Mischa Erhardt
12 marca 1989 brytyjski inżynier i naukowiec sir Tim Berners-Lee, opublikował projekt oparty na aplikacji i bazie danych, którą stworzył na własny użytek w 1980 rok. Przedstawił w nim rozbudowany system zarządzania informacjami, który stał się zalążkiem obecnej World Wide Web. Po jakimś czasie dołączył do niego belgijski naukowiec Robert Cailliau, z którym Berners-Lee współpracował w ośrodku CERN. 12 listopada 1990 opublikowali oficjalny projekt budowy systemu hipertekstowego zwanego „World Wide Web” (w skrócie: WWW lub jeszcze krócej: W3), obsługiwanego przy pomocy przeglądarki internetowej. 30 kwietnia 1993 CERN ogłosił, że World Wide Web będzie udostępniona dla każdego. Najpopularniejszą przeglądarką internetową wówczas była ViolaWWW.
Rok 1989 był rokiem przełomów. Jeden z nich miał miejsce w umyśle Tima Bernersa-Lee. Fizykowi z najsłynniejszego ośrodka badawczego świata, CERN w Genewie, przeszkadzał notoryczny chaos informacyjny pomiędzy poszczególnymi instytutami oraz licznymi grupami roboczymi i projektowymi. Jako rozwiązanie wpadł na pomysł cyfrowej sieci informacyjnej, poprzez którą naukowcy mogliby wymieniać informacje. 34-letni wówczas badacz w skrócie zapisał tę koncepcję. „Mętna, ale ekscytująca” – skomentował notatkę jego szef. Najwyraźniej zbyt ogólnikowo. Bo przez jakiś czas nic się nie działo.
Ale Berners-Lee myślał dalej i powstały poszczególne elementy World Wide Web: tzw. URL dla adresów internetowych, HTML do opisywania stron internetowych, czyli do możliwości ich programowania. Musiał zacząć też funkcjonować techniczny protokół HTTP do obsługi linków i wreszcie powstać przepis na przeglądarkę internetową. Dokładnie 30 lat temu światowa opinia publiczna mogła zobaczyć efekt: 30 kwietnia 1993 roku naukowcy z CERN uruchomili World Wide Web. Technologicznie niewiele zmieniony do dziś, był to początek triumfalnego postępu internetu.
Encyklopedia? Łapacz kurzu
Dzisiaj trzeba tłumaczyć trzynastoletniej córce, że w jej wieku nie znało się ani internetu, ani smartfonów. Zamiast niegdysiejszych wypraw po zakupy do centrów miast, zamówienia online są dziś codziennością. Tomy słynnej encyklopedii Brockhaus stoją wprawdzie wciąż na półce – ale w najlepszym wypadku jako zbieracze kurzu. Wikipedia, która jest dostępna w zasadzie dla wszystkich, stała się miejscem, do którego można zajrzeć, jeśli chce się szybko zdobyć informacje o rewolucji 1789 roku czy wynalezieniu internetu. Kto szuka mieszkania, nie wertuje już stosów gazet, ale znajduje ogłoszenia na portalach internetowych i to w obfitości, która przerosłaby możliwości każdego papieru.
Zdarza się, że dezorientacja, a przynajmniej przeciążenie informacyjne, to minusy cyfrowej sieci. W internecie – i to jest geneza i idea jego funkcji – w zasadzie wszyscy mogą reklamować i publikować swoje poglądy, idee, produkty i wizje. Dobrym przykładem jest Donald Trump. Między innymi zasięg jego konta na Twitterze dał mu wiernych zwolenników, mimo – albo z powodu – wielu dezinformacji, jakich się dopuszczał.
Wyszukiwarki takie jak Google czy DuckDuckGo pomagają wprawdzie oddzielić ziarno od plew w pozornie nieskończonym polu informacji. Jednak przynajmniej za wielkimi cyfrowymi korporacjami, takimi jak Google, Apple, Facebook, Amazon i Microsoft, stoją globalne koncerny, które przede wszystkim realizują swoje interesy związane z zyskiem. Zyskują one poprzez strukturyzację internetu. Myśl ta, nawiasem mówiąc, była obca Timowi Bernersowi-Lee. Mógł on opatentować swoją technologię World Wide Web, ale świadomie się na to nie zdecydował. Pogoń za zyskiem była sprzeczna z jego ideałem wolnej wymiany informacji.
Następny poziom SI
W obrębie internetu właśnie pojawił się następny poziom: sztuczna inteligencja (SI), po angielsku Artificial Intelligence (AI). ChatGPT stworzył nowy powód do dyskusji zaledwie kilka miesięcy temu. Po 30 latach istnienia internetu pojawia się pytanie, czy ChatGPT reprezentuje jego przyszłość? „Jako model językowy oparty na AI nie mogę z całą pewnością powiedzieć, czy ChatGPT jest przyszłością internetu. Przyszłość internetu zależy od wielu czynników i ciągle się zmienia. Jednak istnieją pewne cechy ChatGPT i podobnych modeli SI, które mają potencjał, aby wpłynąć i zmienić internet” – tak pisze o sobie oprogramowanie zapytane przez DW. Należy jednak zauważyć, że modele SI przynoszą również wyzwania etyczne, takie jak ochrona danych, przejrzystość i odpowiedzialność.
Pod tym względem potencjalnie nowy poziom internetu pozostawia wiele do życzenia. ChatGPT potrafi generować spójne i koherentnie brzmiące teksty, ale źródła pozostają ukryte. Zupełnie inaczej niż w przypadku Tima Bernersa-Lee 30 lat temu. Jego pierwsza strona internetowa miała nieco nieporęczny i techniczny adres: http://info.cern.ch/hypertext/WWW/TheProject.html
Sir Tim Berners-Lee
Strona ta zawiera do dziś podstawowe informacje o World Wide Web: „The WorldWideWeb (W3) jest szeroko zakrojoną inicjatywą wyszukiwania informacji w hipermediach, której celem jest zapewnienie powszechnego dostępu do ogromnego uniwersum dokumentów” – czytamy. Hipermedia pochodzi od hipertekstu i oznacza teksty, które mają linki, czyli połączenia z innymi tekstami. W ten sposób powstaje sieć danych, bez której dzisiejszy świat nie mógłby funkcjonować.
W razie pytań do tego tematu możecie wybrać się w podróż w czasie. Na pierwszej stronie internetowej, która została publicznie udostępniona na całym świecie, znajduje się link do osób zaangażowanych w projekt. Znajdziesz tam Tima Bernersa-Lee, który w międzyczasie otrzymał tytuł „sir”, czyli niearystokratyczny tytuł szlachecki. Naukowiec, który miał wtedy 34 lata, miał w CERN-ie numer telefonu 3755 i e-mail: timbl@info.cern.ch.
Teraz prawdopodobnie nie uda się tą drogą dotrzeć do sir Tima Bernersa-Lee. Obecnie jest on profesorem w Massachusetts Institute of Technology (MIT), a od 2016 roku wykłada na Uniwersytecie Oksfordzkim. Nadal kieruje World Wide Web Consortium (W3C), ciałem, które założył w celu standaryzacji technik w World Wide Web. Można to zbadać za pomocą kilku kliknięć na smartfonie – w sir Tima Bernersa-Lee internecie.
REDAKCJA POLECA