Rafał Sulikowski
Wiem, skąd bierze się ogólnie prawicowość, konserwatyzm czy nacjonalizm. Z biedy. Tak, większość schorzeń aspołecznych i postaw, które przez wywyższanie swojej grupy plemiennej kosztem wykluczania innych grup, wynika z ekonomii.
Cieszę się. Tak, bardzo cieszę się z klęski wizerunkowej i logistycznej polskich grup narodowców, którzy są de facto neonacjonalistami - co najmniej.
Były ksiądz Jacek Międlar do spółki z Winnickim już zapowiadają zadymę - że „jednak marsze się odbędą”. Cóż, stopień oderwania od rzeczywistości polskiej i europejsko-światowej obydwu panów dobrze znamy. Jednak z drugiej strony jest w tym pewna perfidia - oto mam wrażenie, że narodowcy i w ogóle “prawicowość”, także skrajna, jest na fali, co da się wykorzystać nawet materialnie, pisząc książki, działając w Internecie czy jeżdżąc z gościnnymi wykładami do Wąchocka, gdzie na takie spotkania przychodzą zarówno zgrzani młodzi wykluczeni, nieuczący się ani niepracujący oraz ludzie starsi, którzy przebierają nóżkami, aby uczestniczyć raz jeszcze w jakiejś zadymie, jak za młodych lat.
Ale obok tej emocji, całkiem sprawiedliwej pojawia się żal. Wiem, skąd bierze się ogólnie prawicowość, konserwatyzm czy nacjonalizm. Z biedy. Tak, większość schorzeń aspołecznych i postaw, które przez wywyższanie swojej grupy plemiennej kosztem wykluczania innych grup, wynika z ekonomii. Oto przecież Mekką neonacjonalizmu jest blok czy ściana wschodnia Polski, nazywanej często dość słusznie jako “Polska B” - jest nie inne miasto, jak Białystok, gdzie dochodziło do napadów na obcokrajowców i to w białe dnie w ich własnych domach.
Jeszcze za czasów PO-PSL walczono z tym, a po jednym z głośniejszych napadów minister Sienkiewicz o ile pamiętam, powiedział “idziemy po was”. Kto teraz z rządu powiedziałby odważnie, że “idziemy po kiboli, skin-headów czy nacjonali?” Nikt, jestem pewien, stołek jest ważniejszy.
Dlaczego żal mi tych ludzi? Bo urodzili się w biednych zazwyczaj rodzinach, często niepełnych, gdzie brakowało ojca, a matka była nadopiekuńcza, więc gdy dorośli i przyszło im radzić sobie samym, nie dali rady dostosować się do społeczeństwa, więc zaczęli tworzyć własne środowiska, albo przyłączać do już istniejących środowisk dawnych “skinów”.
Jak wiemy, ich skrajnym biegunem byli pacyfistyczni anarchiści, Pomarańczowa Alternatywa i trzeci obieg literacki za PRL, “dzieci kwiaty”, hippisi i punki. Ich już nie ma, bo dorośli i potrafili się jednak dostosować do realiów nowej Polski. Grupom nacjonalistów i neofaszystów się nie udało zapewnić dobrego startu w życie, nie znaleźli partnerek i nie prowadzili normalnego życia, zresztą nie każdy - póki nie łamie prawa - takie prowadzić.
Żal mi, bo nie zdobyli na tyle wykształcenia, żeby ogarnąć swoje emocje rozumem, żeby swoje frustracje przepracować, żeby coś zrobić dobrego w życiu, bo przeważnie starość takich ludzi bywa bardzo trudna - bilans wtedy wychodzi ujemny, człowiek ma pretensje do siebie, rodziców i społeczeństwa, staje się roszczeniowy i przybiera postawy odwetowe, może nawet wchodzi często w konflikt z prawem i ląduje w poprawczaku (przed 16 r.ż.) albo w więzieniu. Wychodzi stamtąd jeszcze bardziej umocniony w swoich przekonaniach, czuje, że ma misję “zbawienia kraju ojczystego”, że powinien walczyć, niszczyć wszystkich, którzy nie pasują do jego układanki, którzy wierzą w wartości wywalczone w liberalnych demokracjach parlamentarnych, a nie w ulicę, rewolucje i podobne rzeczy. Przede wszystkim mają bardzo małe zasoby radzenia sobie na co dzień, więc wolą wszelkie święta, rocznice, gdzie można rozładować nagromadzone latami negatywne emocje, pokrzyczeć, dać komuś w ryj, jak sami zresztą mówią. Posługując się hejtem często angażują się za pieniądze dla rządów prawicowych, które rzekomo chcą ich resocjalizować, a tak naprawdę korzystać z ich potencjalnej masy społecznej dla przeprowadzenia zupełnie innych celów (np. wyprowadzenia Polski z UE), o czym nie mają narodowcy pojęcia, że są celowo wykorzystywani i zarazem kryci przez władze aktualnie rządzące.
Niestety, ich wszystkie ideologie są skazane na przeminięcie, a kiedy przyjdą nowe czasy i powróci normalność, prawdopodobnie albo zmienią swoje myślenie, a z nim działanie i zachowanie, albo wypadną na margines społeczny, czego nikomu życzyć nie wolno.
Dlatego edukacja tych grup staje się obecnie pilną potrzebą. Trzeba im wyjaśnić spokojnie, że Polska jest krajem ważnym, ale są też inne kraje, że są bardziej potrzebujący ludzie pomocy niż Polacy, że oprócz prześladować chrześcijan w Tybecie prześladuje się buddystów, że prześladowani są działacze lgbtq, ateiści, ludzie chorzy umysłowo, dzieci z ADH i tak dalej.
Trzeba ich uczyć solidarności nie tylko wewnątrz, ale z całą ludzkością, bo ważna jest każda istota, jaka żyje na ziemi, że globalizm nie jest niczyim spiskiem, tylko koniecznością, która wynika z demografii, że przy takiej ilości ludzi na planecie konflikty są i będą jeszcze długo, że istnieją również inne, równie ciekawe kultury i że ogólnie istnieje dla nich lepsza alternatywa niż demolowanie aut, palenie flag unijnych czy odpalania rac w stronę inaczej myślących. Inaczej zawsze oznacza, że nie lepiej niż gorzej, ale właśnie inaczej.
Dopóki nie nauczymy się życia w płynnej nowoczesności, w której niepewność jest faktem powszechnym i zarazem pluralistycznej ponowoczesność, gdzie różne style życia są równouprawnione, nie wygramy.
Dlatego jest mi ich trochę żal, ale szanuję ich wybory. To ich życie, niech robią z nim, co chcą. Jeśli jednak dochodzi do łamania prawa, zawsze musimy reagować.
Rafał Sulikowski