Szukaj w serwisie

×
3 maja 2020

Kamil Durczok o J.Kaczyńskim: To, co rodzi się w jego głowie od dawna jest wypadkową szaleństwa, nienawiści i niepohamowanej żądzy władzy

Kamil Durczok

Kamil Durczok

Po przerwie technicznej wracam, póki jeszcze mogę zapraszam do lektury. Najnowsze Wolne (O)SĄDY. Tym razem o dyktaturze i głupocie. Naszej.

To będzie tekst na „Nie”.

Nie słuchajcie opozycji. Jest ślepa, naiwna i podzielona. Potrafi tylko grzmieć ze wzmożeniem zbliżonym do tego, jakie prezentuje Wielki Notariusz. Nie słuchajcie rządzących, bo to zwykłe dranie. Słuchajcie siebie. Swojego sumienia.

Nie wiem, czy Wódz przeforsuje te wybory 10 maja. Może przesunie na 17 albo jeszcze później. To, co rodzi się w jego głowie od dawna jest wypadkową szaleństwa, nienawiści i niepohamowanej żądzy władzy. Jest szaleńcem. Nieobliczalnym. Nieprzewidywalnym nawet dla najbliższego otoczenia, hołdującego mu jak mandaryński dwór, czapkującego jak pańszczyźniani chłopi. Bardziej to przypomina piszczące, krzyczące i wrzeszczące otoczenie Kima, niż demokratyczną, sensowną i myślącą o obywatelach władzę.

Te wybory to farsa i kpina z nas wszystkich. Za pewnik trzeba przyjąć, że przeprowadzone w wersji korespondencyjnej zostaną sfałszowane. Nie ma żadnej - ŻADNEJ - szansy, by temu fałszerstwu się oprzeć. Fałszerstwo to szerokie pojęcie. Nie musi wcale oznaczać dorzucenia do wirtualnej urny głosów oddanych na Wielkiego Notariusza. Choć i to jest wysoce prawdopodobne. Kpiną jest wysyłanie kart pod adres zameldowania, choć od dawna nie ma obowiązku meldunkowego. Kpina to kwitowanie odbioru kart osobiście, oznaczające konieczność czatowania na listonosza w miejscu zameldowania, mimo, że od lat tam nie mieszkamy. Wreszcie nieznany los naszej karty, jeśli jej nie odbierzemy osobiście, to kpina z nas wszystkich. To otwarcie drzwi do niezliczonych możliwości fałszowania i manipulacji.

Ale szczegóły tych jasełek wyborczych schodzą na drugi plan wobec faktu, że cały ten cyrk oznacza wprowadzenie dyktatury. Tak, dyktatury. Jazgot i jęk oburzenia, jaki podnosi się po tym słowie w sekcie Wodza tylko potwierdza skryte marzenia o pełni władzy.

Dyktatura. Wzięli Trybunał, prokuraturę, biorą Sąd Najwyższy a teraz jeszcze urząd prezydenta, sadzając tam Wielkiego Notariusza. Notariusza wzbudzającego gorzki śmiech, ilekroć rozpoczyna zdanie od słów „ja nie pozwolę, ja biorę odpowiedzialność, ja zrobię…”. Takiej deprecjacji urzędu nie było w wolnej Polsce nigdy. A teraz wisi nad nami groźba przedłużenia na kolejne lata tego stanu wyjątkowej paranoi.

To już jest dyktatura. Tylko w wersji mini. Wersja maxi przyjdzie, kiedy zgwałcony Sąd Najwyższy potwierdzi legalność tych wyborów. Bo to będzie oznaczać, że zostali nam już tylko odważni sędziowie, którzy i tak za chwilę będą masowo karani za wyroki nie po myśli Szeryfa. Ponuro, prawda?

Tak sobie czasem myślę, że my jesteśmy głupi. Głupi i ogłupieni. Patrzymy na to wszystko albo ze ślepą wiarą w Wodza albo z bierną apatią, z rzadka przerywaną atakami wściekłości. W magazynie Wyborczej doskonała rozmowa z Władysławem Frasyniukiem. Mówi, że potrzebny jest wkurw. Że bez niego nic się nie zmieni. Ten wkurw, ta wściekłość, może być dramatyczna, kiedy wyprowadzi ludzi na ulice. Wielu byłoby na to gotowych, tylko jak, skoro zakaz zgromadzeń… A jednak protesty w miastach granicznych skończyły się ustępstwami rządu. Nie wzywam do łamania prawa. Sugeruję tylko myślenie. Samodzielne. Krytyczne. Odpowiedzenia sobie we własnym sumieniu, czy - jakie „czy”, raczej „jak daleko” - posuwa się władza w ograniczaniu naszych praw. Pandemia? Ok. Tylko dlaczego jeden minister prowadzi konferencję w maseczce a inny bez. Dlaczego zakłady fryzjerskie są zamknięte a ministrowie, z szefem na czele, mają wymuskane i przycięte elegancko fryzurki? Podziemie fryzjerskie działa w kancelarii premiera czy włosy im przestały rosnąć? Że to drobiazgi? Jasne, ale od nich się wszystko zaczyna.

Nie pytajcie czy brać udział w tej komedii pocztowej zwanej przez sektę wyborami. Sam nie wiem. Jestem rozdarty, bo z jednej strony nie oddam walkowerem starcia o mój kraj, chwilowo rządzony przez dyktatora. Z drugiej, jak mam wspierać tę farsę, skoro mój sąsiad, zameldowany na wybrzeżu a mieszkający na Śląsku, nie ma żadnych szans na wzięcie udziału w tym cyrku.

Rozstrzygnijcie sami. We własnym sumieniu.

PS. Tekst pisałem w sobotni wieczór. Dziś przeczytałem raz jeszcze i już wiem. Mowy nie ma, żeby własnym głosem wspierał reżim. Nie zagłosuję. Bo nie tylko ten tekst jest na „nie”.

Kamil Durczok



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję