Kamil Durczok
Uważna obserwacja ruchów, jakie wykonuje minister sprawiedliwości i jego przyboczni, pozwala sądzić, że celem Ziobry jest dorżnięcie wolnych sądów, a potem opanowanie całego wymiaru sprawiedliwości.
Antyunijna szarża Zbigniewa Ziobry nie jest tak szalona, jak mogłoby się wydawać. Wielu widzi na jej końcu wyłącznie wybory, w których Solidarna Polska samodzielnie wchodzi do sejmu, albo nie. Ale Ziobro nie jest fantastą i twardo stoi na ziemi. Nic nie wskazuje dziś, by miał szansę samodzielnie wdrapać się ponad 5% próg wyborczy. Więc po co ta wojna ze wszystkimi wokół?
Uważna obserwacja ruchów, jakie wykonuje minister sprawiedliwości i jego przyboczni, pozwala sądzić, że celem Ziobry jest dorżnięcie wolnych sądów, a potem opanowanie całego wymiaru sprawiedliwości. Już trzyma twardą ręką prokuraturę, powymieniał prezesów sądów, Izba Dyscyplinarna, póki co, ma się doskonale i właśnie była łaskawa uzasadnić, dlaczego sędziego Tuleyę pozbawiła immunitetu.
Pismo wygląda jak żywcem spisane z konferencji w ministerstwie sprawiedliwości, a żeby było bardziej krwiście, czytamy w nim m.in. o "wiecach nienawiści", organizowanych przeciwko sędziom orzekającym ws. uchylenia immunitetu. Mechanizm praworządności, (nazywany przez cały obóz rządzący „tzw. mechanizmem praworządności”) nie zadziała od razu. Niewiele osób w Polsce zwracało na to uwagę. Większość, jakby oślepiona tandetnie aktorską szarżą ziobrystów, uwierzyła, że dla Solidarnej Polski to prawdziwy kłopot i solidna przeszkoda w dalszym demolowaniu państwa prawa. A to kompletna bzdura. "Warszawa wie, że ta procedura, choć jest upokarzająca, ma bardzo niewielkie szanse doprowadzenia do tych sławetnych sankcji" – pisze paryski dziennik "Le Figaro”.
I słusznie pisze!
Minister Sprawiedliwości postawi teraz wszystko na jedną kartę. Podlegli mu prokuratorzy oraz posłuszna Izba Dyscyplinarna, będą harowały dzień i noc, by za kilka miesięcy, kiedy można się spodziewać pierwszych reakcji Brukseli, w polskich sądach było już pozamiatane. Niepokornych, odważnych sędziów się zawiesi, oskarży, pozbawi części wynagrodzenia lub wyśle w delegację na drugi koniec kraju. Jedynym skutkiem rzekomego kompromisu (tak naprawdę bezwartościowej kartki papieru, na której podpisano w Brukseli to fikcyjne porozumienie), będzie turbo-przyspieszenie zmian w sądownictwie. I tyle.
Ziobro niewiele też ryzykuje. Na pogróżki Kaczyńskiego o wyrzuceniu z koalicji najpewniej wybuchnął śmiechem. Po pierwsze, nie ma go kim zastąpić. Nawet jeśli część ludowców i kukizowców dałaby się kupić, to i cena za wysoka, i towar niepewnej jakości. O świeżości nie wspomnę. Poza tym coś mi się zdaje, że z przepastnych szaf ministra sprawiedliwości zaczęłyby wypadać takie trupy, że wnioski o uchylenie immunitetów wędrowałyby do Sejmu seryjnie. Haki leżą i czekają. I Kaczyński, i Ziobro, i PSL i wszyscy inni świetnie o tym wiedzą. A komu się spieszy na własny pogrzeb…?
Wejście PSL do rządu z PiS jest tak samo prawdopodobne, jak żniwa zbóż jarych jeszcze przed wigilią. Oznaczałoby w najlepszym razie rozłam, a pewnie i koniec długiej historii ludowców. O zjedzeniu w charakterze przystawki nie wspominając.
Zatem mamy same dobre wiadomości. Wojna z „sędziowską kastą” przyspieszy, Ziobro z Morawieckim rzucą się sobie do gardeł, czeka nas festiwal spektakularnych zatrzymań i szczucie wszystkich przeciwko wszystkim. Przed nami chaos, burdel i wieczne awantury. Czyli wszystko, w czym to towarzystwo czuje się najlepiej. Wszystkiego dobrego. Nam, nie im.