Szukaj w serwisie

×

Nawrocki idzie na totalne starcie z rządem. Waldemar Żurek: Tak działał Król Słońce, mogę tylko przyklasnąć

Środowy ruch prezydenta wstrząsnął środowiskiem prawniczym i polityką rządu. Nawrock ogłosił, że odmówił nominacji 46 sędziów i przez pięć lat nie będzie awansować tych, którzy, w jego ocenie kwestionują porządek konstytucyjny. Wieczorem do Ministerstwa Sprawiedliwości dotarło pismo z listą nazwisk, ale bez uzasadnienia decyzji. Resort zapowiada analizę dokumentu i ocenę podstaw prawnych.

Waldemar Żurek. Fot. screen shot, KPRM

Co dokładnie ogłosił prezydent

Karol Nawrocki poinformował, że nie zgodził się na nominację 46 sędziów i że w najbliższych pięciu latach nie będzie awansował ani powoływał osób, które – jak mówi – podważają konstytucyjne uprawnienia głowy państwa oraz obowiązujący porządek prawny. W wystąpieniu powoływał się na art. 179 Konstytucji i wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 5 czerwca 2012 roku, które traktują powołanie sędziego jako osobistą prerogatywę prezydenta, niewymagającą kontrasygnaty premiera. Zapowiedź potwierdziła Kancelaria Prezydenta, a napięcie polityczne odnotowały również agencje międzynarodowe.

Reakcja Ministerstwa Sprawiedliwości i rządu

Jeszcze tego samego dnia Ministerstwo Sprawiedliwości przekazało, że otrzymało pismo z Kancelarii Prezydenta dotyczące odmowy powołania 46 sędziów, ale dokument nie zawiera uzasadnienia. Resort zapowiedział zajęcie stanowiska po przeanalizowaniu imiennej listy. W przekazie rządowym wybrzmiewa teza o przekroczeniu przez prezydenta konstytucyjnych uprawnień. Część konstytucjonalistów podkreśla, że zakres uznania głowy państwa nie jest absolutny.

Waldemar Żurek: mogę tylko przyklasnąć

Minister sprawiedliwości wyjaśnił, jak wygląda prawidłowa procedura: „Pierwszy etap to konkurs przed legalną KRS. Gdy konkurs jest zakończony, jest uchwała wskazująca osoby aspirujące do stanowiska sędziego i ona jest zaskarżalna do SN. A później jest akt nominacji wręczany przez prezydenta”. Dodał, że „jeśli między etapem zakończenia konkursu w KRS a wręczeniem nominacji wyjdą nowe okoliczności, prezydent może cofnąć wniosek do KRS i wtedy Rada proceduje ponownie”.

Odnosząc się do możliwych motywów odmów, Waldemar Żurek stwierdził: „Wypowiedzi przedstawicieli Kancelarii Prezydenta wskazują – moim zdaniem – na pozamerytoryczne przesłanki do takiej odmowy”. Zaznaczył jednak, że „jeżeli te 46 osób przeszło przez ‘neoKRS’, a prezydent odmówił im dlatego, że była wadliwie ukształtowana Krajowa Rada Sądownictwa, to mogę tylko przyklasnąć”.

Minister podkreślił potrzebę kontroli prawnej: „Ta decyzja powinna być traktowana jako akt administracyjny, powinna podlegać kontroli sądowej”. I doprecyzował granice uznania głowy państwa: „Prezydent w Polsce nie ma takiej władzy, żeby powiedział, że Kowalskiego nominuje, a Nowaka nie – bez uzasadnienia. Każdy, kto ubiega się o urząd publiczny, musi wiedzieć, na jakiej podstawie prawnej odmówiono mu dostępu do tego urzędu”.

Wskazał również potencjalny kierunek skarg: „Po odmowie prezydenta, w mojej ocenie przysługuje droga do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka”. Komentując styl decyzyjny, zakończył ostrą metaforą: „Nie wiemy, czy te indywidualne odmowy będą w jakiś sposób uzasadniane, czy po prostu prezydent da nam listę i powie: ‘tych chcę, tych nie chcę’. Tak działał Król Słońce, a my jesteśmy republiką, która ma konstytucję”.

Prawnokonstytucyjne tło sporu

Art. 179 Konstytucji stanowi, że sędziowie są powoływani przez Prezydenta RP na wniosek KRS. W wyroku z 2012 roku (sygn. K 18/09) TK uznał ten akt za prerogatywę, a więc kompetencję osobistą, która nie wymaga kontrasygnaty i nie sprowadza się do automatycznego wykonania wniosku KRS. Spór nie dotyczy więc samego istnienia prerogatywy, lecz jej granic: czy i w jakich okolicznościach prezydent może odmówić, jak należy uzasadniać odmowę i czy taka odmowa podlega kontroli sądowej.

Co wiemy o liście i praktycznych skutkach

Według komunikatów rządowych lista obejmuje osoby na różnych etapach ścieżki zawodowej, zarówno kandydatów do pierwszej nominacji, jak i wnioski awansowe. W środę, 12 listopada, po godzinach popołudniowych ministerstwo potwierdziło odbiór dokumentów, zastrzegając brak uzasadnienia. Jeżeli wstrzymanie obejmuje obsadę etatów w sądach powszechnych, skutkiem mogą być kolejne opóźnienia w sprawach i wzrost zaległości.

Granice uznania: możliwe scenariusze

Rządowa narracja sugeruje, że odmowa powołania, jeśli zostanie potraktowana jako akt władzy publicznej o charakterze administracyjnym lub w inny sposób zaskarżalny powinna podlegać kontroli sądowej, a w dalszej kolejności może prowadzić do skarg do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka po wyczerpaniu środków krajowych. Z kolei zwolennicy szerokiej interpretacji prerogatywy wskazują, że decyzja prezydenta jest w zasadzie uznaniowa. Dzisiejszy spór toczy się więc nie tylko o listę 46 nazwisk, lecz o model równowagi władz w państwie prawa.

To kolejny punkt zapalny po sygnałach blokowania przez Nawrockiego nominacji w innych służbach i instytucjach. W ocenie obserwatorów może to przełożyć się na wielomiesięczny impas legislacyjny i ustrojowy.

Źródło: PAP, Reuters, TVN24, ONET

 


Nawrocki żąda przeprosin od szefów służb. Siemoniak: To pierwsza porażka Prezydenta

Karol Nawrocki ostro skrytykował premiera Donalda Tuska i szefów służb specjalnych, żądając od nich przeprosin i stawienia się w Pałacu Prezydenckim. W poniedziałkowym wywiadzie dla Telewizji Republika Nawrocki oskarżył rząd – jak twierdzi – o blokowanie kontaktów ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego i Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co miało uniemożliwić podpisanie nominacji oficerskich przed Świętem Niepodległości. Strona rządowa przedstawia to inaczej. Wskazuje na obowiązujące procedury i konieczność uzgodnień z premierem. Zaznacza również, że prezydent – wbrew zarzutom – otrzymuje materiały na piśmie z odpowiednimi klauzulami.

Prezydent: Szefowie służb odmówili mi spotkania

Karol Nawrocki w rozmowie z TV Republika nie krył oburzenia sytuacją, która miała miejsce dwa tygodnie wcześniej. Jak podkreślił, po raz pierwszy w historii III Rzeczypospolitej – jak twierdzi – szefowie służb specjalnych odmówili spotkania z demokratycznie wybranym prezydentem. „Zaprosiłem wszystkich czterech szefów służb: wojskowych i cywilnych. Zaproszenia wysłano z tygodniowym wyprzedzeniem” – powiedział.

Według jego relacji, informację o przyczynie niestawiennictwa funkcjonariuszy otrzymał dopiero po czasie. „Tylko po jakimś czasie poinformowano mnie, że zabronił im tego premier Donald Tusk” – dodał.

Nawrocki nie szczędził krytycznych słów pod adresem szefów służb. „Niech rozważą w swoim sercu, czy tak się zachowuje wysoki oficer państwa polskiego, że odmawia spotkania z prezydentem. Czekam na przeprosiny i stawienie się szefów służb u prezydenta, żeby rozmawiać także o awansach oficerskich” – oświadczył stanowczo.

Premier zarzuca Nawrockiemu wojnę z rządem

Spór rozpoczął się 7 listopada, gdy Donald Tusk w nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych ostro skrytykował decyzję Karola Nawrockiego o niepodpisaniu nominacji dla 136 funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

„Wszyscy czekali. Oni, przyszli bohaterowie, ich rodziny. Prezydent uznał, że nie podpisze tych promocji. To taki dalszy ciąg jego wojny z polskim rządem. Żeby być prezydentem, nie wystarczy wygrać wyborów” – stwierdził premier. Podkreślił, że młodzi funkcjonariusze to patrioci, którzy chcą służyć Polsce, a decyzja prezydenta uderza w system bezpieczeństwa państwa.

Siemoniak: To pierwsza porażka prezydenta

Minister-koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak w programie „Kropka nad i” TVN24 ostro odniósł się do stanowiska prezydenta.

„To pierwsza porażka prezydenta” – ocenił, nalegając na podpisanie listy nominacji. „Apeluję, proszę, panie prezydencie, niech pan podpisze tę listę, a potem się spierajmy, mówmy sobie różne rzeczy”. Zaprzeczył, aby odwołano jakiekolwiek spotkania z prezydentem. „Nikt ich nie odwołał, bo nikt ich nie zwołał. Nie może być tak, że sekretariat prezydenta dzwoni i wzywa szefów służb, wyznacza im godzinę za dwa tygodnie. Muszą mieć zgodę premiera”.

Dodał, że prezydent jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych RP, ale nie ma zwierzchnictwa nad służbami specjalnymi, które podlegają odpowiednio Prezesowi Rady Ministrów (ABW) oraz ministrowi obrony narodowej w strukturze resortu (SKW). Siemoniak zdementował również informacje o odcinaniu prezydenta od ważnych materiałów.

„Kłamstwem jest to, co mówią wszyscy urzędnicy prezydenta, że prezydent jest odcinany od jakichkolwiek informacji. Jest praktyka przekazywania dokumentów na piśmie z odpowiednimi klauzulami. To wszystko prezydent dostaje. Mało tego, tego dnia, kiedy miały być te spotkania, od służb otrzymał pełne materiały w tych tematach”.

Konstytucyjne kompetencje pod lupą

W centrum sporu znalazła się kwestia konstytucyjnych kompetencji prezydenta i premiera. Donald Tusk podkreślał, że w Polsce istnieją określone procedury współpracy, takie jak Rada Bezpieczeństwa Narodowego czy Rada Gabinetowa. „Prezydent w Polsce nie jest od tego, żeby wzywać ministrów czy urzędników państwowych, którzy są podlegli rządowi” – argumentował szef rządu.

Tusk zapewnił, że „nikomu niczego nie zakazuje”, ale szefowie służb mogą spotykać się z prezydentem tylko po uprzednim zwróceniu się głowy państwa do premiera z wyjaśnieniem celu spotkania. Z kolei Karol Nawrocki zarzucił premierowi łamanie zasad współpracy między najważniejszymi organami państwa. „Pan premier Tusk musi zrozumieć, że nie jest królem, ale szefem rządu. A to oznacza obowiązek współpracy z prezydentem wybranym przez Polaków, zwłaszcza w kwestiach bezpieczeństwa państwa” – podkreślił prezydent.

Bezpieczeństwo państwa zakładnikiem sporu?

Nawrocki oskarżył premiera o „politykę twitterową” w kwestiach bezpieczeństwa. „Nie zamierzałem być małostkowy jak pan premier i uznałem, że ta sytuacja z odmową spotkania ze mną nie powinna być częścią debaty w opinii publicznej” – mówił. Dodał, że szef rządu zachował się „nieodpowiedzialnie”, nagłaśniając sprawę publicznie. „Mam nadzieję, że pan premier wyciągnie z tego konsekwencje i jest to pierwszy i ostatni raz, gdy posuwa się do polityki twitterowej wokół kwestii bezpieczeństwa, nie zostawiając mi możliwości, żebym również odniósł się do tego publicznie”.

Według Nawrockiego, w czasie gdy za wschodnią granicą Polski trwa wojna, premier zadecydował, że głowa państwa i zwierzchnik sił zbrojnych ma być pozbawiony dostępu do najważniejszych informacji o bezpieczeństwie. „W ten sposób po raz kolejny premier wykorzystał służby specjalne w walce politycznej” – ocenił.

Strona rządowa odpowiada, że dostęp do informacji jest zapewniany na bieżąco w formie pisemnej, zgodnie z procedurami.

Tradycja nominacji oficerskich przerwana

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, pierwszy stopień oficerski nadaje w Polsce prezydent na wniosek ministra obrony narodowej lub ministra spraw wewnętrznych i administracji. W tym roku spór dotyczy nominacji na pierwszy stopień w ABW i SKW w okolicach Narodowego Święta Niepodległości 11 listopada. Tradycyjnie promocje odbywają się przy okazji najważniejszych świąt państwowych, w tym często 11 listopada.

Tomasz Siemoniak podkreślił, że nigdy wcześniej nie doszło do sytuacji, w której prezydent odmówiłby podpisania nominacji na pierwszy stopień oficerski, nawet gdy relacje między rządem a głową państwa były napięte.

„Są sprawy, którymi się po prostu nie gra. Wywoływanie nagłego kryzysu wokół ściągania podległych premierowi szefów służb specjalnych na indywidualne rozmowy z prezydentem oraz blokowania awansów na pierwszy stopień oficerski absolutnie nie służy państwu” – ostrzegał minister.

DF, thefad.pl / Źródło: RMF24, Wprost, TVN24


Uważaj na oszustwo „na lusterko” we Włoszech. Jak działa i jak się nie dać nabrać

Włoskie wakacje, wynajęty samochód i malownicza trasa. Nagle słyszysz głośny stukot, a obok pojawia się auto sygnalizujące, że właśnie urwałeś mu lusterko. To nie wypadek, to perfidne oszustwo, przed którym ostrzega nawet niemiecki automobilklub ADAC. Turyści, w tym Polacy, regularnie tracą w ten sposób pieniądze.

Fot. thefad.pl / AI

Włochy to jeden z ulubionych kierunków wakacyjnych Polaków, a wynajęty samochód wydaje się idealnym sposobem na zwiedzanie. Trzeba jednak zachować czujność, bo na drogach, zwłaszcza w pobliżu popularnych kurortów i na autostradach, nasila się proceder znany jako „truffa dello specchietto”. Ofiarami padają niemal wyłącznie zagraniczni turyści, którzy nie znają lokalnych realiów i chcą uniknąć problemów na urlopie.

Jak działa „truffa dello specchietto”?

Scenariusz jest niemal zawsze ten sam i zaskakująco skuteczny. Oszuści wybierają miejsca, gdzie ruch jest spowolniony – zjazdy z autostrad, okolice stacji paliw czy MOP-ów. Gdy ich wyprzedzasz, jadąc często prawym pasem, rzucają w twój samochód mały kamień lub inny twardy przedmiot. Słyszysz wyraźne uderzenie i to jest kluczowy moment. Chwilę później oszust zrównuje się z tobą, trąbi, miga światłami i wskazuje na swoje rzekomo uszkodzone lusterko, zmuszając cię do zatrzymania się na poboczu lub parkingu.

Teatr jednego aktora na poboczu

Po zatrzymaniu rozpoczyna się przedstawienie. Z drugiego auta wysiada zazwyczaj jeden lub dwóch mężczyzn. Podchodzą zdenerwowani, twierdząc, że uderzyłeś w ich lusterko i pokazują „dowód” – starą rysę lub pęknięcie. Aby uwiarygodnić historię, często dyskretnie pocierają obudowę twojego lusterka kredą lub innym materiałem, zostawiając ślad. Turyści, zdezorientowani hałasem, który wcześniej słyszeli, i presją chwili, często zaczynają wierzyć, że faktycznie ponoszą winę.

Propozycja „polubownego” załatwienia sprawy

Zwykle następuje szybka propozycja „rozsądnego” rozwiązania. Oszust nie chce wzywać policji ani zgłaszać sprawy do ubezpieczyciela. Twierdzi, że to „zbyt wiele formalności”, zwłaszcza dla turysty. Zamiast tego pokazuje w telefonie ogłoszenie z ceną używanej części i proponuje rozliczenie gotówką. Kwoty są na tyle niskie, by ofiara wolała zapłacić i mieć spokój, niż ryzykować wielogodzinne procedury z lokalnymi służbami w obcym języku.

Jak się bronić? Eksperci radzą: nie zatrzymuj się

Eksperci z ADAC radzą, co robić w takiej sytuacji. Jeśli masz pewność, że zachowałeś bezpieczny odstęp i do żadnej kolizji nie doszło, najlepszą reakcją jest… brak reakcji. Nie zjeżdżaj na wezwanie innego kierowcy. Jeśli jednak zdecydujesz się zatrzymać, bo masz wątpliwości, twoim pierwszym ruchem powinno być wyjęcie telefonu i poinformowanie, że dzwonisz na policję (Carabinieri, numer 112). Jak donoszą specjaliści, taka deklaracja zazwyczaj kończy dyskusję, a oszuści szybko odjeżdżają. Niezwykle pomocny okazuje się też wideorejestrator, który jest najlepszym dowodem na to, że do żadnego kontaktu między pojazdami nie doszło.

DF, thefad.pl / Źródło: ADAC

 


Czy jesteśmy sami w kosmosie? Nauka mówi: prawie na pewno nie

Spójrz w nocne niebo usiane gwiazdami. To tylko maleńki fragment tego, co naprawdę kryje wszechświat. Choć nie mamy twardych dowodów, naukowcy są niemal pewni: tam gdzieś, w bezkresie kosmosu, istnieje życie. Dlaczego jednak — mimo wszystkich możliwości — wciąż nie nawiązaliśmy kontaktu?

Droga Mleczna widziana z kosmosu — wizualizacja. Ukośny widok na jasne jądro z poprzeczką oraz ramiona spiralne przecinane ciemnymi pasmami pyłu

DF, thefad.pl. Droga Mleczna widziana z kosmosu — wizualizacja. Ukośny widok na jasne jądro z poprzeczką oraz ramiona spiralne przecinane ciemnymi pasmami pyłu. / Fot. AI

Matematyka życia

Nasza galaktyka, Droga Mleczna, to tylko jedna z setek miliardów galaktyk we wszechświecie. Zawiera od 100 do 400 miliardów gwiazd — najczęściej szacuje się tę liczbę na około 200-300 miliardów. Każda z nich, podobnie jak nasze Słońce, może być źródłem życia na krążących wokół niej planetach.

„Jesteśmy niemal pewni, że tam są” — mówi dr Maggie Aderin-Pocock, specjalistka do spraw kosmosu. „To czysta matematyka. To kwestia prawdopodobieństwa”.

Naukowcy nieustannie odkrywają planety krążące wokół odległych gwiazd — tzw. egzoplanety. Obecnie znamy już ponad 5500 takich obiektów, a katalog ten stale się rozszerza. Dzięki zaawansowanej spektroskopii badają skład chemiczny atmosfer tych ciał niebieskich, szukając warunków podobnych do ziemskich.

Setki obiecujących kandydatów

Wskazówki są zachęcające. Naukowcy zidentyfikowali już setki potencjalnie nadających się do zamieszkania planet — światów krążących w tzw. ekosferze, czyli strefie wokół gwiazdy, gdzie temperatura pozwala na istnienie ciekłej wody.

„Znamy setki potencjalnie nadających się do zamieszkania planet” — potwierdza prof. Tim O’Brien z brytyjskiego University of Manchester. „Prawdopodobnie w ciągu dekady znajdziemy planetę, która może wykazywać oznaki życia”.

Jeszcze bardziej fascynujące odkrycia robimy na samej Ziemi. Organizmy żywe odnaleziono w miejscach wcześniej uznawanych za całkowicie martwe — w najgłębszych rowach oceanicznych, bez dostępu do światła i ciepła, w ekstremalnych warunkach, które kiedyś wydawały się niemożliwe do przetrwania.

Te odkrycia zmieniły nasze myślenie. Kiedyś sądzono, że życie może istnieć tylko na planetach w określonej odległości od gwiazdy. Dziś wiemy, że także księżyce — nie tylko planety — mogą podtrzymywać życie. Życie jest znacznie bardziej odporne, niż kiedykolwiek przypuszczaliśmy.

Inteligencja to zupełnie inna sprawa

To nie znaczy oczywiście, że znajdziemy gdzieś zielone istoty ze statkami kosmicznymi. Eksperci ostrzegają: nawet jeśli życie istnieje powszechnie, niemal niemożliwe jest stwierdzenie, czy jest inteligentne.

„Przez większość historii życia na Ziemi było ono bardzo proste. Przez miliardy lat istniały tylko bakterie” — przypomina prof. O’Brien.

Rozwój życia wielokomórkowego był wynikiem serii przypadkowych zdarzeń. Aby życie pozaziemskie mogło się z nami skontaktować, musiałoby przejść podobną — lub bardziej zaawansowaną — ewolucję technologiczną. A to wcale nie musi być regułą.

Dlaczego nas nie odwiedzili?

Jeśli nie jesteśmy sami, pojawia się pytanie: dlaczego obcy nas nie odwiedzili? Odpowiedź jest złożona.

„Naszym największym problemem jest to, że mamy tylko jeden przykład życia — życie na tej planecie” — wyjaśnia dr Aderin-Pocock. Nie wiemy, czy to uniwersalny wzorzec. „Jeśli żyjesz przy aktywnej gwieździe, możesz mieszkać pod ziemią… To nie znaczy, że inteligentne życie nie istnieje, ale może nie mieć możliwości nadawania sygnałów”.

Być może po prostu nie mówimy tym samym językiem — w sensie naukowym. Od około 1960 roku naukowcy używają radioteleskopów do nasłuchiwania sygnałów od cywilizacji pozaziemskich. Istnieje jednak wiele różnych sposobów przesyłania informacji — możemy po prostu ich nigdy nie usłyszeć.

Poszukiwania trwają

W ramach projektu Breakthrough Listen naukowcy z University of California w Berkeley przeszukują milion najbliższych gwiazd i centra 100 galaktyk, licząc na kontakt z kimkolwiek zdolnym do wysłania wiadomości. Badają też obszary w centrum Drogi Mlecznej, oddalone o około 26 000-28 000 lat świetlnych.

Problem w tym, że wiadomość z tak odległych miejsc potrzebowałaby dziesiątek tysięcy lat, by do nas dotrzeć. A jeśli wyślelibyśmy odpowiedź? Kolejne dziesiątki tysięcy lat. To międzygwiezdna gra w ping-ponga, która może trwać dłużej niż cała historia ludzkiej cywilizacji.

Więźniowie grawitacji

Podróże międzygwiezdne na ogromne odległości nie będą możliwe w najbliższej przyszłości. Możemy wysyłać fale radiowe z prędkością światła — ale to tylko fale, nie ludzie czy sondy. Żaden pojazd kosmiczny nie jest w stanie podróżować między gwiazdami z takimi prędkościami.

Jeśli nasza cywilizacja nie jest jeszcze do tego zdolna, eksperci twierdzą, że nasi kosmiczni sąsiedzi prawdopodobnie też nie. A nawet jeśli mają technologię, by do nas dotrzeć, mogą po prostu nie chcieć.

Kosmiczne okno możliwości

Potrzebna jest też ogromna dawka szczęścia — albo odpowiednie zgranie w czasie. Życie na Ziemi istnieje od ponad 3,5 miliarda lat, ale współczesny człowiek — zaledwie około 300 000 lat. A ponieważ cywilizacje mogą znikać szybko, okno kontaktu jest bardzo wąskie.

„Jeśli nasze cywilizacje się nie pokrywają” — mówi dr Aderin-Pocock — „to nigdy nie spotkamy obcych”.

Może przybyli dawno temu, kiedy na Ziemi królowały dinozaury — i nikt nie był w stanie ich powitać. Może pojawią się w przyszłości — długo po tym, jak ludzka cywilizacja przestanie istnieć. Być może jesteśmy jak statki mijające się w nocy, nigdy nie dostrzegając nawzajem swoich świateł.

Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. Ale sama świadomość, że tam gdzieś — wśród miliardów gwiazd i galaktyk — może istnieć życie, sprawia, że nocne niebo wydaje się trochę mniej samotne.


DF, thefad.pl / Źródło: Na podstawie wypowiedzi dr Maggie Aderin-Pocock i prof. Tima O’Briena dla BBC

 


Jak Rosja werbuje agentów w Europie? Metody w rekrutacji sabotażystów

Victoria Vlasenko

Podczas wojny z Ukrainą Moskwa stworzyła sieć agentów powiązanych z przestępczym podziemiem do przeprowadzania aktów sabotażu w państwach Unii Europejskiej. Jak można temu zaradzić?

Fot. Zrzut ekranu ze strony internetowej GLOBSEC: Raport „Przestępczość jako narzędzie wojny hybrydowej w Europie”

Na potrzeby wojny hybrydowej przeciwko Europie Rosja stworzyła specjalną sieć agentów, opartą na bliskich powiązaniach placówek państwowych z przestępczym podziemiem. Rekrutuje się do niej także karanych wcześniej rosyjskojęzycznych mężczyzn, by przeprowadzali akty sabotażu w Europie.

Do takiego wniosku doszli eksperci organizacji GLOBSEC i Międzynarodowego Centrum ds. Zwalczania Terroryzmu (ICCT) z siedzibą w Hadze we wspólnie przeprowadzonym badaniu pod tytułem „Russia’s Crime-Terror Nexus: Criminality as a Tool of Hybrid Warfare in Europe” („Rosyjskie powiązania między przestępczością a terroryzmem: Przestępczość jako narzędzie prowadzenia wojny hybrydowej w Europie”). Jego wyniki przedstawiono w Brukseli na posiedzeniu komisji specjalnej ds. europejskiej tarczy demokratycznej (EUDS) Parlamentu Europejskiego.

Badanie to przedstawia taktykę Moskwy w związku z jej wojną przeciwko Ukrainie i pokazuje, że „operacje hybrydowe nie są żadną sprawą drugoplanową, tylko pełnią główną rolę w rosyjskiej strategii”. Naukowcy porównują ją z działaniami tak zwanego Państwa Islamskiego (ISIS), organizacji terrorystycznej, która także swego czasu rekrutowała w Europie kryminalistów. „Tym razem jednak chodzi nie o organizację terrorystyczną, tylko o działania państwa, które również prowadzi akcję werbunkową i różne operacje” – podkreślają autorzy badania.

Mężczyźni z przeszłością kryminalną

Zwracają uwagę, że w okresie od stycznia 2022 r. do lipca 2025 r. w Europie, głównie w Polsce i we Francji, przeprowadzono 110 aktów sabotażu i prób zamachu mających jakieś powiązania z Rosją. 89 z nich było udanych, a 21 udaremniono. Autorzy podkreślają dalej, że liczba takich udaremnionych ataków i zamachów może być w rzeczywistości znacznie wyższa, ponieważ tajne służby je zwalczające niechętnie podają szczegółowe dane o swoich działaniach.

Ekspertom GLOBSEC i ICCT udało się ustalić tożsamość 131 osób, które uczestniczyły w tych aktach sabotażu i próbach zamachu. Przynajmniej 31 z nich było wcześniej karanych i zwerbowano je w więzieniach lub za pośrednictwem przestępczych organizacji.

Zdaniem autorów badania do aktów sabotażu w Europie Kreml rekrutuje głównie mężczyzn około trzydziestki mówiących po rosyjsku, pochodzących przeważnie z państw, które wyłoniły się z byłych republik radzieckich, oraz znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej. Ich pozyskanie następuje często online, przeważnie za pośrednictwem aplikacji Telegram, jak również poprzez krewnych i przyjaciół.

Najważniejszą zachętą w akcji rekrutowania sabotażystów są pieniądze. Chodzi tu o stosunkowo niewielkie sumy za rozdawanie prorosyjskich ulotek, od stosunkowo niewielkich sum po pokaźne kwoty za próby przeprowadzenia ataków na obiekty infrastruktury krytycznej.

Zemsta na Europie za pomoc dla Ukrainy

W celu finansowania takich działań Moskwa stawia również na środki nielegalne, aby obejść zachodnie sankcje gospodarcze. „Te kanały umożliwiają Kremlowi obchodzenie ograniczeń z jednej strony i jednocześnie, z drugiej, głębsze włączenie przestępczych sieci w prowadzenie wojny hybrydowej” – piszą autorzy badania.

„Nielegalne przepływy pieniędzy, przestępczość i operacje hybrydowe nie stanowią żadnych odrębnych wyzwań, tylko są elementami tego samego planu działania” – dodają. „Militarne kampanie i działania Rosji, takie jak zamachy bombowe, podpalenia i próby zamachów, mają być traktowane zarówno jako kara dla Europy za jej pomoc dla Ukrainy, jak i przygotowania Rosji do ewentualnego konfliktu na większą skalę”.

Bliskie związki z przestępczym podziemiem

– Posługiwanie się przez rosyjski rząd przestępcami nie jest niczym nowym – wyjaśnia Dominika Hajdu z think tanku GLOBSEC. Ludzie, którzy żyli na wschód od żelaznej kurtyny, dobrze pamiętają, jak stałe braki w zaopatrzeniu w ZSRR zwiększały zależność radzieckiego społeczeństwa od szarej strefy w gospodarce.

Po rozpadzie Związku Radzieckiego w Rosji, w odróżnieniu od innych państw postkomunistycznych, walka z korupcją nie była żadnym priorytetem dla władz. Przeciwnie, korupcja stała się normą i metodą działania najrozmaitszych instytucji i urzędów. Zdaniem Dominiki Hajdu w 1994 roku w Rosji działało ponad 500 organizacji przestępczych, które kontrolowały około 40 tys. przedsiębiorstw.

– Na początku lat 2000. przedstawiciele organów bezpieczeństwa, a wśród nich oficerowie KGB, zwiększyli swoje wpływy w kontrolowaniu działalności Federacji Rosyjskiej, a ich powiązania z przestępczym podziemiem stały się częścią nowego systemu państwowego – wyjaśnia.

„Chcemy występować przeciwko zwerbowanym”

Także Bartłomiej Sienkiewicz uważa posługiwanie się metodami stosowanymi przez kryminalistów i utrzymywanie bliskich więzi przez rząd Rosji z przestępczym podziemiem za długoletnią praktykę. Sienkiewicz jest posłem do Parlamentu Europejskiego i członkiem frakcji Europejskiej Partii Ludowej.

W rozmowie z DW nie miał żadnych wątpliwości, że Kreml utrzymuje stosunki z przestępczym podziemiem, aby werbować agentów w Europie. Jego zdaniem podstawowy problem dotyczy odpowiedzi na pytanie: „Jak my powinniśmy na to reagować?”. Sienkiewicz zwrócił w tym kontekście uwagę na liczne incydenty z dronami nad unijnymi lotniskami, które sparaliżowały ruch lotniczy w Europie.

– Nikt ich nie zestrzelił. Chcemy występować przeciwko osobom zwerbowanym przez Rosję, ale aktywność na aplikacji Telegram trwa w najlepsze, chociaż UE powinna je w zasadzie kontrolować – podkreśla Sienkiewicz.

Co powinna zrobić Unia Europejska?

Autorzy badania starają się wydać garść zaleceń mogących być podstawą dla możliwych działań UE. Jednym z nich jest lepsze kontrolowanie takich platform internetowych jak Telegram.

Dalszym krokiem powinno być, ich zdaniem, rozszerzenie definicji pojęcia „zagrożeń hybrydowych”, ponieważ w doktrynach wielu państw nie uwzględnia się w należytym stopniu działań ugrupowań przestępczych, ich zmotywowanych ideologicznie przedstawicieli oraz osób działających w pojedynkę. Właśnie takie luki w prawie pozwalają Rosji skutecznie zaprzeczać jej roli w operacjach sabotażowych i innych atakach i występować w roli niesłusznie oskarżanej ofiary pomówień.

Dominika Hajdu uważa bliską współpracę instytucji publicznych i prywatnych w walce z tym zagrożeniem za bardzo ważną. Jak mówi: „Muszą być partnerami, ponieważ przedsiębiorstwa prywatne w Europie dysponują wypróbowanymi metodami wykrywania rosyjskich nielegalnych działań. Dlatego opowiadamy się za powołaniem platformy do koordynowania takiej współpracy, aby skuteczniej zapobiegać rosyjskim atakom hybrydowym na państwa europejskie”. 

REDAKCJA POLECA

script type=’text/Javascript’>

Spór na linii prezydent-premier nabiera tempa. Czy Nawrocki ma prawo wzywać szefów służb?

Spór na linii prezydent-premier nabiera tempa, eskalując do kryzysu we współpracy kluczowych organów państwa. Donald Tusk stanowczo odrzucił zarzuty Karola Nawrockiego o blokowanie kontaktów szefów służb specjalnych z głową państwa, podkreślając, że obowiązujące przepisy jasno określają zasady współdziałania. W odpowiedzi na oskarżenia o utrudnianie nominacji oficerskich, szef rządu zarzucił Nawrockiemu eskalowanie konfliktu i łamanie konstytucyjnych standardów. Oś sporu stanowi kwestia kontroli nad służbami specjalnymi oraz odmowa nadania stopni oficerskich funkcjonariuszom, co zagraża ciągłości i sprawności działania aparatu bezpieczeństwa.

Kto rządzi służbami? Spór o konstytucyjne formaty współpracy

Sednem trwającego od kilku dni konfliktu jest kwestia dostępu do szefów służb i ich faktycznego przełożonego. Premier Donald Tusk oraz Minister Koordynator Służb Specjalnych Tomasz Siemoniak wskazują na konstytucyjne i ustawowe umocowanie rządu do sprawowania nadzoru i kierowania służbami. W Polsce, Prezes Rady Ministrów (a poprzez niego Minister Koordynator) sprawuje bezpośredni nadzór i kontrolę nad Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), Służbą Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) i innymi służbami. Szefowie tych służb podlegają właśnie Prezesowi Rady Ministrów, a nie bezpośrednio Prezydentowi.

Nawrocki zarzucił premierowi, że ten podjął decyzję o „zakazie spotykania się szefów służb specjalnych z Prezydentem RP”. W odpowiedzi, szef rządu i minister Siemoniak podkreślili, że prawo nie przewiduje indywidualnych, pozaustawowych odpraw szefów służb z głową państwa. Zamiast tego obowiązują ściśle określone formaty współpracy, takie jak posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego czy Rady Gabinetowej. Co istotne, przedstawiciel Prezydenta uczestniczy w każdym posiedzeniu Kolegium do Spraw Służb Specjalnych, co zapewnia głowie państwa dostęp do kluczowych informacji zgodnie z wymogami prawa.

Premier Tusk, komentując zarzuty prezydenta, podkreślił, że dopóki prezydent nie zwróci się do niego o spotkanie w konkretnej sprawie, to on jako szef rządu, odpowiedzialny za konstytucyjne standardy, nie pozwoli na łamanie zasad. Stwierdził, że Prezydent ma swoje kompetencje, ale „nie jest od wzywania ministrów czy urzędników państwowych, którzy są podlegli rządowi”.

Nominacje oficerskie jako oręż w konflikcie politycznym

Spór o dostępy szefów służb błyskawicznie przełożył się na najbardziej widoczny element konfliktu: nominacje na pierwszy stopień oficerski. Premier Donald Tusk publicznie zarzucił prezydentowi zablokowanie nominacji 136 przyszłych oficerów SKW i ABW. To Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nadaje pierwszy stopień oficerski na wniosek właściwego ministra, a akt ten ma tradycyjnie uroczysty i apolityczny charakter, co podnosi rangę zarzutów, szczególnie w kontekście uroczystości związanych z 11 listopada.

Minister Siemoniak podkreślił, że odmowa podpisania tych nominacji jest „wielkim błędem i wielkim wstydem”, który nijak ma się do nieprawdziwych zastrzeżeń Prezydenta. Według szefa resortu, Prezydent wykorzystuje pagon jako narzędzie politycznej walki, mszcząc się na funkcjonariuszach, co godzi w morale służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. Minister przypomniał, że Andrzej Duda w okresie swojej prezydentury zawsze przestrzegał zasad współpracy ze służbami za pośrednictwem premiera lub ministra koordynatora i nigdy nie rozważał odmowy podpisania nominacji na pierwszy stopień oficerski.

Nawrocki ripostował, że to właśnie na odwołanych spotkaniach z szefami służb „miały zapaść decyzje dotyczące nominacji oficerskich”, sugerując, że brak możliwości bezpośredniej rozmowy uniemożliwił mu podjęcie decyzji. Szef rządu stanowczo odrzucił tę narrację, mówiąc: „Wolałbym, żeby nie mijał się z prawdą i także, żeby znał konstytucję”.

Konsekwencje dla bezpieczeństwa państwa

Konsekwencją tego sporu jest erozja autorytetu procedur i realne ryzyko dla stabilności służb specjalnych, które powinny być odporne na bieżące napięcia polityczne. Nominacje oficerskie, nadawane na wniosek ministrów obrony lub spraw wewnętrznych, to nie tylko formalność. Prezydent, jako zwierzchnik sił zbrojnych, ma konstytucyjny obowiązek ich podpisywania.

Tusk, odpowiadając na zarzuty o izolacji prezydenta, zapewnił: „Nikomu niczego nie zakazuje. Szefowie służb, ministrowie, wiceministrowie będą spotykali się z prezydentem, jeśli pan prezydent zwróci się do mnie z informacją, w jakiej sprawie, i o co chodzi”.

DF, thefad.pl / Źródło: Onet Wiadomości, TOK FM, Rządowy Portal Gov.pl, BBN.gov.pl

 

 


Prysznic rano czy wieczorem? Dermatolodzy rozstrzygają spór

Rano czy wieczorem? To pytanie dzieli społeczeństwo niemal tak mocno jak debata o ananasie na pizzy. Jedni nie wyobrażają sobie rozpoczęcia dnia bez gorącego prysznica, inni nie zasną, dopóki nie „zmyją dnia”. A co na to nauka?

Dziewczyna pod prysznicemFot. thefad.pl / AI

Jedni nie wyobrażają sobie rozpoczęcia dnia bez orzeźwiającego prysznica, inni nie zasną bez kąpieli przed snem. Zamiast przerzucać się argumentami, spójrzmy na badania i zalecenia dermatologów. Odpowiedź na pytanie „kiedy lepiej?” jest mniej oczywista, niż myślisz.

Co dzieje się z twoją skórą w nocy?

Skóra to żywy ekosystem. Na każdym centymetrze kwadratowym bywa od dziesiątek tysięcy do około miliona bakterii różnych gatunków. Ten mikrobiom współtworzy naszą barierę ochronną. Pamiętajmy też, że zapach ciała nie bierze się z samego potu (ten jest bezwonny), lecz z metabolitów drobnoustrojów rozkładających pot i łój.

Jak wyjaśnia dr Primrose Freestone, mikrobiolożka z University of Leicester: „Nawet jeśli weźmiesz prysznic wieczorem, w nocy nadal się pocisz i złuszczasz naskórek. Tworzysz wilgotne mikrośrodowisko, które bakterie uwielbiają. Kiedy wstajesz rano, jesteś już nieco nieświeży.”

Niezależnie od wieczornej kąpieli, podczas chłodnej nocy możemy wydzielić nawet do pół litra płynu i zostawić w pościeli ponad 50 000 komórek skóry. To prawdziwa uczta dla roztoczy kurzu domowego. Właśnie dlatego rano, na skórze i włosach, mamy to, co „przyszło” z pościeli. To najsilniejszy argument za porannym prysznicem jako „świeżym startem”.

Czy wieczorny prysznic gwarantuje lepszą higienę?

Intuicja podpowiada, że tak. W końcu zmywamy kurz, pyłki, alergeny i miejski osad, zanim wtulimy się w kołdrę. Problem w tym, że kluczowa bywa nie tyle pora kąpieli, tylko higiena łóżka. Mikroorganizmy potrafią przeżyć na tkaninach tygodniami, a w poduszkach znajdowano liczne gatunki grzybów, szczególnie istotne zwłaszcza dla alergików i osób z astmą.

„Prawdopodobnie ważniejsze jest regularne pranie pościeli niż wieczorne branie prysznica” – mówi dr Holly Wilkinson z University of Hull. „Bo jeśli kładziesz się spać po kąpieli, ale nie zmieniasz pościeli przez miesiąc, to gromadzą się na niej bakterie, brud i roztocza.”

Wieczorny prysznic ma sens, ale nie zmienia faktu, że w nocy i tak się pocimy i złuszczamy naskórek. Rzeczywistą różnicę robi higiena łóżka: pranie poszewek i prześcieradeł co tydzień (u alergików w 60°C) oraz regularne wietrzenie sypialni.

Tajemnica lepszego snu

W kwestii snu, wieczorna kąpiel ma silną, naukowo potwierdzoną przewagę. Metaanaliza 13 badań naukowych wykazała fascynującą zależność: ciepły prysznic lub kąpiel (woda około 40–42,5°C), wzięte 1–2 godziny przed snem i trwające minimum 10 minut, skracają czas zasypiania średnio o około 10 minut i poprawiają efektywność snu.

Dlaczego to działa? Ciepła woda rozszerza naczynia krwionośne, które po wyjściu z łazienki szybciej oddają ciepło do otoczenia. Temperatura rdzeniowa ciała spada, a zegar biologiczny dostaje wyraźny sygnał: pora spać. To prosty, biologiczny hack na sen. Pamiętajmy jednak, by nie brać gorącej kąpieli tuż przed położeniem się – organizm potrzebuje czasu na schłodzenie.

Co naprawdę ma znaczenie?

Jeśli myjesz się raz dziennie, pora prysznica najpewniej ma mniejsze znaczenie niż higiena łóżka i to, jak funkcjonujesz w ciągu dnia. Poranny prysznic daje „świeży start”, dodaje energii, budzi, orzeźwia, pomaga w stylizacji włosów i przygotowuje skórę do dziennej pielęgnacji. Wieczorny zasypianie, zmywa z ciała alergeny i zanieczyszczenia z ulicy, relaksuje i daje więcej czasu na wieczorną pielęgnację.

Co do częstotliwości, nauka jest wyrozumiała: o ile codziennie myjesz kluczowe obszary ciała (pachy, pachwiny, stopy), pełny prysznic kilka razy w tygodniu może wystarczyć dla osób mało aktywnych. Oczywiście, jeśli trenujesz, pracujesz fizycznie lub masz skłonność do trądziku/atopii, codzienny prysznic jest uzasadniony.

Zaskakująca prawda o częstotliwości

Czujesz presję, że musisz brać prysznic codziennie? Nauka ma dla ciebie dobre wieści: o ile codziennie myjesz kluczowe obszary ciała, pełny prysznic kilka razy w tygodniu może wystarczyć. Oczywiście, jeśli jesteś rolnikiem, pracujesz fizycznie czy intensywnie ćwiczysz potrzebujesz częstszych kąpieli. To zależy od indywidualnych potrzeb.

Werdykt

Poranny prysznic daje świeży start, wieczorny pomaga lepiej spać. O zdrowiu decyduje jednak przede wszystkim porządek w sypialni i konsekwentne nawyki. Jeśli gorzej śpisz, spróbuj przez tydzień brać prysznic 60–120 minut przed snem. Jeśli potrzebujesz „iskry” na początek dnia, zostań przy porannym rytuale.

A pościel? Pierz ją regularnie co tydzień, w wysokiej temperaturze i wietrzenię sypialnię. To ona częściej niż pora prysznica rozstrzyga dyskusję o tej formie higieny.

Koniec końców, nie chodzi o to, która strona ma rację, nauka daje wolny wybór, ale pamiętaj o wymianie pościeli. Serio, rób to.

DF, thefad.pl

 


Orban atakuje Tuska: „Podżegacz wojenny. Uczynił z Polski wasala Brukseli”

Premier Węgier Viktor Orban opublikował ostry atak na Donalda Tuska, nazywając go „podżegaczem wojennym” i zarzucając, że „uczynił z Polski wasala Brukseli”. To odpowiedź na krytykę spotkania węgierskiego premiera ze Zbigniewem Ziobrą w Budapeszcie.

Fot. European Parliament

Orban kontra Tusk – eskalacja konfliktu

W sobotę 1 listopada Viktor Orban zamieścił w mediach społecznościowych obszerny wpis, w którym nie szczędził gorzkich słów pod adresem polskiego premiera. „Premier Donald Tusk rozpoczął kolejny atak na Węgry. Robi to, ponieważ ma poważne kłopoty w kraju” – napisał szef węgierskiego rządu.

Według Orbana problemy Tuska wynikają z porażki jego partii w wyborach prezydenckich, niestabilności rządu oraz spadających notowań w sondażach. „Wraz z Manfredem Weberem stał się jednym z najgłośniejszych podżegaczy wojennych w Europie – a jednak jego polityka wojenna zawodzi: Ukrainie kończą się europejskie pieniądze, a Polacy są zmęczeni wojną” – argumentował premier Węgier.

„Wasal Brukseli” i „panika”

Orban posunął się jeszcze dalej w swojej krytyce. „Nie może zmienić kursu, ponieważ uczynił z Polski wasala Brukseli. Teraz jest w trybie paniki: ściga swoich przeciwników politycznych środkami prawnymi i atakuje stanowisko Węgier, aby odwrócić uwagę od własnych wewnętrznych problemów politycznych. To smutne” – napisał węgierski przywódca.

Kontrowersyjne spotkanie Orbana z Ziobrą

Wszystko zaczęło się od czwartkowego spotkania Viktora Orbana ze Zbigniewem Ziobrą w Budapeszcie. Były minister sprawiedliwości, przeciwko któremu polska prokuratura wniosła o uchylenie immunitetu i zgodę na aresztowanie, przebywał w stolicy Węgier na premierze filmu „Przejęcie” Marcina Tulickiego.

Orban opublikował wspólne zdjęcie z Ziobrą i napisał: „Sprawiedliwość dla Polski! Polska prawica odniosła ogromne zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Od tego czasu pro-brukselski rząd Polski rozpoczął przeciwko niej polityczną nagonkę”.

Tusk: „Albo w areszcie, albo w Budapeszcie”

Premier Donald Tusk ostro zareagował na spotkanie Orban-Ziobro, publikując krótki, ale wymowny wpis: „Albo w areszcie, albo w Budapeszcie”.

Zbigniew Ziobro odpowiedział w podobnym stylu: „Najpóźniej za dwa lata pakuj manatki – albo do Berlina, albo za kratki”.

26 zarzutów dla Ziobry

We wtorek prokuratura złożyła do Sejmu wniosek o uchylenie immunitetu Zbigniewowi Ziobrze. Chodzi o aferę związaną z Funduszem Sprawiedliwości. Prokuratura zarzuca byłemu ministrowi sprawiedliwości popełnienie 26 przestępstw, w tym założenie i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Posiedzenie komisji sejmowej w tej sprawie zaplanowane jest na 6 listopada.

Orban apeluje o pokój

Na zakończenie swojego wpisu Viktor Orban zaznaczył: „Historyczna przyjaźń węgiersko-polska zasługuje na więcej. Nie poprę polityki wojennej pana Tuska. Węgry idą inną drogą — ścieżką pokoju. Węgry nie chcą być wasalami Brukseli. Czas, żeby Pan Tusk się z tym pogodził — i pilnował swoich spraw”.

DF, thefad.pl / Źródło: X


Odebranie tytułów to za mało. Brytyjczycy widzą księcia Andrzeja za kratami

Alexandra Jarecka

Powiązania ze skazanym za pedofilię Jeffreyem Epsteinem pozbawiły księcia Andrzeja tytułu oraz rezydencji w Windsorze. Gazety komentują.

Teraz to zwyczajnie Andrzej

„Tytuł książęcy przestał obowiązywać – «teraz to zwyczajnie Andrzej» – stwierdził w telewizyjnym wywiadzie wzruszony do łez brat Virginii Giuffre. Giuffre, która w kwietniu popełniła samobójstwo w wieku 41 lat, była najbardziej znaną spośród kobiet uznanych za ofiary sprawcy przestępstw seksualnych Jeffreya Epsteina. Prawdopodobnie także Andrzeja Mountbattena-Windsora, wcześniej noszącego tytuł księcia Andrzeja” – pisze „Süddeutsche Zeitung”.

Bezczelny, skorumpowany

„Choć nadal zaprzecza zarzutom, to po pośmiertnym opublikowaniu biografii Virginii Giuffre najwyraźniej nie wierzy mu już nawet jego własny brat” – dodaje dziennik. „Andrzej Mountbatten-Windsor jest, według dostępnych informacji, osobą skorumpowaną, prawdopodobnie nigdy niepociągniętą do odpowiedzialności sprawczynią przestępstw seksualnych, a ponadto – jak się wydaje – na tyle bezczelną, by domagać się królewskich rezydencji dla siebie i swojej byłej żony” – czytamy.

Więzienie właściwym miejscem

„Fakt, że teraz, jako zwykły obywatel, zamieszka – według brytyjskiego dziennika «Daily Mail» – sam w Sandringham, może być postrzegany w kręgach królewskich jako «totalna degradacja». Jednak wielu Brytyjczyków uważa, że zamiast przytulnego domku w idyllicznym Norfolk lepszym miejscem dla niego byłoby jedno z więzień w Anglii, nazywanych His Majesty’s Prison” – pisze niemiecka gazeta.

„Frankfurter Allgemeine Zeitung” pisze, że odebranie przez króla Karola wszystkich tytułów i przywilejów Andrzejowi oraz wymóg opuszczenia Royal Lodge to krok bez precedensu wobec członka rodziny królewskiej. Dziennik przypomina jednocześnie, że mimo tej decyzji Andrzej pozostaje ósmy w kolejce do tronu, a zmiana porządku sukcesji wymagałaby aktu parlamentu. Tłem dla decyzji są wieloletnie kontrowersje wokół relacji księcia z Jeffreyem Epsteinem oraz oskarżenia formułowane przez Virginię Giuffre; sprawa — także za sprawą publikacji jej wspomnień — ponownie znalazła się w centrum uwagi. Brytyjskie media informują też o przenosinach Andrzeja do posiadłości w Sandringham, co część komentatorów odczytuje jako symboliczne zamknięcie jego publicznej roli.

Sukcesja i decyzja Pałacu Buckingham

Nawet po odebraniu wszystkich tytułów honorowych Andrzej nadal pozostaje ósmy w kolejce do brytyjskiego tronu – wskazuje dziennik. Aby to zmienić, potrzebne byłoby uchwalenie specjalnej ustawy – co jeszcze bardziej osłabiłoby fundamenty monarchii, opartej na niezmiennych zasadach dziedziczenia. Pałac Buckingham przekazał, że król wolał sam odebrać bratu wszystkie tytuły honorowe, zamiast pozostawiać decyzję w gestii parlamentu. Tłumaczono to tym, że nie chciano marnować cennego czasu parlamentu. „Jednak w tej wypowiedzi nie słychać troski, lecz strach” – wskazuje dziennik z Frankfurtu.

Głos prasy regionalnej: „Hessische-Niedersächsische Allgemeine”

W ocenie regionalnego dziennika „Hessische-Niedersächsische Allgemeine” potępienie Andrzeja przyszło późno, lecz lepiej późno niż wcale. „Ze względu na wagę oskarżeń decyzja króla Karola – spadająca niczym gilotyna – była także w jego własnym interesie. Karol stoi przed koniecznością ochrony zarówno własnej reputacji, jak i instytucji monarchii. Coraz więcej Brytyjczyków traci wiarę w tę instytucję, nie tylko po aferze z księciem Andrzejem, zastanawiając się, dlaczego miliony z podatków marnowane są na arystokratyczną kastę. To słuszne pytanie, które należałoby również zadać w innych krajach Europy”.

REDAKCJA POLECA

script type=’text/Javascript’>

 


Viktor Orban spotkał się ze Zbigniewem Ziobrą. „Albo w areszcie, albo w Budapeszcie”

Budapeszt znów stał się sceną dla polskiej polityki. W czwartek, 30 października 2025 roku, Viktor Orbán opublikował zdjęcie ze Zbigniewem Ziobrą i komentarz, który odbił się echem w Warszawie i Brukseli. „Sprawiedliwość dla Polski” — napisał, dodając, że polskie władze prowadzą nagonkę na prawicę. „W absurdalnych czasach żyjemy” — zakończył. Wpis Orbána zbiegł się z wnioskiem prokuratury o uchylenie Ziobrze immunitetu.

"Dzisiaj spotkałem w Budapeszcie Zbigniewa Ziobrę, byłego ministra sprawiedliwości, którego polski rząd chce aresztować. A to wszystko w sercu Europy. Tymczasem Bruksela słucha. Co za stan rzeczy!" — napisał w czwartkowe popołudnie premier Węgier Viktor Orban po spotkaniu z Ziobrą

Viktor Orban spotkał się ze Zbigniewem Ziobrą Fot. X / @PM_ViktorOrban

Budapeszteński kadr i nieplanowana rozmowa

Ziobro przyleciał do Budapesztu na premierę filmu „Przejęcie” Marcina Tulickiego o zmianach w TVP po wyborach 2023 roku. Jak relacjonował, spotkanie z premierem Węgier nie było wcześniej planowane, a rozmowa dotyczyła spraw ogólnopolitycznych i sporów o suwerenność. Orbán, od lat akcentujący napięcia między rządami państw a instytucjami unijnymi, wykorzystał tę sytuację do wzmocnienia własnego przekazu.

„Sprawiedliwość dla Polski! Polska prawica odniosła ogromne zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Od tego czasu pro-brukselski rząd polski rozpoczął przeciwko niej polityczną nagonkę. Dziś spotkałem się w Budapeszcie z byłym ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro. Polski rząd próbuje doprowadzić do jego aresztowania. Wszystko to dzieje się w sercu Europy, podczas gdy Bruksela milczy. W absurdalnych czasach żyjemy” — napisał Viktor Orbán, komentując spotkanie z Ziobro.

Reakcje w Warszawie

Na wpis Orbána natychmiast odpowiedziała polska polityka. Donald Tusk skwitował całą sytuację jednym zdaniem: „Albo w areszcie, albo w Budapeszcie”.

Wicepremier Radosław Sikorski ironicznie dopytywał o możliwy azyl. Krótkie, celne riposty zastąpiły długie oświadczenia, bo w takim formacie dziś toczy się większość sporów o symbole i narracje.

„Brednie”, Fundusz Sprawiedliwości i 26 zarzutów

Prokuratura Krajowa skierowała do Sejmu wniosek o uchylenie immunitetu Zbigniewowi Ziobrze oraz o zgodę na jego zatrzymanie i tymczasowy areszt. Śledczy wskazują na nieprawidłowości przy dysponowaniu środkami z Funduszu Sprawiedliwości i wyliczają 26 zarzucanych czynów, w tym działanie w zorganizowanej grupie. W uzasadnieniu mówią o obszernym materiale dowodowym, ryzyku niestawiennictwa i możliwości matactwa.

Prawo i Sprawiedliwość przedstawia działania prokuratury jako politycznie motywowane. Jarosław Kaczyński ocenił decyzję śledczych jako „skandaliczną”, a planowane wobec Ziobry zarzuty nazwał „bredniami i bzdurami”, publicznie kwestionując ich zasadność.

DF, thefad.pl


Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję