla inwestorów to nie tylko intrygujący trend. To potencjalnie największa zmiana w sprzęcie konsumenckim od czasu wynalezienia smartfona. Jeśli Carl Pei i jego zespół mają rację, Nothing może stać się liderem całkiem nowej kategorii produktów.

Czy użytkownicy są gotowi na rewolucję?

W teorii wszystko się zgadza. Urządzenia, które nie krzyczą, nie wymagają dotyku, nie uzależniają powiadomieniami – brzmią jak remedium na cyfrowe przeciążenie. Ale historia technologii pokazuje, że adaptacja nie dzieje się natychmiast.

iPhone pojawił się w 2007 roku. Dopiero po kilku latach dotykowy ekran stał się standardem. Wcześniej też mówiono: „ludzie nigdy nie porzucą fizycznej klawiatury”. Dziś nikt już nie pamięta, jak to było pisać wiadomości na klawiszach Nokii. Czy tym razem będzie podobnie?

Polscy użytkownicy należą do najbardziej wymagających, jeśli chodzi o stosunek ceny do jakości. Sukces Nothing Phone w Polsce był niszowy, ale wyraźny – szczególnie wśród entuzjastów estetyki i „czystego Androida”. Nowe produkty AI mogą przyciągnąć kolejną falę tych, którzy szukają sprzętu mniej „przeładowanego”, bardziej funkcjonalnego, lepiej zaprojektowanego. Ale na razie to wciąż hipoteza.

Wyzwania: zaufanie, prywatność, kontrola

Największe pytania dotyczą nie technologii, ale zaufania. Jeśli AI ma działać lokalnie, analizować nastroje, dane biometryczne, zachowania w czasie rzeczywistym — to kto będzie to kontrolował? Czy użytkownicy zaakceptują, że ich urządzenie „myśli” o nich częściej niż oni sami?

Drugi problem to infrastruktura. Takie urządzenia wymagają ogromnej mocy obliczeniowej, szybkiej reakcji i baterii, która nie padnie po kilku godzinach. Miniaturyzacja i efektywność energetyczna wciąż są granicami, których nie da się przekroczyć samą narracją.

No i przyzwyczajenia. Użytkownicy mogą uznać „nowe” za zbyt skomplikowane, nieintuicyjne lub… po prostu zbędne. Każda innowacja musi być nie tylko rewolucyjna, ale i wygodna. Historia zna wiele przypadków technologii, które przegrały, bo były „zbyt do przodu”.

Co zostanie, co zniknie?

Wizja przyszłości, w której technologia znika z pola widzenia, ale towarzyszy nam w każdej chwili, wydaje się realna. Może nie będziemy już patrzeć w ekrany, tylko słuchać, mówić, reagować. Może urządzenia nie będą miały „aplikacji”, ale intencje. Może smartfon zostanie zredukowany do terminala, backupu, bramy do sieci — a prawdziwa interakcja przeniesie się do czegoś lżejszego, bardziej zintegrowanego, mniej… widocznego.

Dla Carla Peia Nothing to nie tylko firma, ale idea. Brak, jako przestrzeń do zapełnienia. Może właśnie dlatego jego telefony wyglądają jak przezroczyste szkice, niedopowiedziane formy. Może to nie przypadek, że jego wizja nowego urządzenia to coś, czego jeszcze nie widzieliśmy.

Czy to się uda? Pei raz już udowodnił, że można zbudować markę, która rzuca wyzwanie gigantom. Tym razem gra jest większa: nie o lepszy telefon, ale o nowy język codziennej technologii.

Smartfony nie znikną z dnia na dzień. Wciąż będą potrzebne. Ale mogą już przestać być punktem odniesienia. Jeśli Nothing i jemu podobni mają rację, to za kilka lat patrząc na naszego iPhone’a, możemy zadać sobie pytanie: czy to jeszcze potrzebne?

DF, thefad.pl 


Niemiecka prasa o wizycie Nawrockiego: „To Rosja zagraża Polsce” – chłodna odpowiedź Berlina na żądania reparacji

Alexandra Jarecka | Katarzyna Domagała-Pereira

W czasie swojej pierwszej wizyty w Berlinie prezydent Karol Nawrocki usłyszał z niemieckich mediów coś więcej niż tylko uprzejme komentarze. Prasa za Odrą nie zostawiła złudzeń: temat reparacji wojennych, który PiS uczynił filarem swojej polityki historycznej, jest dziś nie tylko nierealny, ale też strategicznie szkodliwy.

Fot. Mikołaj Bujak / KPRP

Tak niemiecka prasa komentuje pierwszą oficjalną wizytę prezydenta Karola Nawrockiego w Berlinie.

Według Frankfurter Allgemeine Zeitung nie było zaskoczeniem, że podczas swojej pierwszej oficjalnej wizyty w Berlinie prezydent Polski przywiózł ze sobą „stawiane przez Warszawę astronomicznie wysokie żądania reparacji”. „Karol Nawrocki, kandydat nacjonalistycznej partii PiS, która nawet osiem dekad po zakończeniu wojny chętnie mobilizuje swoich wyborców, odwołując się do antyniemieckich resentymentów” – czytamy.

„Jednocześnie Nawrocki i jego polityczni sojusznicy powinni zdawać sobie sprawę, jak iluzoryczne jest – z wielu powodów – domaganie się od Niemiec wypłaty reparacji w wysokości 1,3 biliona euro, osiemdziesiąt lat po zakończeniu wojny” – pisze autor komentarza Berthold Kohler. Podkreśla, że politycy tak silnie skupieni na interesach narodowych jak Nawrocki powinni również rozważyć konsekwencje strategiczne swoich działań.

„Czy rzeczywiście korzystne dla Polski jest ciągłe obciążanie relacji z Niemcami tematem reparacji – z demokratycznymi Niemcami, które z uwagi na wielkie cierpienie zadane Polsce przez napaść Hitlera (i Stalina) zawsze starają się poprawiać stosunki dwustronne i pozostają kluczowym partnerem w UE i NATO, mimo antyniemieckiej retoryki PiS?” – pyta Kohler. I kończy refleksą: „Ostatni atak dronami jasno pokazał: to nie Niemcy, ale Rosja zagraża dziś polskiej suwerenności i integralności terytorialnej. (…) Nawrocki i jego obóz polityczny liczą przede wszystkim na wsparcie Donalda Trumpa. Dlaczego ufają człowiekowi, który okazuje się podatny na wpływy agresora, gotowego ponownie podporządkować sobie także Polskę – pozostaje ich tajemnicą”.

„Niespotykane”

Również dziennik Süddeutsche Zeitung pisze o żądaniach reparacji od Niemiec, które Berlin stanowczo odrzuca. W relacji z wizyty polskiego prezydenta w Berlinie autor, Daniel Brössler, zwraca uwagę, że ani po spotkaniu z prezydentem Steinmeierem, ani z kanclerzem Merzem nie odbyła się konferencja prasowa – „co jest raczej niespotykane”. Zamiast tego Nawrocki udzielił przed podróżą wywiadu dziennikowi Bild, powtarzając, że kwestia reparacji „oczywiście nie jest prawnie rozstrzygnięta”.

Jak czytamy dalej, w przeciwieństwie do Nawrockiego, liberalno-konserwatywny premier Polski Donald Tusk również nie widzi podstaw prawnych dla żądań reparacyjnych, ale w przeszłości apelował o zdecydowany gest ze strony Niemiec. Podczas wizyty w Berlinie w lutym 2024 roku zwrócił uwagę, że „zadośćuczynienie materialne i moralne nigdy nie zostało zrealizowane”.
Ówczesny rząd kanclerza Olafa Scholza rozpoczął negocjacje, które przewidywały trzy elementy: pomnik dla polskich ofiar nazizmu oraz Dom Polsko-Niemiecki w Berlinie, pomoc finansową dla ocalałych ofiar oraz niemiecki wkład w obronność Polski.

„Dla niemieckiego rządu relacja z Nawrockim to drażliwa sprawa. Po pierwsze – nie krył on do tej pory swojego sceptycyzmu wobec Niemiec i sprzeciwiał się zbyt silnej pozycji Niemiec w UE. Nawrocki postrzega siebie jako politycznego sojusznika prezydenta USA Donalda Trumpa i sprzeciwia się temu, co uważa za zbyt daleko idącą integrację europejską” – zauważa autor.

„Spojrzeć w przyszłość”

Wizytę polskiego prezydenta komentują także mniejsze dzienniki. Regionalny dziennik Neue Osnabrücker Zeitung pisze:

„Po ostatnim wtargnięciu rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną Berlin natychmiast zadeklarował przedłużenie i rozszerzenie uzgodnionej ochrony nieba przez myśliwce Bundeswehry. To, co służy bezpieczeństwu Polski, służy także bezpieczeństwu Niemiec. Zamiast więc spierać się o przeszłość, Warszawa powinna spojrzeć w przyszłość i zrezygnować z roszczeń odszkodowawczych, opartych na pokrętnej logice. Podobne przesłanie – miejmy nadzieję – przekazali gościowi z Warszawy prezydent Frank-Walter Steinmeier i kanclerz Friedrich Merz. Kto ignoruje realia XXI wieku, traci nie tylko sojuszników, ale także bezpieczeństwo i pole manewru” – czytamy w komentarzu.

REDAKCJA POLECA

script type=’text/Javascript’>

 


Adam Mazguła: Zdrada ciągle żywa

Adam Mazguła

Adam Mazguła

17 września 1939 roku Sowieci napadli na walczącą z Niemcami Polskę. To nie było zaskoczenie – o tym wiedziano. Ten napad był konsekwencją nieudolnej polityki rozpasanego faszystowskiego rządu, który do 1938 roku był sprzymierzeńcem Hitlera. Ówczesny rząd oddał Polaków w niewolę, na wymordowanie, poniewierkę, utratę ziemi i majątków. Żołnierze bohatersko walczyli, krwawili i umierali za ojczyznę. Tymczasem ucieczka całego aparatu państwowego, wodza naczelnego i części wojska do Rumunii nie mieści się nawet w pojęciu zdrady. Zdradą jest nie tylko świadome złamanie przysięgi żołnierskiej, ale przede wszystkim odstępstwo od wartości, których przysięgali bronić. Bo zdrada zaczyna się nie od ucieczki, ale od pychy

 

17 września 1939 roku Sowieci napadli na walczącą z Niemcami Polskę. To nie było zaskoczenie, o tym wiedziano. Nie dało się ukryć przygotowań do wojny zarówno Wehrmachtu, jak i Armii Czerwonej. Ten napad był konsekwencją nieudolnej polityki rozpasanego faszystowskiego rządu, który do 1938 roku był sprzymierzeńcem Hitlera i nawet wspólnie z nim brał udział w aneksji Czechosłowacji. Prezydent Mościcki, Beck i Rydz-Śmigły, niczym Kaczyński teraz, prowadzili dyplomatyczne wojenki ze wszystkimi, co w konsekwencji doprowadziło do historycznej klęski, która stała się pasmem narodowych tragedii przez następnych 50 lat. Ówczesny rząd oddał Polaków w niewolę, na wymordowanie, poniewierkę, utratę ziemi i majątków.

Tymczasem mało kto wie, ale już w maju 1939 roku rządzący opracowali plan ewakuacji rządu i instytucji centralnych za Wisłę i w kierunku Zaleszczyk. Przygotowali się na ewakuację i czekali, kiedy go wdrożyć. W myśl wskazówek Naczelnego Dowództwa już 4 września rozpoczęła się ewakuacja urzędów centralnych i zakomunikowano, aby młodzi mężczyźni udali się za Wisłę, czym wywołali panikę i brak wiary w skuteczną obronę Kraju.

Naczelny wódz niczym nie dowodził. Udając się do Brześcia już 6 września, zapomniał wziąć z Warszawy konieczne szyfry i kody, tym samym pozbawił się jakiejkolwiek łączności z walczącymi w kraju wojskami. Wódz naczelny nie mógł nawet przyjąć meldunku oficera, który przybył z pola bitwy, ponieważ… rozgrywał właśnie partię brydża… Podobny do PiS-owskiego rząd nierobów, złodziei i puszących się pawi w trakcie wielkiej zdrady i ucieczki podjął jeszcze kompromitującą decyzję, aby „z Sowietami nie walczyć”.

Co to znaczy nie walczyć? Znaczy oddać siły zbrojne i ludność cywilną w niewolę, kiedy oni pojechali brylować na zachodnich salonach jako bohaterowie wojny. Wzbudzali litość jako przedstawiciele napadniętego i zniewolonego narodu, bo nie dodawali, że do tragedii doszło przez ich politykę, oszustwa i brak odpowiedzialności. Na tych zachodnich salonach reprezentowali bohaterskich żołnierzy, których opuścili i zdradzili.

Potem stworzyli „Rząd na uchodźstwie”, aby kompromitacji w poniżaniu polskich żołnierzy nie było końca. Więc Teheran, wywołanie Powstania Warszawskiego, Jałta i rozbrajanie 220 tys. armii na Zachodzie, a nawet niezaproszenie na paradę zwycięstwa. W rzeczywistości oddali bohatersko walczący naród na krwawy odwet wobec jeńców, cywilów, posiadaczy ziemskich, inteligencji i weteranów, za upokorzenie Armii Czerwonej w 1920 roku pod Warszawą.

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, profesor Ignacy Mościcki, tchórzliwie uciekł 17 września 1939 r. i podczas przekraczania granicy oświadczył, że jest Szwajcarem i wylegitymował się paszportem tego państwa. To wymowny przykład zamykający historię II Rzeczypospolitej, za której kontynuatora uważa się obecny PiS.

Żołnierze bohatersko walczyli, krwawili i umierali za ojczyznę. Tymczasem ucieczka całego aparatu państwowego, wodza naczelnego i części wojska do Rumunii nie mieści się nawet w pojęciu zdrady. To haniebna ucieczka w jej najczystszej postaci. To porzucenie narodu, który przez lata płacił podatki i ufał tym ludziom, wierząc w ich bełkotliwą propagandę ukazującą Polskę jako jedno z najsilniejszych państw świata.

Zdradą jest nie tylko świadome złamanie przysięgi żołnierskiej przez elity, czy porzucenie przyjaciół, którym przysięgali wierność, ale także, a może przede wszystkim, odstępstwo od wartości, których przysięgali bronić. Marszałek Rydz-Śmigły, pułkownik Beck, generał dywizji Felicjan Sławoj-Składkowski i wielu, wielu innych złamało przysięgę wojskową w brzmieniu:

„Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu, w Trójcy Świętej Jedynemu, być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, chorągwi wojskowej nigdy nie odstąpić, stać na straży konstytucji i honoru żołnierza polskiego […] za sprawę Ojczyzny mej walczyć do ostatniego tchu w piersiach i w ogóle tak postępować, abym mógł żyć i umierać jak prawy żołnierz polski”.

Nie postąpili jak prawi żołnierze. Chorągwie porzucili, za sprawę ojczyzny nie walczyli do ostatniego tchu, honor żołnierza polskiego splamili.

We wrześniu 1939 roku Polska straciła ok. 66 000 zabitych żołnierzy, 134 000 rannych, 420 000 oddanych w niewolę. Armia Czerwona mordowała bezkarnie i uwięziła 250 000 żołnierzy, a Słowacja – 1300. Tylko 80 000 zdołało się ewakuować do Rumunii, na Węgry, do Litwy, Łotwy i Estonii.

Skalę tragedii ukazują nieproporcjonalne straty niemieckie, które stanowiły jedynie 17 000 zabitych, 32 000 rannych. Armia Czerwona nie poniosła strat wcale albo były one symboliczne, bo z Sowietami nie walczyliśmy. Za to oni pogrążyli ludność polską, mordując, wywożąc na nieludzką ziemię, nazywając ją narodem zbrodniczym, do wymordowania. Zajęli majątki i całe wschodnie tereny Polski, jako dla siebie reparacje za zniewolenie Polaków.

O cywilnych stratach w 1939 roku niewiele można się dowiedzieć, ale przecież były tylko po stronie polskiej i to liczone w dziesiątkach tysięcy. Na dodatek ich gehenna dopiero się zaczynała. Mordowani, prześladowani, zmuszani do pracy, wywożeni na Syberię, do obozów koncentracyjnych, do służby wojskowej okupantów i tak w każdym zakątku dawnej Polski.

Kiedy wspominam PiS-panujących nad Polską, wręcz ją okupujących, ich propagandę, pychę i skrajną nieuczciwość, połączoną z niekompetencją i religijno-faszystowskim zacięciem, nasuwa mi się analogia do podobnie rozpasanego i nieodpowiedzialnego rządu z 1939 roku. Walki z własnym narodem, wszystkimi, kto ich nie popiera, pogarda dla Konstytucji RP, osamotnienie międzynarodowe, kpina z przysięgi wojskowej i urzędniczej powołującej się na Boga, czyli na nikogo, to tylko niektóre z analogicznych błędów współczesnych czasów.

Rządzenie to przede wszystkim odpowiedzialność w służbie, nie za siebie, ale za naród i każdego obywatela z osobna. To sztuka unikalnych zdolności, która wymaga szerokiej wiedzy, doświadczenia, aktywności i wielu mądrych, zaangażowanych współpracowników.

Jeśli mówimy o bohaterstwie żołnierzy września, to dlatego, że walczyli z liczniejszym, lepiej wyposażonym i dowodzonym wrogiem. Często osamotnieni i porzuceni na polu walki, odpierali ataki zbrojne i przeżywali zdrady sojuszników, ponosząc ofiary życia, zdrowia, niewoli, utraty najbliższych, majątku i celów życiowych, najczęściej w wyniku niekompetencji swoich generałów, posłów, ministrów, … i jak zawsze zdradliwego kleru. Żołnierze walczyli bohatersko i z honorem, a politycy szukali ucieczki, bo wiedzieli, jak oszukali naród.

Dziś młodzi ludzie nie chcą wracać do przeszłości i niechętnie słuchają prawdy. Wolą wierzyć w „jakoś to będzie – dziadku” albo w nieomylność opatrzności. Niewielu interesuje odpowiedzialność rządzących za sytuację w kraju. Nie zdają sobie sprawy, albo cynicznie wiedzą, że to naród, a nie oni, poniosą największe straty w razie wojny, którą łatwo im wywołać swoją niekompetencją i butą. Dziś lądują w Polsce ruskie drony i łatwo rozpoczynać kolejną batalię o jakiś honor kolejnego nieodpowiedzialnego politycznego idioty, którego „ktoś” nam narzucił i „ktoś” nam wybrał.

Tymczasem składam hołd żołnierzom września, mieszkańcom Wielunia, Warszawy, Grodna, … zabitym i okaleczonym na drogach, w palących się wioskach, mordowanym za opór i polskość.

Cześć ich pamięci!

Niech ta pamięć będzie żywa, aby wszyscy byli przekonani, i Nawrocki, i Morawiecki, i Mentzen, a najbardziej stalinowski prezes z Żoliborza, że nie da się żyć szczęśliwie bez pokoju, bez miłości, solidarności, tolerancji i zrozumienia. Nie da się żyć w kłamstwie i upadku moralnym pseudoelit. Nie da się żyć wojną i na to historia dała nam nieskończoną ilość przykładów zbiorowego okrucieństwa.

Nigdy więcej wojny, nawet w narodzie! Zrozumcie to w końcu współcześni faszyści antypolskiej Targowicy.

Adam Mazguła

 


Czarne dziury bez tajemnic: NASA wyjaśnia kosmiczną zagadkę

Wyobraź sobie, że siedzisz w statku kosmicznym, który przemierza bezkresną pustkę. Wokół panuje absolutna cisza, gwiazdy migoczą w oddali, a przed tobą otwiera się czarna otchłań. Jeden błędny manewr i twoja maszyna zaczyna przyspieszać w stronę miejsca, gdzie nawet światło nie ma szans na ucieczkę. To nie scena z „Interstellara” – to jedno z najpoważniejszych pytań współczesnej astrofizyki. NASA zdradza, co dzieje się w czarnych dziurach, najbardziej ekstremalnych miejscach we Wszechświecie. Gotowy na podróż, która może wywrócić twoje postrzeganie rzeczywistości do góry nogami?

Fot. AI

Czarne dziury: gdy grawitacja wygrywa wszystko

Czarne dziury to obszary przestrzeni, gdzie grawitacja jest tak potężna, że pochłania wszystko – światło, materię, a nawet twoje plany na weekend. Powstają, gdy masywne gwiazdy kończą życie i zapadają się, tworząc punkt o niewyobrażalnej gęstości – osobliwość.

Niektóre mają masę od kilku do dziesiątek razy większą od Słońca, ale supermasywne giganty, jak Sagittarius A* w centrum Drogi Mlecznej, to potwory o masie 4 milionów Słońc, upchnięte w przestrzeni mniejszej niż orbita Merkurego. „Czarne dziury to miejsca, gdzie prawa fizyki robią sobie przerwę” – mówi Kip Thorne, noblista i mózg za naukową precyzją „Interstellara”.

Horyzont zdarzeń: punkt bez powrotu

Każda czarna dziura ma horyzont zdarzeń – granicę, za którą nie ma odwrotu. Jeśli ją przekroczysz, żegnaj, świecie! Dla obserwatora z daleka wyglądałbyś, jakbyś zwolnił, zatrzymał się i powoli rozpłynął w kosmosie niczym gasnąca gwiazda. To efekt dylatacji czasu – w silnym polu grawitacyjnym czas płynie wolniej.

Pamiętasz scenę z „Interstellara”, gdzie godzina na planecie równała się dekadom na Ziemi? To nie tylko filmowy trik – to fizyka Einsteina w akcji. „Dla kogoś z zewnątrz zawisasz na krawędzi wieczności. Ale twoja perspektywa? To zupełnie inna bajka” – tłumaczy Neil deGrasse Tyson.

Spaghetyzacja: kiedy grawitacja robi z ciebie makaron

Co byś poczuł, wpadając w czarną dziurę? Czeka cię spaghetyzacja – proces, w którym grawitacja rozciąga cię jak nitkę makaronu, bo twoje stopy (bliżej centrum) są przyciągane mocniej niż głowa.

Andrew Hamilton z University of Colorado nazywa to „najbardziej ekstremalnym rozciąganiem w kosmosie”. W mniejszych czarnych dziurach ten koszmar zaczyna się jeszcze przed horyzontem zdarzeń. W supermasywnych, jak Sagittarius A*, możesz minąć granicę i… nawet tego nie zauważyć. Przynajmniej przez sekundę, zanim grawitacja zrobi z ciebie kosmiczną pastę.

Osobliwość: gdzie fizyka mówi „pa, pa!”

W centrum czarnej dziury kryje się osobliwość – punkt, gdzie materia jest ściśnięta do nieskończenie małej przestrzeni, a gęstość staje się niewyobrażalna. Tu fizyka, jaką znamy, rzuca ręcznik.

Stephen Hawking pisał: „Osobliwość to zagadka, jak pytanie, co było przed Wielkim Wybuchem”. A co, jeśli to brama do innego wszechświata? Michio Kaku spekuluje o tunelach czasoprzestrzennych, ale na razie to bardziej science fiction niż nauka. Jedno jest pewne: to nie miejsce na kosmiczne selfie.

Czarne dziury w kulturze i nauce

Czarne dziury to gwiazdy popkultury. „Interstellar” pokazał je z naukową precyzją dzięki Kipowi Thorne’owi, ale w „Star Treku” czy „Gwiezdnych wojnach” to często kosmiczne skróty fabularne. W grach wideo, jak „Mass Effect”, czarne dziury dodają epickiego klimatu misjom międzygwiezdnym.

A w internecie? Mem „Kiedy życie wciąga cię jak czarna dziura” zna każdy, kto choć raz utknął na TikToku do 3 nad ranem.

Dlaczego badamy czarne dziury?

NASA traktuje czarne dziury jak laboratoria Wszechświata. Stephen Hawking odkrył, że mogą „parować” przez promieniowanie Hawkinga, powoli tracąc masę. To klucz do połączenia teorii Einsteina z mechaniką kwantową – Świętego Graala fizyki.

W 2015 roku LIGO zarejestrowało fale grawitacyjne – zmarszczki czasoprzestrzeni od zderzenia czarnych dziur. A w 2019 roku Teleskop Horyzontu Zdarzeń pokazał światu pierwsze zdjęcie czarnej dziury. Pomyśl: coś, co Einstein przewidział sto lat temu, stało się rzeczywistością!

Fascynująca rzeczywistość

Wpadnięcie do czarnej dziury nie jest przygodą, lecz kosmicznym wyzwaniem dla naszej wyobraźni. Spaghetyzacja, zakrzywienie czasu i osobliwość, gdzie fizyka kapituluje – to nie brzmi jak plan na weekend. Ale te niewidzialne giganty uczą nas o granicach rzeczywistości.

„Czarne dziury przypominają nam, jak mało wiemy” – mówi Kip Thorne. Więc gdy spojrzysz w gwiazdy, pomyśl o tych tajemniczych otchłaniach. I ciesz się, że jesteś na Ziemi, z kawą w ręku, scrollując thefad.pl.

 


Matecki donosi na Adama Mazgułę. Pułkownik odpowiada: trzeba zamówić duży szambowóz

Adam Mazguła

Adam Mazguła

Matecki, jeden z najbardziej znanych młodych harcowników bezprawia PiS-u, złożył doniesienie do prokuratury, że publicznie ubliżam Nawrockiemu. Dariuszu Matecki, Karol Nawrocki jest osobą publiczną i wolno go krytykować oraz wyrażać swoją opinię o jego życiu i zachowaniu. Matacz dostał zadanie skompromitować mnie — rzuca się do moich oczu wielokrotny przestępca, lekkoduch bez honoru i kindersztuby, schowany za polskie i religijne symbole. Teraz widzę, że trzeba zamówić duży szambowóz i oczyścić okolice.

Jeden z najbardziej znanych młodych harcowników bezprawia PiS-u, Dariusz Matecki, złożył doniesienie do prokuratury, że publicznie ubliżam Nawrockiemu.

Nawrocki jest osobą publiczną i wolno go krytykować

Dariuszu Matecki, aby ubliżyć prezydentowi, to trzeba mieć legalnie wybranego prezydenta. Ponadto Karol Nawrocki jest osobą publiczną i wolno go krytykować oraz wyrażać swoją opinię o jego życiu i zachowaniu. Sam Nawrocki 31 sierpnia 2025 roku w Gdańsku powiedział, że „…mamy prawo mówić prawdę, rzetelną prawdę o Lechu Wałęsie…”, więc i o Karolu Nawrockim, chociaż niedostępne są dla niego wyżyny Pana Wałęsy. Tyle merytorycznie.

Kim więc jest Matecki, który atakuje oficera Wojska Polskiego? Wprawdzie już w stanie spoczynku, ale takiego, który całe swoje życie — od harcerskiego dziecka, poprzez dowodzenie jednostkami wojskowymi, wprowadzanie do NATO, misję w Iraku, po czas teraźniejszy wśród weteranów — dalej służy narodowi i Konstytucji w polskim mundurze, jak przysięgał.

Tymczasem rzuca się do moich oczu wielokrotny przestępca, lekkoduch bez honoru i kindersztuby, schowany za polskie i religijne symbole. Oszust, złodziej, matacz niezwykłej bezczelności. Nie jest on w stanie mnie obrazić, bo nie ma zdolności honorowych.

Z kim się zadajesz, takim się stajesz

Szukaj sobie, dzieciaku, kumpli równych sobie. Taki podobny Mejza, Kukiz, Woś, Ziobro, Bortniczuk, Kowalski, Jaki…, a nie podskakuj tam, gdzie przeskoczyć nigdy nie zdołasz.

Matecki, jak mówił Kaczyński, to resortowy wnuk i dziecko, które — mimo sześciu zarzutów karnych: złodziejstwa, oszustwa, wyłudzania pieniędzy, udziału w aferze hejterskiej na sędziów, fikcyjnego zatrudnienia… — pomimo zaszczucia dziecka, które popełniło samobójstwo, wciąż czeka bezkarnie na proces.

Zamiast myśleć o oddaniu ukradzionych społeczeństwu pieniędzy, o zadośćuczynieniu pokrzywdzonym, o skrusze i przepraszaniu — on dalej mataczy, donosi, oszukuje i rozsiewa antypolską propagandę.

Szczuje na rząd, UE, demokrację i niewygodnych obywateli. Stworzył wielki system medialnych trolli, botów i fałszywych kont, uczestniczył w zamachu na wolne wybory w Polsce i wciąż korzysta z wolności w sposób bezprawny i niebezpieczny dla społeczeństwa.

Święty targowicki z immunitetem

Zachowuje się jak wielmożny, bezkarny i mafijny książę, święty targowicki z immunitetem bezkarności. Na dodatek gra patriotę zaangażowanego religijnie i chowa się za symbole narodowe i krzyże. Ten owoc miłości stanu wojennego zachowuje się tak, jakby jeszcze nie wyszedł z poprawczaka dla resortowych dzieci ze Szczecina. Przecież to policzek dla Polski, która ma takich skrzywionych moralnie i społecznie obywateli.

Bezstresowy matacz dostał zadanie skompromitować mnie, a poprzez moją znajomość z innymi zaangażowanymi w walce o przestrzeganie prawa i demokrację — uderzyć znacznie wyżej. Kiedyś już Matecki zwyzywał mnie kłamstwami i opublikował filmik w mediach. Postanowiłem nie ruszać szamba, bo cuchnie i potrafi pochlapać. Teraz widzę, że trzeba zamówić duży szambowóz i oczyścić okolice.

Adam Mazguła

 


Krzysztof Skiba: Władimir testuje głupotę Pomarańczowego Świra

Krzysztof Skiba

Krzysztof Skiba

Może zabrzmi to absurdalnie, ale w polskiej polityce zagranicznej należy wprowadzić absolutny zakaz spotykania się z Donaldem Trumpem. Władimir testuje głupotę Pomarańczowego Świra i po każdej jego wizycie eskaluje ataki – najpierw na Ukrainę, teraz na Polskę

AKCJA DRONY

Może zabrzmi to absurdalnie, ale w polskiej polityce zagranicznej należy wprowadzić absolutny zakaz spotykania się z Donaldem Trumpem. Władimir testuje głupotę Pomarańczowego Świra i po każdym nudnym jak ruska bałałajka, przewidywalnym spotkaniu w sprawie „pokoju” na Ukrainie, zwiększał swe ataki na państwo naszych sąsiadów.

Fot. Krzysztof Skiba / Facebook

Putin testuje. Trump się uśmiecha

Teraz to samo dzieje się w przypadku naszego kraju. To taktyka Wołodii. Zaraz po obietnicach i uśmiechach Kolekcjonera Gwiazd Porno, walić w sojuszników Wuja Sama dronami i wściekle atakować. Nic dziwnego, że zaraz po obietnicach dla Nawrockiego Trump obciął kasę na pomoc militarną dla państw graniczących z Rosją, a Departament Stanu poinformował o końcu współpracy w sprawie rosyjskiej dezinformacji.

Drony nad Polską

Mamy kolejny dzień i jest eskalacja ruskiej agresji, bo drony w liczbie aż dziewiętnastu (z czego cztery miały być uzbrojone i te, jak podają komunikaty wojskowe, zostały zestrzelone) wlatują do Polski od strony Białorusi. Te działania są skoordynowane. Putin oczywiście na razie tylko testuje, czy Trump coś w swej głębokiej jak Rów Mariański ślepocie zauważy, czy dalej będzie się nim zachwycał i rozwijał czerwone dywany. Dziadek Trump to prędzej zauważy, jak mu piłka podczas rozgrywek w golfa nie wejdzie do dołka, niż sto ruskich dronów nad Warszawą.

Wizyta Nawrockiego – fanfaronada?

Okrutne fakty są takie: cała wizyta Nawrockiego w USA okazała się tylko czystą fanfaronadą i niczym więcej (podobnie zresztą jak seria sweet foci Dudy robionych przy windzie w Białym Domu), gdyż zapewnienia nieprzewidywalnego prezydenta są jak obietnice tropików na Syberii.

Trump wzmacnia Putina?

Niestety, takiego kowboja wybrała sobie Ameryka i z takim musimy żyć. Spotkania z Trumpem tylko dopingują Putina do testowania żelaznych nerwów NATO. Ukraina po negocjacjach Zełenskiego w Kraju Hamburgerów była tylko jeszcze wścieklej i okrutniej atakowana. My teraz przeżywamy to samo. Niby Trump zapewnił o swojej przyjaźni i pozostawieniu żołnierzy US Army w Polsce, ale z drugiej strony wzmacnia Putina, jakby miał u niego jakiś tajemniczy dług z klubu nocnego czy Biedronki. Mam nadzieję tylko, że na poczet tego swojego długu nie zastawił w moskiewskim lombardzie małego i dalekiego dla siebie kraju, czyli Polski.

Wywiad zamrożony

Było nie pozbawiać pomocy wywiadowczej Ukraińców. Zestrzelone byłyby wszystkie drony po przekroczeniu pięciu centymetrów naszej granicy. No ale dla Trumpa ruski kawior, widać, smaczniejszy niż kiełbasa krakowska.

Krzysztof Skiba

 


Czy rak naprawdę jest wszędzie? Dlaczego to nie musi być zła wiadomość

Dlaczego nowotwory są naturalną częścią biologii człowieka i jak możemy im zapobiegać zanim się rozwiną. Stwierdzenie „rak jest wszechobecny” może wywołać niepokój. Ale zamiast traktować je jako wyrok, warto potraktować je jako zaproszenie do głębszego zrozumienia natury tej choroby — i mechanizmów, które każdego dnia chronią nas przed jej rozwojem. Komórki nowotworowe mogą powstawać w organizmie każdego człowieka. Nie oznacza to jednak, że każdy zachoruje. W większości przypadków układ odpornościowy skutecznie je eliminuje, zanim staną się zagrożeniem.

Komórki nowotworowe. Fot. wikipedia

Komórki rakowe — nie wróg z zewnątrz, ale zaburzona część nas

W naszym ciele nieustannie zachodzi proces podziału komórkowego. Każdego dnia miliardy komórek dzielą się, by zastąpić te zużyte lub uszkodzone. Ten skomplikowany proces, choć doskonale zaprogramowany, nie jest wolny od błędów. Mutacje, czyli zmiany w kodzie DNA, zdarzają się naturalnie — w wyniku starzenia, stresu oksydacyjnego, ekspozycji na toksyny, a nawet spontanicznych błędów replikacyjnych.

Część takich mutacji może prowadzić do powstania komórek, które zaczynają zachowywać się inaczej niż powinny. Nie reagują na sygnały zatrzymujące wzrost, nie obumierają w odpowiednim momencie, a ich podziały stają się niekontrolowane. Brzmi jak początek nowotworu — ale tylko potencjalnie. W większości przypadków te komórki zostają szybko zidentyfikowane i zneutralizowane przez układ odpornościowy.

Immunonadzór — cichy bohater codzienności

Nasze ciało nie pozostaje bierne wobec tego zagrożenia. Układ odpornościowy pełni funkcję nie tylko obrońcy przed infekcjami, ale również wewnętrznego „strażnika jakości”. To właśnie dzięki niemu komórki z uszkodzeniami genetycznymi są regularnie eliminowane.

Proces ten nazywany jest immunonadzorem nowotworowym. Uczestniczą w nim m.in. limfocyty T oraz komórki NK (natural killers), które potrafią rozpoznać i zniszczyć komórki o cechach nowotworowych, zanim zdążą się rozwinąć w guz. Co więcej, badania sugerują, że układ odpornościowy skutecznie eliminuje takie zagrożenia wielokrotnie w ciągu życia każdego z nas — bez naszej świadomości.

To nie metafora. To codzienna, biologiczna rzeczywistość.

Gdy kontrola zawodzi

Nowotwór nie rozwija się „znikąd”. Pojawia się wtedy, gdy układ odpornościowy z różnych powodów przestaje być wystarczająco skuteczny. Wraz z wiekiem maleje zdolność organizmu do identyfikacji i eliminacji wadliwych komórek. Proces ten określany jest mianem immunostarzenia i wiąże się z obniżeniem liczby oraz funkcjonalności komórek odpornościowych.

Dodatkowo, niektóre komórki nowotworowe potrafią „uciekać” spod kontroli układu odpornościowego — maskując się, wytwarzając substancje immunosupresyjne lub wykorzystując słabości systemu nadzoru. Im więcej czynników ryzyka — takich jak przewlekły stres, brak snu, zanieczyszczenia, dieta uboga w składniki odżywcze, brak ruchu, palenie tytoniu czy alkohol — tym większe ryzyko, że układ odpornościowy nie sprosta zadaniu.

Styl życia i biologia — współzależność

Nie jesteśmy całkowicie bezbronni wobec losu. Nasze codzienne wybory mają realny wpływ na działanie układu odpornościowego. Dieta bogata w warzywa krzyżowe, owoce z dużą zawartością antyoksydantów, zdrowe tłuszcze i produkty fermentowane wspiera funkcjonowanie komórek odpornościowych. Regularna aktywność fizyczna poprawia krążenie limfy, sen pozwala na regenerację mechanizmów obronnych, a techniki relaksacyjne pomagają ograniczyć wpływ stresu.

Z drugiej strony, czynniki środowiskowe — takie jak zanieczyszczenia powietrza, substancje toksyczne w otoczeniu, promieniowanie UV czy czynniki zawodowe — zwiększają obciążenie organizmu i liczbę mutacji, którym układ odpornościowy musi sprostać.

Dlaczego badania profilaktyczne mają sens

Nawet najsprawniejszy układ odpornościowy może czasem zawieść. Dlatego tak ważne są regularne badania przesiewowe. Pozwalają one wykryć zmiany nowotworowe zanim staną się niebezpieczne — w stadium, w którym leczenie jest proste, mało inwazyjne i skuteczne.

Nie chodzi o to, by żyć w lęku. Chodzi o to, by nie przeoczyć momentu, kiedy możemy zareagować.

Immunoterapia — przyszłość onkologii

W ostatnich latach naukowcy dokonali przełomu w zrozumieniu relacji między układem odpornościowym a rakiem. Immunoterapia nowotworów — w tym inhibitory punktów kontrolnych immunologicznych — pozwala „odblokować” układ odpornościowy i umożliwić mu ponowną walkę z komórkami nowotworowymi.

To nie tylko technologia przyszłości. To potwierdzenie, że nasz organizm od zawsze posiadał zdolność radzenia sobie z rakiem — trzeba tylko stworzyć mu odpowiednie warunki.

Biologia i psychologia

Zrozumienie, że rak jest wszechobecny, ale najczęściej skutecznie neutralizowany, może działać uspokajająco. Nie chodzi o to, by ignorować ryzyko, ale by wyjść z pułapki myślenia w kategoriach: „albo wszystko, albo nic”. Nowotwór to proces, który trwa — i który w ogromnej liczbie przypadków można zatrzymać.

Ta wiedza może zmniejszyć lęk i jednocześnie zwiększyć poczucie sprawczości. To nie strach powinien nami kierować, ale świadomość. Mądra troska o zdrowie, a nie panika.

Rak to proces — nie wyrok

Nowotwory nie są karą ani losem. Są efektem biologicznego procesu, który toczy się w nas przez całe życie — i który, w większości przypadków, nasz organizm potrafi zatrzymać.

Stwierdzenie „rak jest wszechobecny” nie powinno budzić paniki. Powinno raczej skłaniać do refleksji: co robię dziś, by wesprzeć mój układ odpornościowy? Jak żyję, jak śpię, czym się odżywiam, co mogę zmienić?

To pytania, które nie mają jednej odpowiedzi. Ale ich regularne zadawanie może być najskuteczniejszą formą profilaktyki.

Dariusz Frach, thefad.pl / Artykuł przygotowany dla portalu thefad.pl, inspirowany najnowszą wiedzą medyczną i profilaktyką zdrowotną

 


NATO: ponad 75 lat sojuszu, który wciąż decyduje o bezpieczeństwie świata

Sojusz Północnoatlantycki, znany jako NATO, to filar globalnego bezpieczeństwa od ponad 75 lat. Założony w 1949 roku w Waszyngtonie, dziś skupia 32 kraje z Europy i Ameryki Północnej, tworząc najpotężniejszy sojusz militarny na świecie. Ale co dokładnie oznacza jego działalność w zmieniającym się świecie i co nadaje mu taką trwałą rolę w geopolityce?

NATO

Jak powstało NATO – reakcja Zachodu na groźbę ZSRR

NATO powstało w cieniu zimnej wojny. W 1949 roku dwanaście państw, w tym Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Kanada, podjęło decyzję o utworzeniu sojuszu, którego główną funkcją była obrona kolektywna przed radziecką ekspansją. Związek Radziecki, obejmujący szereg republik, z dominującą Rosyjską SRR, był wówczas postrzegany jako główne zagrożenie dla ładu powojennego w Europie.

Kluczowym filarem Sojuszu jest artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego, mówiący, że atak na jednego członka to atak na wszystkich. Ten zapis pozostaje do dziś głównym gwarantem wzajemnego bezpieczeństwa. NATO, choć nie posiada własnej armii, może podejmować wspólne działania militarne państw członkowskich, jak miało to miejsce np. podczas interwencji w byłej Jugosławii w latach 1990.

Ewolucja składu – od 12 do 32 państw

Początkowo NATO składało się z 12 państw: Belgii, Kanady, Danii, Francji, Islandii, Włoch, Luksemburga, Holandii, Norwegii, Portugalii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Wkrótce dołączyły Grecja i Turcja (1952), RFN (1955), Hiszpania (1982). Po rozpadzie ZSRR nastąpiła ekspansja na wschód. Do sojuszu weszły m.in. Polska, Czechy, Węgry, kraje bałtyckie, Rumunia, Bułgaria, Chorwacja, Czarnogóra, Albania i Macedonia Północna.

Nowym rozdziałem były akcesje Finlandii (kwiecień 2023) i Szwecji (marzec 2024), które porzuciły neutralność po inwazji Rosji na Ukrainę. Obecnie NATO liczy 32 państwa, a status kandydatów posiadają Ukraina, Gruzja oraz Bośnia i Hercegowina.

Polska i NATO – integracja ze strukturami Zachodu

Po 1989 roku Polska jasno zażądała członkostwa w NATO. Ten cel wymagał reform: unowocześnienia armii, cywilnej kontroli nad wojskiem i demokratycznych standardów. 12 marca 1999 roku Polska, wraz z Czechami i Węgrami, dołączyła do sojuszu. Dla Polski było to symboliczne zakończenie procesu transformacji ustrojowej i ostateczne zakotwiczenie w zachodnich strukturach politycznych i militarnych.

Jak wspomina Robert Pszczel, polski dyplomata zaangażowany w negocjacje akcesyjne, „Polska wykonała ogrom pracy w celu przystosowania się do standardów Sojuszu, wykorzystując pełnię możliwości oferowanych przez nowe formuły partnerstwa”. W opinii Pszczela, kluczowe znaczenie miały również: regionalna współpraca, polityczna stabilność i zdolność do reagowania na zmieniające się stanowiska państw członkowskich, zwłaszcza Niemiec, wobec rozszerzenia NATO.

Wsparcie Ukrainy. NATO jako katalizator bezpieczeństwa, nie interwencji

Chociaż NATO oficjalnie nie wysyła wojsk na Ukrainę, państwa sojusznicze wspierają ją militarnie. Dostarczają m.in. systemy Patriot, czołgi, artylerię i myśliwce F‑16. Tego rodzaju pomoc dokumentuje m.in. niemiecki Kiel Institute w swoim Ukraine Support Tracker. Od listopada 2024 r. USA i Wielka Brytania zezwoliły Ukrainie na użycie ich rakiet do celów na terytorium Rosji.

Kwestia ukraińska – aspiracje i geopolityczne realia

Ukraina od dawna deklaruje chęć członkostwa w NATO. Sojusz uznaje, że jej drzwi pozostają otwarte, ale przynależność będzie możliwa dopiero po zakończeniu wojny i przeprowadzeniu reform. Rosja wyraża zdecydowany sprzeciw wobec tej perspektywy, argumentując, że zagraża to jej strategicznym interesom. W 2008 roku NATO formalnie zadeklarowało, że Ukraina w przyszłości będzie mogła dołączyć do Sojuszu. Temat ten regularnie wraca w wypowiedziach prezydenta Zełenskiego i liderów państw członkowskich.

Finansowanie obrony – pułap 2% i stawka 5%

NATO zaleca, by członkowie przeznaczali co najmniej 2% PKB na obronność. W 2024 roku 23 państwa osiągnęły ten poziom, podczas gdy dekadę wcześniej były to zaledwie trzy kraje. Państwa graniczące z Rosją: Polska, Litwa, Estonia wydają nawet więcej. Wydatki na obronność stały się też punktem napięcia transatlantyckiego. Prezydent Donald Trump wielokrotnie krytykował kraje europejskie za „niedoszacowanie wkładu”, postulując nawet cel 4–5% PKB.

Na szczycie w Hadze w czerwcu 2025 roku państwa NATO zgodziły się na podniesienie celu wydatków do 5% PKB do 2035 roku w tym 3,5% na wydatki militarne, 1,5% na technologie i cyberbezpieczeństwo. Hiszpania uzyskała czasowe zwolnienie.

NATO wobec współczesnych wyzwań i technologii

Fot. By The White House – https://x.com/POTUS/status/1810860250309751252, Public Domain, https://commons.wikimedia.org

Sojusz rozszerza działalność na obszary takie jak walka z dezinformacją, cyberzagrożenia, wojny hybrydowe i zmiany klimatyczne. Inwestuje również w nowe technologie: sztuczną inteligencję, systemy dronowe i infrastrukturę satelitarną. Na wschodniej flance NATO rozlokowano wielonarodowe bataliony w Polsce, krajach bałtyckich i Rumunii. Liczba żołnierzy w stanie gotowości wzrosła z 40 tys. do ponad 300 tys., a dowódcy Sojuszu przyjęli plany reagowania na potencjalne ataki w Arktyce, na Atlantyku i w rejonie Morza Śródziemnego.

Przyszłość NATO – siła przez adaptację

NATO stoi dziś przed fundamentalnym zadaniem: połączyć tradycyjne odstraszanie z elastyczną reakcją na globalne zagrożenia – od wyzwań ze strony Chin, przez zmiany klimatyczne, po technologiczną rywalizację z państwami autorytarnymi. W czasach, gdy przyszłość amerykańskiego zaangażowania w Europie staje się tematem sporów politycznych, NATO pozostaje jedyną realną strukturą, która łączy oba brzegi Atlantyku – i jedyną, która może odpowiedzieć na realne zagrożenia epoki postzimnowojennej.

 

Dariusz Frach, thefad.pl / Źródła: www.nato.int , NATO Defence Expenditure Report 2024, BBC News, „Finland and Sweden join NATO”, 2023–2024;  Reuters, „NATO’s stance on Ukraine membership”, 2023; Kiel Institute – Ukraine Support Tracker, 2024; SIPRI – wydatki militarne 2024; The Guardian, The Times, AP – doniesienia o postulacie 5% PKB


Parlament Europejski o „bezprecedensowym naruszeniu przestrzeni powietrznej”. UE deklaruje pełną solidarność z Polską

Michał Gostkiewicz

Parlament Europejski wstał po słowach Ursuli von der Leyen o „bezprecedensowym naruszeniu przestrzeni powietrznej Polski i UE”. Owację na stojąco wywołała deklaracja „pełnej solidarności” Unii z Polską. – Byliśmy świadkami bezprecedensowego i lekkomyślnego naruszenia przestrzeni powietrznej Polski i Europy przez ponad dziesięć rosyjskich dronów Shahed. Europa solidaryzuje się w pełni z Polską – powiedziała Ursula von der Leyen podczas orędzia o stanie Unii.

UE: pełna solidarność z Polską

Przewodnicząca Komisji Europejskiej uczyniła bezpieczeństwo Europy głównym motywem swojego pierwszego w drugiej kadencji przemówienia o stanie Unii (State of the Union). Nawiązała m.in. do „obrazków z Alaski” – spotkania Donalda Trumpa z Władimirem Putinem, czerwonego dywanu rozwiniętego dla rosyjskiego przywódcy oraz ustaleń, które jej zdaniem godziły w interesy Europy.

– Wszyscy widzimy, co Putin rozumie przez „dyplomację” – stwierdziła von der Leyen, przypominając, że rosyjski prezydent wciąż odmawia spotkania z Wołodymyrem Zełenskim.

Największe ataki Rosji od początku wojny

Szefowa KE przypomniała o ostatnich rosyjskich atakach – największym od początku wojny nalocie dronów i rakiet na Ukrainę w ubiegłym tygodniu, a także ostrzale wsi w obwodzie donieckim, gdzie zginęło ponad 20 cywilów czekających w kolejce po emerytury. W tym kontekście po raz kolejny wyraziła solidarność z Polską.

Von der Leyen: Rosja musi zapłacić

Przekaz Rosji jest jasny. Nasz też musi być – podkreśliła przewodnicząca KE. – Musimy zwiększyć presję, by Rosja wróciła do stołu negocjacyjnego. Pracujemy nad dziewiętnastym pakietem sankcji, skoncentrowanym na odchodzeniu od rosyjskich paliw kopalnych.

W dalszej części wystąpienia von der Leyen zapowiedziała intensyfikację pomocy dla Ukrainy – także z wykorzystaniem zamrożonych rosyjskich aktywów.

To jest wojna Rosji. I to Rosja powinna za nią zapłacić. Musimy pilnie wypracować nowe rozwiązania finansowania pomocy wojennej z wykorzystaniem zamrożonych aktywów. Dzięki nim możemy zapewnić Ukrainie pożyczkę na poczet reparacji. Same aktywa pozostaną nienaruszone. Ryzyko zostanie podzielone. Ukraina zacznie spłatę dopiero wtedy, gdy Rosja wypłaci reparacje – oświadczyła.

Rosyjskie drony nad Polską. Strasburg reaguje

Do sprawy odniosła się również wysoka przedstawicielka UE ds. zagranicznych, Kaja Kallas. Na platformie X oceniła, że naruszenie europejskiej przestrzeni powietrznej było działaniem celowym. „Wojna Rosji eskaluje, nie kończy się” – skwitowała.

Incydent z udziałem rosyjskich dronów stał się jednym z głównych tematów w Strasburgu. Głos zabrała także przewodnicząca Parlamentu Europejskiego, Roberta Metsola.

Polska ma pełne prawo się bronić przed każdym atakiem. Unia Europejska stoi zjednoczona. Tu chodzi nie tylko o członka UE, ale i o członka NATO. To kwestia nie tylko naszych wspólnych zdolności obronnych, ale też naszej gotowości na każdy taki incydent – zaznaczyła.

REDAKCJA POLECA

script type=’text/Javascript’>

 


Rosyjskie drony nad Polską: NATO reaguje, Artykuł 4 uruchomiony

Warszawa, 10 września 2025 r. – W nocy z 9 na 10 września polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez co najmniej 19 rosyjskich dronów, co stanowi bezprecedensowy incydent od początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku. Polskie siły zbrojne, wspierane przez sojuszników z NATO, zestrzeliły co najmniej trzy z nich, a czwarty prawdopodobnie również został zneutralizowany. Premier Donald Tusk uruchomił Artykuł 4 Traktatu Północnoatlantyckiego, wzywając do pilnych konsultacji w Sojuszu. Chociaż NATO nie klasyfikuje zdarzenia jako formalnego ataku, wstępne dane wskazują na celowy charakter prowokacji Moskwy, co budzi poważne obawy o eskalację konfliktu.

„Akt agresji” – reakcja polskich sił zbrojnych

Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ) określiło incydent jako „bezprecedensowe w skali naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez obiekty typu dron”, które stanowiło „akt agresji tworzący realne zagrożenie dla bezpieczeństwa naszych obywateli”. W trakcie nocnego ataku Rosji na Ukrainę, polska obrona powietrzna uruchomiła wszystkie niezbędne procedury.

Według ustaleń „Rzeczpospolitej” i innych mediów, przestrzeń powietrzną Polski naruszyło co najmniej 20 dronów, prawdopodobnie typu Shahed (irańskiej produkcji, używane przez Rosję). Spora część nadleciała bezpośrednio z terytorium Białorusi, co podkreśla rolę Mińska w eskalacji. Trzy drony zestrzelono, a trwają poszukiwania wraków – szczątki znaleziono m.in. w Wyrykach, Cześnikach i Czosnówce. Jeden fragment uderzył w budynek mieszkalny, jednak nie odnotowano ofiar. Incydent spowodował czasowe zamknięcie czterech lotnisk, w tym Chopina w Warszawie i Rzeszów-Jasionka, oraz wstrzymanie ruchu lotniczego nad Warszawą, Lublinem i innymi regionami.

Fot. AI

Wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz potwierdził, że drony stanowiące zagrożenie zostały zestrzelone za pomocą uzbrojenia. W akcji uczestniczyły polskie F-16, holenderskie F-35 (stacjonujące w Polsce od 1 września) oraz włoskie samoloty AWACS do wczesnego ostrzegania. To pierwszy raz, gdy samoloty NATO zestrzeliły rosyjskie drony nad terytorium państwa członkowskiego Sojuszu. W związku z incydentem skrócono czas gotowości żołnierzy w czterech wschodnich województwach do sześciu godzin, a Wojska Obrony Terytorialnej aktywowano do poszukiwań wraków. Alarm ogłoszono również dla policji w tych regionach.

Premier Tusk, informując o sytuacji na platformie X, podkreślił: „Trwa operacja związana z wielokrotnym naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej. Przeciwko obiektom wojsko użyło uzbrojenia. Jestem w stałym kontakcie z Prezydentem i Ministrem Obrony”.

Później, w Sejmie, nazwał incydent „prowokacją o dużej skali” i ostrzegł: „Polska znalazła się najbliżej otwartego konfliktu od czasów II wojny światowej”. Zwołał też nadzwyczajne posiedzenie rządu oraz naradę w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego z udziałem prezydenta Karola Nawrockiego. Prezydent nazwał zdarzenie „bezprecedensowym momentem w historii NATO i Polski”, podkreślając konieczność wyciągnięcia konsekwencji i dziękując żołnierzom za szybką reakcję.

NATO: „To nie był atak”, ale celowa prowokacja

NATO nie traktuje wtargnięcia jako formalnego ataku, ale jako poważne naruszenie – przekazała agencja Reutera, powołując się na źródła w Sojuszu. „Wtargnięcie rosyjskich dronów w przestrzeń powietrzną Polski było celowe” – brzmi wstępna ocena. To pierwszy przypadek, w którym samoloty NATO walczyły z potencjalnym zagrożeniem w przestrzeni powietrznej Sojuszu. Rada Północnoatlantycka omówi reakcję podczas środowego posiedzenia.

Rzeczniczka NATO Alison Hart napisała na X: „Ostatniej nocy wiele dronów wleciało w polską przestrzeń powietrzną i napotkało na opór polskiej i natowskiej obrony powietrznej”. Podkreśliła, że sekretarz generalny Mark Rutte jest w stałym kontakcie z polskimi władzami, a Sojusz prowadzi ścisłe konsultacje. Dowódca sił NATO w Europie, generał Alexus Grynkewich, oświadczył: „Sojusz zareagował szybko i zdecydowanie, demonstrując nasze możliwości”.

Polska formalnie uruchomiła Artykuł 4 Traktatu Waszyngtońskiego, co oznacza konsultacje polityczne w obliczu zagrożenia dla bezpieczeństwa członka Sojuszu. To siódme takie wezwanie w historii NATO i drugie przez Polskę. Premier Tusk wyjaśnił: „Fakt, że te drony zostały zestrzelone, zmienia sytuację polityczną”.

Reakcje międzynarodowe

Świat zareagował natychmiastowo, podkreślając powagę incydentu. Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas nazwała go „najpoważniejszym naruszeniem europejskiej przestrzeni powietrznej przez Rosję od początku wojny” i dodała: „Wskazówki sugerują, że było to celowe, nie przypadkowe. Wojna Rosji eskaluje, nie kończy się”. Ursula von der Leyen potępiła „nieodpowiedzialne i lekkomyślne” działania Moskwy, wzywając do stworzenia „ściany antydronowej” na wschodzie UE.

Prezydent Francji Emmanuel Macron określił sytuację jako „po prostu nieakceptowalną” i zapewnił o solidarności z Polską. Premier Włoch Giorgia Meloni, premier Holandii Dick Schoof, a także przywódcy Szwecji, Finlandii i Irlandii przekazali wyrazy wsparcia.

Z USA popłynęły ostrzeżenia o testowaniu determinacji NATO. Senator Dick Durbin uznał incydent za sygnał ostrzegawczy, a kongresmen Joe Wilson nazwał go „aktem wojny”.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ocenił sytuację jako „niebezpieczny precedens dla Europy”. Kreml zaprzecza odpowiedzialności, a Białoruś twierdzi, że drony były „zabłąkane”.

Kontekst i implikacje

Incydent wpisuje się w serię wcześniejszych naruszeń. Eksperci, m.in. gen. Stanisław Koziej, wskazują, że to test reakcji NATO przed manewrami „Zapad-2025”. Premier Tusk podkreślił: „To prowokacja nieporównywalnie bardziej niebezpieczna niż poprzednie”.

W Polsce ujawniono poważne luki w systemie antydronowym. Modernizacja SkyCTRL została wstrzymana przez Radę Modernizacji Technicznej, a brak funduszy opóźnia wdrożenie nowych rozwiązań. Analitycy ostrzegają, że pełne wzmocnienie zdolności zajmie miesiące.

Po raz pierwszy NATO zestrzeliło rosyjskie drony nad państwem członkowskim. To wydarzenie zmienia dynamikę wojny, podnosząc stawkę dla całego Sojuszu i pokazując, że granice nie są nietykalne.

Dariusz Frach, thefad.pl / Na podstawie doniesień agencji Reutera, „Rzeczpospolitej”, TVN24 i PAP

 


Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję