Wymiar przemocy w czasie niemieckiej okupacji Polski w latach 1939-1944 „przekracza wszelką wyobraźnię, a następstwa terroru są w Polsce odczuwalne do dziś” – pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ).
Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) zamieszcza obszerny artykuł niemieckiego historyka dr Jochena Boehlera – pracownika Kollegium im. Imre Kertésza w Jenie i wykładowcy Sorbony.
Na wstępie Boehler opisuje źródła, do jakich może sięgnąć historyk, który chce zbadać skutki II wojny światowej w Polsce. To m.in. archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, zawierające dokumenty sporządzone po wojnie przez Główną Komisję Badań Zbrodni Niemieckich w Polsce.
- Setki tysięcy stron liczą akta Głównej Komisji, na których w standardowych protokołach niewyobrażalne rzeczy zostały zapisane z biurokratyczną skrupulatnością. Ta ostatnia sprawia – jak zaznacza autor artykułu – że trudno z tych „rzeczowych” i „formalnych” dokumentów wyczytać prawdziwe cierpienie ludzi. Podobnie ma się rzecz z raportami przechowywanymi w Żydowskim Instytucie Historycznym, spisanymi według jednego wzoru – zauważa Boehler. - Dlatego niektóre z wcześniejszych publikacji polskich i żydowskich historyków, którzy przeżyli wojnę, czyta się raczej jak napisane w formie książki tabele śmierci niż jak opowiadania.
Są też wyjątki – wczesne publikacje polskich i żydowskich historyków, którzy przeżyli II wojnę światową. Jedną z nich jest historyczno-prawnicza analiza Mariana Pospieszalskiego – członka Komisji Głównej.
Ofiary i sprawcy
- Wymagało czasu, by w Polsce uświadomono sobie nie tylko wymiar, ale i implikacje niemieckich zbrodni wojennych – zauważa historyk z Jeny. Dodając, że obecnie temat ten jest jednym z dobrze zbadanych. Jako przykład wymienia po stronie polskiej m.in. popularno-naukowe opracowania Władysława Bartoszskiego, a po stronie niemieckiej Martina Broszata, dyrektora Instytutu Historii Współczesnej w Monachium.
Broszat był do początku lat 90. prawie jedynym ekspertem w tej dziedzinie w Niemczech. Od tego czasu jednak niemieckie uniwersytety odkryły temat dla siebie i prowadzą badania w tym zakresie. Powstałe opracowania mają wspólną cechę – pisze Jochen Boehler – a mianowicie to, że uwzględniają i porównują dostępne po obu stronach źródła, a zatem źródła sprawców i ofiar.
„To, że w Niemczech tak mało wiadomo o linii i następstwach niemieckiej okupacji w Polsce – powodowane jest nie tylko brakiem informacji" – pisze historyk.
Nieznane zbrodnie
„Z nastaniem wojny Polacy stali się w ciągu jednej nocy łatwym łupem” – pisze historyk z Jeny i porównuje I i II wojnę światową.
Z dokumentów Komisji Głównej, ale i niemieckiej armii wynika, że w ciągu niecałych trzech tygodni oddziały Wehrmachtu spaliły ponad 500 miejscowości i miast. W płomieniach ginęły dzieci, ojcowie byli rozstrzeliwani.
„Szok był dlatego tak duży, bo takich zbrodni ze strony niemieckich czy austriackich wojsk nie znano z I wojny światowej” – stwierdza autor, zauważając, że zniszczenie Kalisza w 1914 pozostało tu wyjątkiem.
W czasie II wojny światowej było inaczej. Spustoszenie siały Wehrmacht i Gestapo, wspierane przy mordowaniu miejscowej inteligencji przez paramilitarne formacje złożone z mniejszości niemieckiej Volksdeutscher Selbstschutz.
Rasistowska ideologia
„Bezlitosna niemiecka polityka okupacyjna w Polsce po 1939 była zatem zupełnie inna niż polityka po 1914” – pisze Boehler i wyjaśnia, dlaczego: jej podstawa nie była już „imperialistyczna”, tylko „rasistowska”, a Niemcy działali w Polsce w „nieuregulowanej prawnie” przestrzeni i nie musieli obawiać się kar za zbrodnie popełnione na Polakach i Żydach.
„Jako Polak można było w każdej chwili stracić dom, dobytek i majątek, trafić do obozu koncentracyjnego, pracować jako robotnik przymusowy, być deportowanym do Trzeciej Rzeszy albo w akcie zemsty zostać rozstrzelanym”, a owa nieuchronna rzeczywistość okupacyjna dotyczyła (mimo lokalnych różnic) całego kraju – pisze FAZ.
Zbrodnicze raporty
Historyk przytacza także niemieckie źródła informujące o okupacyjnej rzeczywistości, spisane „z dumą” przez niemieckich przywódców. Takim dokumentem jest Raport Stroopa, opisujący powstanie w getcie warszawskim czy raport przywódcy SS Friedricha Katzmanna – dokumentujący eksterminację ludności żydowskiej z dystryktu Galicja.
Historyk wyjaśnia jeszcze niemieckiemu czytelnikowi, że Polacy od początku wojny reagowali na okupacyjny terror. Pod niemiecką okupacją w Generalnej Gubernii, tworząc państwo podziemne z własnym systemem prawnym, edukacyjnym, Armią Krajową i rządem w Londynie, który już w 1942 ostrzegał, że „celem niemieckiego okupanta w Polsce jest zniewolenie, a ostatecznie zagłada narodu polskiego”. „Tragedią narodu polskiego jest to, że takie ostrzeżenia pozostały niezauważone przez opinię publiczną – o czym świadczy raport Jana Karskiego, którego tłumaczenie ukazało sią w Niemczech dopiero w 2011 roku.
Rozliczenie po latach
Różnorodne doświadczenia po wschodniej i zachodniej stronie granicy można odczytać z biografii historyków – konstatuje autor artykułu w FAZ. Niemiec Broszat był w hitlerowskiej młodzieżówce, Polak Bartoszewski był więźniem Auschwitz. Fakt, że mimo wszystko Bartoszewskiego łączyła głęboka przyjaźń z prezydentem Niemiec von Weizsaeckerem, który w 1939 brał czynny udział w inwazji na Polskę, świadczy o jego „osobistym formacie" – pisze historyk z Jeny. Podobnym aktem był dla niego list polskich biskupów do niemieckich z prośbą o przebaczenie.
Antyniemiecka nagonka, jaka po nim nastała, oznaczała dla historyka prawa Mariana Pospieszalskiego koniec kariery naukowej. Pospieszalski nie chciał uczestniczyć w antyniemieckiej kampanii, mimo świadomości, że Republika Federalna Niemiec „nie rozliczyła na dobrą sprawę niemieckiej okupacji w Polsce”.
„Jednym z setek przykładów” było uwolnienie od wszelkich zarzutów Heinza Reinefartha, znanego jako „rzeźnika Warszawy” i awansowanie go na burmistrza Westerlandu. Dopiero 70 lat po stłumieniu Powstania Warszawskiego w Westerlandzie pojawiła się tablica pamiątkowa informująca, że burmistrz tego miasta był jednym z odpowiedzialnych za masakrę ludności. Napis na niej głosi „Z pokorą oddajemy pokłon ofiarom Powstania Warszawskiego w nadziei na pojednanie” – pisze FAZ.